Bezrobocie nadciąga nad Polskę » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Raperzy, kucharze, politycy. Korona-bunt po niemiecku to nie „tylko” demonstracje na ulicach

Zanim mistrz kuchni Attilla Hildmann zaczął opowiadać o spisku koronawirusowym, był gwiazdą programów kulinarnych i autorem bestsellerów o zdrowym odżywianiu. Dziś wegańskie sosy do spaghetti sygnowane jego nazwiskiem są wycofywane z asortymentu niemieckich marketów. Sido - raper w masce opiewający uroki berlińskich blokowisk, kreator własnej marki wódki i juror popularnego programu w tv, po jednym z wywiadów wylądował na ławce dla fanów teorii spiskowych. I jeszcze muzyk, Xavier Naidoo i wielu innych… którzy w czasie pandemii powiedzieli o jedno, dwa, trzy słowa za dużo. Korona – bunt po niemiecku to nie „tylko” demonstracje na ulicach głównych miast, to również fenomen sięgający najwyższych kręgów celebryckich.

PrtSc/ you tube

Konto instagramowe Atilly Hildmanna, które śledziło 68 tys. osób jest od przedwczoraj niedostępne. Autor przepisów na spaghetti z cukinią i kremem migdałowym, wegańskie pralinki i pulpety z kaszy, uwielbiany przez ekipy telewizji śniadaniowych i trenerów fitnessu, z dnia na dzień wyleciał z obrazkowego świata internetu.

Gotowe dania sygnowane jego imieniem wycofały z oferty m.in. sieci Kaufland, Vitalia  i hamburski Reformhaus Engelhardt. W oświadczeniu dla „Die Welt”, rzeczniczka Kauflandu wyjaśniała: „ Ze zdumieniem przyjęliśmy do wiadomości światopogląd Attily Hildmanna”. Sieć  Reformhaus Engelhardt wyraziła się bardziej dobitnie.

„Zdecydowanie dystansujemy się od zachowania Atilly Hildmanna i jego wypowiedzi (…) Nie sądzimy by jego zachowanie miało coś wspólnego z wegańskim żywieniem, upatrujemy w nim raczej problemy natury psychologicznej (…) To już koniec, są jeszcze inne dobre wegańskie bolognese”

– oświadczyła reprezentująca firmę, Cathrin Engelhardt. 

Atilla i wujek z Wehrmachtu

Produkty Hildmanna sprzedawały się jeszcze do niedawna  w Niemczech dobrze, obrotny kucharz czerpał z mody na weganizm całkiem przyzwoite zyski. Dziś producent napojów firmowanych przez Hildmanna zatrzymał taśmy produkcyjne. Bo i tak już ich nie sprzeda. Sam Hildmann z ulubieńca wielkomiejskich eko-ciotek i wujków spadł w rankingu celebryckim na samo dno. Wystarczyło przyłączyć się do kręgów krytykujących strategię rządu federalnego w walce z pandemią koronawirusa i kilka razy pojawić się przed Reichstagiem. Tak jak 5 maja, gdy Hildmann przed gmachem niemieckiego parlamentu próbował przekonać policjantów pilnujących demonstracji przeciwników obostrzeń rządowych w związku z pandemią, że w Bundestagu „siedzą skorumpowani ludzie, którzy wiszą na włosku przemysłu farmaceutycznego”.

– Kto płaci politykom, skąd się biorą ich diety? Z naszych podatków. A oni tam zgotowali nam kryzys, za który zapłacą zwykli Niemcy. Ja się na to nie godzę. Może po mnie tego nie widać, ale jestem Niemcem. Urodziłem się tu, mam niemieckich rodziców adopcyjnych [Hildmann jest z pochodzenia Turkiem], moi rodzice siedzieli w bunkrach podczas nalotów, dziadek zginał na froncie wschodnim a babcia przez to wpadła w alkoholizm, mój wujek był w Wehrmachcie, jestem gotów umrzeć za ten kraj

– mówił Hildmann zgromadzonym tego dnia pod Bundestagiem dziennikarzom (sprawa wujka w Wehrmachcie będzie go swoją drogą prześladować, ale to było do przewidzenia). Pod Reichstagiem Hildmann opowiadał jeszcze o wprowadzaniu w Niemczech tylnymi drzwiami dyktatury, o „masonach z Instytutu Roberta Kocha”, o tym, że minister zdrowia Jens Spahn wielokrotnie spotykał się z Billem Gatesem, co miało być jego zdaniem przygrywką do wprowadzenia w Niemczech obostrzeń ograniczających swobody obywatelskie praktycznie do zera.

