Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Bajka, której nikt nie słucha

Prowadzi tu plątanina dróg i uliczek, wzdłuż których w ciągu ostatnich kilkunastu lat pobudowano nowe domy.

Prowadzi tu plątanina dróg i uliczek, wzdłuż których w ciągu ostatnich kilkunastu lat pobudowano nowe domy. Jeśli idzie się od ulicy Hansa Christiana Andersena, trzeba minąć aleję Kociewską, skręcić w Szewczyka Dratewki i wspinając się na łagodny szczyt wzniesienia, zostawić za sobą skrzyżowanie z Jana Brzechwy.

Od uliczki Jasia i Małgosi prowadzą dwie drogi. Jeżeli wolisz pierwszą z nich, z Brzechwy powinieneś skręcić w Pinokia. Możesz również wybrać trasę najprostszą, od strony Biedronki, wiodącą wzdłuż meandrującej uliczki Czerwonego Kapturka. Kiedy już dostaniesz się na miejsce, za sobą będziesz mieć całe Osiedle Bajkowe, przed sobą aleję Solidarności oraz rozległe pola upstrzone czerwonymi dachami. Między szosą a skrajem drogi, gdzie przystaniesz, teren gwałtowniej opada, ziemia porośnięta jest trawą i badylami, wśród których walają się poskręcane plastikowe butelki, foliowe torebki i wymyte przez deszcz skrawki papieru. Uporczywe podmuchy wiatru przyginają do ziemi źdźbła traw, potrząsają czuprynami krzewów i rosnących niżej drzew, wzbijają tumany przydrożnego kurzu i sypią piaskiem w oczy. Po prawej, w dolince, trakt kolejowy. Ani śladu po tym, co działo się tu przed niemal osiemdziesięciu laty.

Ekshumacyjne obrachunki

W 1939 r. miejsce to znajdowało się poza granicami miasta i należało do pobliskiej jednostki wojskowej. Na wzgórzu ulokowano niegdyś skład amunicji i materiałów strzelniczych, stąd tradycyjna nazwa, którą pamięta jeszcze część mieszkańców – Stara Prochownia. Tu, gdzie dziś walają się śmieci, Niemcy rozstrzeliwali ludzi.

Zapewne 20 października, po przywiezieniu ich z Pelplina, do Starej Prochowni pognano pelplińskich księży. Skąd o tym wiemy? Od Marii Glinieckiej, która po wojnie powoływała się na świadectwo własnego ojca, więzionego jesienią 1939 r. w tczewskich koszarach. Bezpośrednich dowodów dostarczyła powojenna ekshumacja, którą zorganizowano w Tczewie dopiero kilka miesięcy po zakończeniu działań zbrojnych.

29 października 1945 r. w pobliżu koszar i na terenie Prochowni podjęto poszukiwania ludzkich szczątków. W jednym z listopadowych numerów „Dziennik Bałtycki” informował o odnalezieniu i wydobyciu z dołów pięćdziesięciu siedmiu zwłok, w tym dziesięciu zwłok kapłanów. Alojzy Męclewski pisze o 56 szczątkach ludzkich i wymienia trzy groby – w pierwszym, ulokowanym w bezpośrednim sąsiedztwie budynków koszarowych, miały spoczywać ciała 17 skazańców, w dwóch kolejnych, odnalezionych na miejscu dawnego składu amunicyjnego, odpowiednio – 17 i 22 ciała. Według autora „Pelplińskiej jesieni” „faktyczna liczba odnalezionych księży wynosiła 15 albo 16, gdyż przy sześciu jeszcze zwłokach natrafiono na czarne ubrania lub czarne welurowe kapelusze”.

W pracach ekshumacyjnych brała udział miejscowa ludność, również uczniowie i harcerze. Jeden z ówczesnych gimnazjalistów, Jan Z., utrzymywał po latach, że pełna liczba wydobytych zwłok wynosiła 112. Wiele wskazuje na to, że wobec braku odpowiedniej liczby trumien niemal połowa z nich została ponownie złożona w ziemi.

Wspomnienia, dokumenty, protokoły

Z relacji Jana Z. przepisuję dłuższy fragment: „Na którejś z kolejnych lekcji prowadzonych przez ks. prefekta A. Żurka dowiedzieliśmy się, że powstał w naszym mieście zespół inicjujący ekshumacje pomordowanych w 1939 r. Inspiratorem tej akcji był ksiądz A. Żurek. Przedsięwzięcie to napotykało na różne trudności, m.in. ze skompletowaniem ekipy ekshumacyjnej. W tej sytuacji ksiądz prefekt zwrócił się z apelem do uczniów naszego gimnazjum o zgłaszanie się do tych prac. Chodziło oczywiście o mężczyzn znających realia wojny. Przypominam sobie, że z naszej szkoły brało udział w ekshumacji około 12 uczniów. W wyznaczonym dniu pod koniec października 1945 r. zorganizowany zespół ludzi został skierowany na byłe tereny wojskowe za koszarami, w pobliżu byłej prochowni. Okazało się, że wśród zebranych osób znajdował się człowiek, którego Niemcy zmusili do kopania dołów, wykorzystanych później jako groby masowe. Na wskazanym przez niego miejscu, po kilku próbach, na stosunkowo niedużej głębokości (60–70 cm) natrafiliśmy na dwa duże groby pomordowanych. Aczkolwiek uczestnicy ekshumacji zdawali sobie sprawę z obrazu, jaki mogą zobaczyć... Widok okazał się wstrząsający. Zarówno ilość, jak i pozycje pomordowanych wywoływały mrożące krew w żyłach wrażenie. Każda postać leżała twarzą do ziemi z charakterystycznym śladem »Genickschuss« (strzał w potylicę). Kości czaszki w tym miejscu strzaskane. Na miejsce kaźni przybyło szereg osób należących do rodzin pomordowanych oraz emocjonalnie z nimi związanych. Rozpoznawano bliskich i znajomych po resztkach garderoby i uzębieniu”.

