Powołany w grudniu 2012 r. przez premiera Donalda Tuska „dziwny twór” Polskie Inwestycje Rozwojowe jak dotychczas przyniósł największe zyski jego prezesowi Mariuszowi Grendowiczowi. Co miesiąc do kieszeni urzędnika, kierującego instytucją o działaniu której mało co wiadomo, trafia 60 tys. zł miesięcznie. Przez pierwsze miesiące Grendowicz brał kasę praktycznie za nic, bo nie miał nawet biura – pisze Fakt.pl.
Grendowicza na prezesa wybrano wiosną.
Przez pierwsze miesiące pracował praktycznie bez umowy, bo aż cztery miesiące targował się o wynagrodzenie. „Miał za to służbową limuzynę i sekretarkę. W końcu minister skarbu zgodził się na 60 tys. zł miesięcznie” - informuje portal.
Jak dodaje Fakt.pl,
pensja prezesa ma jeszcze rosnąć w kolejnych latach. Sam Mariusz Grendowicz o pieniądzach nie chce mówić, zasłania się tajemnicą kontraktu.
Nie wiadomo, ile zarabiają członkowie zarządu. Spółka jednak zamiast zatrudniać pracowników, najpierw poszukała sobie szefów.
W zarządzie jest ich już ośmioro. A czym mają się zajmować? To też jest niejasne.
- Polskie Inwestycje Rozwojowe nie będą zwykłą firmą, jakich w Krajowym Rejestrze Sądowym wiele. Ma do spełnienia cel, którego realizacja ma za zadanie przynieść korzyści dla następnych pokoleń – zapowiedziało Ministerstwo Skarbu.
„Efekt? Prezes Grendowicz „pracuje” już w spółce pół roku. A jakie ma osiągnięcia? Logo zaprojektowane przez artystę z Akademii Sztuk Pięknych. To dopiero jest sztuka!” - zauważa Fakt.pl.
Źródło: niezalezna.pl,fakt.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
oa
Wczytuję ocenę...