– Niemcy zostali potraktowani jak stado baranów i jak stado poszli potulnie na rzeź. A teraz zrobią wszystko, co im każą, byle tylko jeszcze móc wyjechać na wakacje na Majorkę, albo by móc w ogóle pracować. (…) Angela Merkel zdradziła swój naród i zafundowała niemieckiej gospodarce zderzenie czołowe (…) Każdy Niemiec, biały, czarny, muzułmanin itd. ma obowiązek się temu przeciwstawić, to jest zapisane w naszej ustawie zasadniczej

– tyle Atilla Hildmann. Trzy dni później zbuntowany kucharz ogłosił na Facebooku, że na jedną z jego restauracji dokonano zamachu.

– Niezależnie od tego co się ze mną dalej stanie w sensie zawodowym, czy splajtuję czy podłożą mi pod restaurację bombę lub strzelą w głowę. To było tego warte i nie żałuję ani jednej wypowiedzi. Niemiecki naród został zdradzony. Okłamali was, sfałszowali statystyki, wszystko zostało szczegółowo zaplanowane!

– napisał na Facebooku. W sobotę zaś uczestniczył w demonstracji anty-koronowej w Berlinie, gdzie na ten dzień zaplanowano 20 tego typu zgromadzeń. Policyjne statystyki mówią o kilkuset demonstrantach i 1000 policjantach pilnujących porządku. Hildmann demonstrował oczywiście pod Reichstagiem, jako lider 50 – osobowej grupki żądającej zniesienia wszystkich ograniczeń związanych z pandemią. Pod Reichstagiem pojawił się ze swoją ekipą telewizyjną znany komik Oliver Pocher, który słynie z prześmiewczych materiałów dla komercyjnych stacji. Pocher miał farta, pod siedzibą Bundestagu spotkał m.in. Niemca w stroju Indianina, który grając na bębnach opowiadał o Nowym Porządku Świata. A potem jeszcze spotkał Atillę Hildmanna, który stał w otoczeniu policjantów oddzielony od reszty demonstrantów metalowymi bramkami. Hildmann wziął sobie do serca, że wedle przepisów w Berlinie w demonstracji może wziąć maksymalnie 50 osób. I grzecznie stał za metalowym płotem. 

Pocher w swoim stylu trochę prowokował Hildmanna. Nie udało się. Za to z tłumu za Pocherem rozległy się krzyki mężczyzny wypytującego o wujka Hildmanna z Wehrmachtu. Wtedy do akcji wkroczyła policja i przerwała pogawędkę kucharza z komikiem tłumacząc się względami bezpieczeństwa. Pocher wstawił zdjęcia z rozmowy pod Reichstagiem na swój profil na Instagramie. Hildmann już Instagrama nie ma więc pewnie się ucieszył. Zdjęcie w ciagu kilku godzin obejrzało ponad 200 tys. osób. 

Xavier na prokremlowskich salonach

O ile Hildmann zaczął swoją przygodę z kontestowaniem poczynań rządu Angeli Merkel od koronakryzysu, to Xavier Naidoo, muzyk i wieloletni wokalista i współzałożyciel popularnej grupy muzycznej Söhne Mannheims już lata temu przejawiał skłonność rebelii a na początku marca tego roku został wyrzucony za propagowanie politycznie niepoprawnych treści z niemieckiego „Idola”, ale o tym za chwilę. Naidoo urodził się w Niemczech jako syn obywatela Sri Lanki i matki o arabskich korzeniach. Dorastał w rzymskokatolickim domu rodzinnym i do dziś otwarcie mówi o tym, że jest człowiekiem wierzącym. W tekstach jego piosenek często pojawiają się też motywy religijne. Naidoo bez wątpienia zalicza się do najzdolniejszych i najbardziej charakterystycznych wokalistów Niemiec ostatnich dwóch dekad. Od czasu nagrania w 1997 debiutanckiego singla „Freisein” z niemiecką raperką Sabriną Setlur, Naidoo niezmiennie utrzymywał się na topie, dostawał kolejne nagrody przemysłu muzycznego, lukratywne kontrakty w programach rozrywkowych. Od czasu do czasu wybuchał jakiś skandal z jego tekstami. Zarzucano mu antysemityzm, podżeganie do buntu, homofobię. Za każdym razem wychodził z tego cało.

W październiku 2019 roku lewicowa „Tageszeitung” z irytacją pisała o wyroku Wyższego Sądu Krajowego w Norymberdze, który orzekł, że nie można nazywać publicznie muzyka antysemitą. Sprawa toczyła się od 2017 roku. Referentka Fundacji Amadeu Antonio, trudniącej się tropieniem antysemityzmu, uznała część tekstów Naidoo za antysemickie, muzyk wystąpił na drogę prawną i wygrał. W uzasadnieniu pojawił się argument na korzyść Naidoo o tym, że zagrał koncert z okazji 40-lecia stosunków niemiecko-izraelskich. TAZ skomentował to wtedy tak: „Logika Xaviera Naidoo wygląda tak: Nie jestem rasistą bo jem kebaby i nie jestem seksistą bo mam matkę”.

Pomijając pokrętną logikę TAZ ( tak, tak, paskudny artykuł o „Kartoflach” to ich dzieło), wypada jednak rozgraniczyć dwie sprawy: owszem, Naidoo jest świetnym artystą i bywało, że jego komentarze trafnie oddawały absurdy polityki niemieckiej, ale z drugiej strony trudno zaprzeczać, że mocno się pogubił. Mniejsza o jego komentarze dotyczące „rządu marionetek pociąganych za sznurki”, czy nagranie video, w którym mówi o tym, że „goście kradną życie gospodarzom” co dotyczyło przestępczości imigrantów w Niemczech a za który to komentarz Naidoo wyleciał z fotelu jurora niemieckiej edycji programu „Idol”  ( niedawno ogłosił, że prowokacja była celowa i służyła podbiciu jego popularności dzięki zasięgowi stacji RTL, gdzie program emitowano).

Naidoo potrafi zrobić wokół siebie sporo szumu, celebryci są w tym mistrzami, tyle, że muzyk nie jest patologicznym ekshibicjonistą uszczęśliwiającym internautów zdjęciami swoich bicepsów, fryzur czy tego, co zjadł na obiad, Naidoo ma talent i sporą rzeszę fanów. Jego zaangażowanie w tzw. nurt spiskowy, który ożył na nowo z pandemią nie jest jak u Hildmanna czymś powierzchownym i miejscami naiwnym. Naidoo poszedł w stronę bardziej radykalną  i ideologicznie bliską środowisku Reichsbürger (obywateli rzeszy), czyli tym, którzy są zdania, że dzisiejsze Niemcy są państwem nielegalnym.

Jego bunt wobec obostrzeń związanych z koronawirusem, ale i zarzuty, jakie stawia rządowi Angeli Merkel zostały zmiksowane z ostrym antyamerykanizmem ( USA jako Babilon) przy jednoczesnej niefrasobliwości co do ludzi i środowisk uwikłanych w prokremlowskie interesy. Dość powiedzieć, że wyrzucony poza mainstreamowy obieg medialny Naidoo stał się stałym gościem programów i portali zasłużonych na odcinku proputinowskiej propagandy.

Magazyn „Compact”, najbardziej dziś w Niemczech popularny i nośny organ prokremlowski swoje czerwcowe wydanie w całości poświęci muzykowi. Za 9,90 euro będzie można nabyć biografię Naidoo sygnowaną przez „Compact”. Tytuł: „Naidoo- Jego życie, jego piosenki, jego wściekłość”. Na stronie internetowej magazynu na bieżąco informuje się o kolejnych potyczkach muzyka z „reżimem”, ostatnio dominują doniesienia o kolejnych władzach miast, które wykreślają koncerty muzyka z planowanych „po pandemii” imprez masowych. Niemieckojęzyczny portal Russia Today również chętnie pisze o Naidoo, szeroko komentowano m.in. jego wykluczenie z „Idola”. Wsparcie dla zbuntowanego muzyka ze strony środowisk prokremlowskich w Niemczech i putinowskich w Rosji nie wróży mu nic dobrego. Ten, który potrafił tak dobrze pisać i śpiewać o wolności, zboczył w stronę, która wolność ma za nic.

Sido na wojennej ścieżce z Bildem

W czwartek ekipa telewizyjna tabloidu „Bild” podeszła pod ogrodzenie domu rapera Sido w celu zrobienia materiału do dokumentu o „teoriach spiskowych”. Ekipa chciała skonfrontować rapera z jego wypowiedziami o „tajemnych kręgach bogatych ludzi w USA, którzy mają coś wspólnego z uprowadzaniem dzieci”, ale i o rzekomych źródłach koronawirusa. Raper wcześniej mówił na ten temat w programie tureckiego youtubera Ali Bumayego, jego wypowiedzi od razu zostały podchwycone przez dziennikarzy, zaczęto go porównywać z Hildmannem i Naidoo. 

 Sido nie był zachwycony wizytą tabloidu. Poleciały niecenzuralne słowa, „Bild” twierdzi, że podczas szarpaniny został uszkodzony mikrofon. Na nagraniu, które krąży w sieci widać zdenerwowanego rapera, który pyta reporterów: „ Nie wstydzisz się? Jesteś dumny ze swojego zawodu?”. W piątek Sido oświadczył, że chronił wyłącznie rodzinę. Nie życzył sobie by nagrywano jego dzieci. Niemiecki Związek Dziennikarzy (DJV) potępił zachowanie artysty. – Braku zgody na wywiad nie wyraża się obrażaniem i stosowaniem przemocy” – oświadczył prezes DJV, Frank Überall. Teraz tabloid rozważa wszczęcie kroków prawnych. Na odsiecz raperowi ruszył kolega po fachu, Kool Savas.

– Nie opowiadam o fake newsach, alternatywnych mediach i innych, ale to nie w porządku czyhać na kogoś pod jego domem jak by co najmniej chodziło o morderstwo. W ogrodzie bawiły się prawdopodobnie dzieci, które celowo od lat trzyma się z dala od mediów, każdy ojciec, którego znam zareagowałby w ten sposób lub nawet bardziej radykalnie. Jeżeli pojawicie się pod moimi drzwiami i będziecie chcieli sfilmować mojego syna, uczynię wszystko by chronić moją sferę prywatną

– napisał w mediach społecznościowych Kool Savas. 

Sprawa z Sido tak szybko się nie zakończy. Od półtora tygodnia media donoszą, że „odleciał i idzie śladem Xaviera Naidoo”, że z „rapera do przytulania stał się głosicielem teorii spiskowych”. W Niemczech do użytku wrócił tez na fali koronakryzysu termin „aluminiowe kapelusze”. Media chętnie go używają pisząc o zwolennikach teorii spiskowych, którzy w metodach walki z pandemią upatrują „ciemnych rozgrywek rządu światowego”. 

Trzej celebryci w mig znaleźli się w jednym worku z radykalnymi lewicowcami, neonazistami, prokremlowskimi mediami, kolorowymi ptakami tańczącymi przed berlińskim ratuszem w rytm spisanej na poczekaniu piosenki o „fałszywej koronie”. Gdzieś między starszym mężczyzną pod Reichstagiem noszącym koszulkę z gwiazdą Dawida opatrzoną napisem „odporny szczepionkowo” a prezydentem Tybingii, Borisem Palmerem (Zieloni), który swoimi nieostrożnymi wypowiedziami o koronawirusie popadł w niełaskę kolegów partyjnych.  Niemcy demonstrują, raperzy rapują. Republika Federalna czasu pandemii.
 

 



Źródło: niezalezna.pl

 

#koronawirus

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
hw
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo