
Teleskop gender
Ministerstwo nauki nie przyznało środków na działalność największego w Polsce radioteleskopu „Kopernik”.
Autor nie dodał jeszcze swojego opisu.
Ministerstwo nauki nie przyznało środków na działalność największego w Polsce radioteleskopu „Kopernik”.
Po pierwsze, musisz wyczuć moment. Gdy jeszcze rządzą tamci, rzucasz się w wir działań, na które dostajesz granty i za które chwali cię twoje środowisko, ale i tak robisz z siebie ofiarę. Poruszaj się na krawędzi szaleństwa, przeginaj pałę, wyzywaj policjantów, może nawet rzuć czymś w prezydencką kolumnę. Opłaci się.
To naprawdę szokujące, jak można tak bardzo nie uczyć się na własnych błędach. Przecież Zbigniew Ziobro nie jest pierwszą osobą wezwaną przed nielegalną w świetle wyroku TK sejmową komisję ds. Pegasusa.
Odkąd zmieniła się w Polsce władza, zmieniła się też narracja w sprawie rosyjskiej dezinformacji. Każdy, kto nie zgadza się z rządem lub kwestionuje przekaz jego mediów, od razu wrzucany jest do pojemnego worka z ruskimi onucami. Bardzo często czynią to ci sami ludzie, którzy wcześniej uczynili Rubcowa gwiazdą życia towarzyskiego warszawskiego światka dziennikarskiego. Ci sami ludzie, na których Agnieszka Holland wzorowała pozytywnych bohaterów „Zielonej granicy” i którzy faktycznie jeździli na białoruską granicę, by utrudniać działania polskich służb, a nierzadko wspierać na różne sposoby czy to nielegalnych imigrantów czy nawet handlarzy ludźmi. W ostatnich dniach, a nawet godzinach, zobaczyć mogliśmy, ze nic się w nastawieniu tego środowiska nie zmieniło.
Komisja ds. wyjaśnienia mechanizmów represji wobec organizacji społeczeństwa obywatelskiego oraz działaczy społecznych, złożona z weteranów grupy „Wejście” i antypisowskich protestów, przedstawiła pod czujnym okiem byłego sędziego Waldemara Żurka swój raport dotyczący mediów publicznych pod rządami Zjednoczonej Prawicy.
Gdy w wyniku ataku z powietrza zostaje zniszczony dach budynku na polskiej podlubelskiej prowincji, oczywistym pierwszym skojarzeniem jest działanie zaczepne ze strony Rosjan. Gdy nad kluczowymi budynkami, w których mieszczą się kluczowe dla bezpieczeństwa państwa instytucje przelatują drony, jest podobnie, pierwszą myślą jest prowokacja ze strony Rosjan.
Wizytę Karola Nawrockiego w Niemczech Polskie Radio 24 postanowiło obudować niemieckim, dość przewidywalnym przekazem. I tak portal tego medium za stroną Dw.com przekazuje nam mało zaskakujący komunikat.
W nocy z 9 na 10 września ponad 20 dronów naruszyło polską przestrzeń powietrzną. Według większości ekspertów mieliśmy do czynienia z celowym działaniem ze strony Rosji, dążącej do przetestowania naszych możliwości obronnych i reakcji NATO na tego typu napaść na państwo członkowskie. Zdarzenie to wywarło wpływ również na politykę krajową. Część komentatorów uznała, że rosyjski atak przynajmniej na jakiś czas odsunie w cień wizerunkowe problemy rządu. Efekt flagi jednak nie uratuje Donalda Tuska.
Profesor Joanna Senyszyn zapowiedziała, że jesienią planuje rejestrację partii politycznej o niezbyt poręcznej nazwie „Nowa Fala Profesor Senyszyn”. Inne propozycje, takie jak „Partia Gwiazd Joanny Senyszyn” nie zdobyły sympatii internautów, którzy w głosowaniu wybrali szyld dla nowej siły politycznej. Choć zapewne będzie ona raczej graczem niższej ligi, może zaznaczyć swą obecność na scenie politycznej. Dlatego warto wspomnieć o nim nawet w takim dniu, gdy nasza uwaga skupia się na dużo poważniejszych, dramatycznych sprawach. A może nawet przede wszystkim wtedy, z jednego powodu, o którym za chwilę.
Donald Tusk chwali się wielkimi sukcesami gospodarczymi. Awansem do pierwszej dwudziestki największych gospodarek świata, ale i tym, że odnotowaliśmy najszybszy przyrost siły nabywczej dochodów.
Gdy Karol Nawrocki po raz pierwszy spotkał się z Donaldem Trumpem, na nowo zdefiniowało to kampanie wyborczą. Był to moment, w którym obecny obóz władzy musiał przyznać, że ma do czynienia z poważnym zawodnikiem nie tylko w bokserskim ringu, ale też w polityce. I to międzynarodowej. Ciepłe przyjęcie przez prezydenta USA stały w sprzeczności z formułowanym przez Platformę przekazem o tym, że Nawrockiego nikt nie zna i nikt się z nim nie liczy. Dla Białego Domu już jako kandydat, co samo w sobie nie jest przecież zbyt częste, szef IPN był partnerem do rozmowy i najlepszym pod kątem wspólnej polityki lokatorem pałacu prezydenckiego. „You will win” - powiedział wówczas Karolowi Nawrockiemu Donald Trump. Gdy przepowiednia ta się sprawdziła, słowa te wróciły do adresata w postaci pamiątkowego plakatu, otrzymanego podczas wczorajszego spotkania obu prezydentów.
Mamy już wrzesień, a to oznacza, że za dwa miesiące ze swoim stanowiskiem powinien – w myśl umowy koalicyjnej – pożegnać się marszałek Sejmu Szymon Hołownia.
45. rocznica zawarcia porozumień sierpniowych to moment, który pozwala nam przypomnieć o jednym z piękniejszych i dających wiele nadziei wydarzeń w polskiej historii. W takiej chwili fakt, że prezydentem został bardzo dobrze obeznany w tych dziejach historyk i prezes Instytutu Pamięci Narodowej, nabiera dodatkowego znaczenia. Niedzielne słowa Karola Nawrockiego odbiły się od razu szerokim echem wśród śledzących polską politykę, a przez obecnych na uroczystościach działaczy i weteranów Solidarności przyjęte zostały z entuzjazmem. Ale 21 postulatów z sierpnia 1980 r. to nie tylko historia.
Poszukiwanie wszędzie zdrady i spisków może być miarą zaburzeń osobowościowych, ale też sygnałem, że nie czujemy się zbyt pewnie. Jeśli wszyscy na nas czyhają i przeciwko nam knują, to znaczy, że nasza pozycja jest zagrożona, autorytet osłabiony, a sojusze niepewne.
W ostatniej kampanii prezydenckiej dużo większą rolę niż zwykle odegrały debaty kandydatów. Zauważyły to stacje telewizyjne i inne media, próbując organizować własne starcia pretendentów, a później również komentatorzy i socjologowie. W momencie, gdy debata publiczna została zmieniona w jazgotliwą mieszankę szukania haków i moralnych szantaży, rozmowy między politykami stały się nagle bardziej interesujące. Widzieliśmy ich w boju, ale też w ambitniejszych niż codzienna kopanina retorycznych pojedynkach. Debaty w Końskich zmieniły dynamikę całej kampanii, ale i wszystkie inne potyczki wniosły do niej sporo. I te w formule obecności wszystkich, i te przewidujące udział jedynie dwójki kandydatów. Wybory się jednak skończyły, a formuła jak się zdaje miała zostać odłożona na półkę do następnych.
W ubiegłym tygodniu dowiedzieliśmy się od Koreańczyków, że polski rząd wycofał państwowe firmy z budowy elektrowni atomowej, co poskutkowało wyjściem z tego projektu również strony koreańskiej.
Zgodnie z przewidywaniami prezydent Karol Nawrocki zawetował tzw. ustawę wiatrakową, która w rządowych komunikatach funkcjonowała jako projekt mrożący ceny energii. To oczywiście typowa dla ekipy Donalda Tuska manipulacja nastrojami wyborców, mająca wpędzić zaczynającego kadencję prezydenta w wizerunkową pułapkę. Czy to się uda? Na miejscu rządu nie byłbym tego pewien, bardzo dużo zależy jednak w tym momencie od prawicowych liderów opinii i przede wszystkim otoczenia Nawrockiego.
Wicepremier Krzysztof Gawkowski specjalnie przerwał zagraniczny urlop tylko po to, by przyjechać na posiedzenie rządu i dowiedzieć się, że wcale nie musiał się na nie fatygować. Nie musiał, ponieważ zjawił się na nim nieoczekiwanie Władysław Kosiniak-Kamysz, również wicepremier, który poprowadził obrady pod nieobecność premiera Donalda Tuska. Jeszcze dzień wcześniej mówiło się, że szefa ludowców nie ma na miejscu, więc jeśli Gawkowski się nie zjawi, nie będzie komu pokierować Radą Ministrów. Tym samym dowiedzieliśmy się, że poziom komunikacji w rządzie jest już tak fatalny, że wicepremierzy nie są w stanie ustalić między sobą, który zastępuje premiera.
Kolejny tydzień opinię publiczną bulwersują skandale w Instytucie Pileckiego. Rozgrywająca się wokół niego historia ma dwa wymiary.
„Nie ma afery KPO” – powtarzali jak mantrę w mediach dziennikarze i emerytowani politycy, których łączy bezwarunkowe oddanie obozowi władzy.