Szczątki wydobyte w tych dniach z tczewskich grobów masowych złożono w trumnach. 2 listopada 1945 r. Sąd Grodzki w Tczewie wydał urzędowe zezwolenie na przewóz części zwłok do miasteczka nad Wierzycą. Stosowny dokument, razem z innymi świadectwami tamtego czasu, przechowywany jest w Archiwum Diecezjalnym w Pelplinie: „Zezwala się na przewiezienie do Pelplina i pochowanie tamże 10 trumien ze szczątkami księży (w tym rozpoznanego ks. Zarembę, trumna nr 27) oznaczonych numerami: 16, 18, 20, 21, 24, 27, 29, 37, 46 i 48, a wydobytych w czasie ekshumacji zwłok osób zamordowanych w roku 1939 przez hitlerowców w koszarach w Tczewie. Uprasza się wszelkie Władze o niestawianie przeszkód i udzielenie pomocy przy przewiezieniu zwłok”.

Powtórna identyfikacja

Na sporządzonej przez administrację diecezji oficjalnej liście kapłanów aresztowanych 20 października i wkrótce potem zamordowanych w Tczewie znajduje się 16 nazwisk: ks. prepozyta Juliusza Bartkowskiego, kanoników Pawła Kurowskiego, Maksymiliana Raszei, Pawła Kirsteina, Franciszka Różyńskiego, Józefa Rozkwitalskiego i Bolesława Partyki oraz księży Waltera Schütta, Alojzego Lewandowskiego, Jana Zaremby, Jana Jankowskiego, Augustyna Dziarnowskiego, Juliusza Sielskiego, Józefa Grajewskiego i Jana Bistrama. Szczątki dziesięciu z nich przywieziono z Tczewa między 4 a 6 listopada 1945 r.

W Pelplinie trumny otworzono, wystawiając zwłoki na widok publiczny – w nadziei, że parafianie dopomogą w ostatecznej identyfikacji. I rzeczywiście, niektóre spośród szczątków udało się rozpoznać.

Przytaczam tu potwierdzone notarialnie oświadczenia identyfikacyjne, spisane 6 listopada, jestem bowiem przekonany, że żaden komentarz nie zdoła zastąpić surowej lakoniczności sądowego dokumentu.

Pelagia Jurczykowska, urodzona 19 marca 1901 r. w Marjankach koło Świecia, zamieszkała w Pelplinie, przy ul. Kościuszki 9: „Po dokładnym obejrzeniu szczątek znajdujących się w trumnie nr 27 nabrałam przekonania, że są to szczątki ks. dyrektora Waltera Schütta. Poznaję go po bieliźnie, z której resztki się zachowały, po chusteczce, kalesonach i butach. Prócz tego znalazłam ząb z koroną złotą, o którym z całą pewnością twierdzić mogę, że znajdował się w szczęce zamordowanego. Wobec tego upada przypuszczenie, że w trumnie nr 27 znajdują się szczątki ks. prof. Zaremby”.

Łucja Kminkowska, urodzona 28 maja 1919 r. w Bytowie, zamieszkała w Pelplinie, przy ul. Spółdzielno-Budowlanej 2: „Po dokładnym obejrzeniu szczątek znajdujących się w trumnie nr 18 nabrałam przekonania, że to są szczątki ks. kanonika Pawła Kurowskiego. Poznaję go po bucie i płaszczu, o którym z całą pewnością twierdzić mogę, że były one własnością ks. kanonika Kurowskiego”.

Anna Kiełpin, urodzona 5 września 1898 r. w Dużym Waćmierzu, powiat Tczew, zamieszkała w Pelplinie, pl. Tumski 1: „Po dokładnym obejrzeniu szczątek znajdujących się w trumnie nr 7 nabrałam przekonania, że to są szczątki ks. infułata Juljusza Bartkowskiego. Poznaję go po trzewikach, kamizelce aksamitnej i kaloszach, o których z całą pewnością twierdzić mogę, że były one własnością ks. infułata Bartkowskiego”.

Maria Piesikówna, urodzona 2 września 1893 r. w Osówku, powiat Starogard, zamieszkała w Osówku: „Po dokładnym obejrzeniu szczątek znajdujących się w trumnie nr 24 nabrałam przekonania, że to są szczątki ks. kanonika prof. dr. Raszeji. Poznaję go po trzewikach, spodniach, kamizelce i resztek (sic!) bielizny, o których z całą pewnością twierdzić mogę, że były one własnością ks. kanonika Raszeji”.

* * *

W diecezji chełmińskiej posługę pełniło 634 kapłanów. Podczas wojny 476 straciło życie. Większość z nich została zamordowana między wrześniem 1939 a styczniem 1940 r.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

#Pelplin

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Przemysław Dakowicz
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo