Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Mit Wielkiego Inkwizytora

Na szokującą postawę patriarchy Cyryla, który poparł napaść Rosji na Ukrainę, nieco światła rzuca postać piewcy rosyjskiego prawosławia Fiodora Dostojewskiego (1821–1881). Życie i twórczość tego pisarza ukazują, jak tragiczne mogą być skutki przyjęcia doktryny chrześcijańskiej zniekształconej przez schizmę.

Dostojewski, syn lekarza, wywodzący się z rodziny o odległych polskich korzeniach (z wyznania greckokatolickiego przeszli na prawosławie), był we wczesnej młodości członkiem tajnej organizacji socjalistycznej prowadzonej przez Michała Pietraszewskiego. Młodzi socjaliści (zapadnicy – od rosyjskiego słowa „zapad”, czyli zachód – przyp. red.) zajmowali się m.in. wydawaniem broszurowych słowników; jedno z haseł takiej broszurki brzmiało: „Jezus Chrystus – demagog, który dość pechowo zakończył swoją karierę. Celem jego nauki było zaprowadzenie wolności i zniesienie własności prywatnej. Teoria ta nie została jeszcze wprowadzona w życie”. Organizację zdekonspirowano i rozpędzono. Zapadły wyroki, katorga, zsyłki. Car Mikołaj I nie odmówił sobie sadystycznej przyjemności zaaranżowania sceny wykonywania wyroku śmierci na młodych rewolucjonistach, by tuż przed rozstrzelaniem ich ułaskawić. Dostojewski dostał osiem lat.

Początki obsesji

Po powrocie z więzienia i zesłania Dostojewski odrzucił socjalizm i zwrócił się ku prawosławiu. W jego umyśle zaczęły się obsesyjnie pojawiać obrazy zła. Przybierały one coraz wyraźniej postaci papieża, Polaków, katolików. Katolicyzm określał jako coś całkowicie niechrześcijańskiego, gorszego jeszcze niż ateizm. Wyjątkowe miejsce wśród tych odpowiedników nieprawości zajmowali jezuici. Pisarz oskarżał ich o sianie zła niemal absolutnego, o wywoływanie wojen i chaosu. Swoje antykatolickie obsesje ujawnił m.in. w „Braciach Karamazow”; duchowi synowie św. Ignacego są tu ukazani jako członkowie złowieszczej organizacji, groźnej dla całej ludzkości.
Dostojewski obracał się w kulturze naznaczonej przez schizmę, historię Kościoła katolickiego przedstawiono w niej tendencyjnie. Ponadto nabawił się antyzachodnich fobii, uciekając przed więzieniem – od młodości uwikłany w hazard, korzystał na co dzień z usług lichwiarzy i coraz bardziej pogrążał się w długach – przemieszkiwał przez pewien czas w Niemczech i Danii. Porównania między tym, co widział w Rosji, a tym, co zobaczył na Zachodzie, nie wypadły na korzyść jego ojczyzny. Wpędzało go to w jeszcze większą rozpacz.

Ten wnikliwy znawca ludzkiej psychiki, zgłębiający filozofię, studiujący etykę, nie był w stanie rozeznać, że celem zakonu jezuitów było istotnie zorganizowanie ludzkości, ale po to tylko, by „zwrócić ziemię ku Niebu”. Jezuici stawiali na organizację, wykształcenie i wpływy, chcieli do swojego planu wciągać monarchów, najszlachetniejsze siły społeczne, wiodące nurty nauki krajów naszego kontynentu. Zdaniem pisarza jednak ta garstka ludzi – za czasów Dostojewskiego rozproszona wskutek kasaty zakonu (dokonanej przez Klemensa XIV w 1773 r.), który po przywróceniu nie odzyskał już dawnej świetności – była tak groźna, bo posiadała biblijną wiedzę na temat dobra i zła. Prawdziwym celem zakonu miało być uwiedzenie naiwnej ludzkości i omamienie jej mirażami nieprawdziwej rzeczywistości duchowej. Zdaniem Dostojewskiego jezuici wiedzą, że życie pozagrobowe jest oszustwem, jednak „roztaczają przed ludźmi wizję Nieba, by dać im na ziemi poczucie szczęścia płynące z nadziei”.

Fałszywy obraz

Wielki Inkwizytor, który pojawia się na kartach „Braci Karamazow”, jest ucieleśnieniem podstępu. Zamierza uwięzić świat w fałszu opakowanym w jedwabie i tiule. Wyrzuca Chrystusowi, „że wzgardził królestwem ziemskim zaproponowanym Mu przez diabła, a teraz swym przesłaniem o cierpieniu i wyrzeczeniach utrudnia człowiekowi zbudowanie królestwa na ziemi”. Nawiązanie do tej wizji znajdujemy u innego rosyjskiego pisarza, tworzącego już po rewolucji Michaiła Bułhakowa. Tak jak nietrudno dostrzec u Dostojewskiego zaślepienie zazdrością wobec Kościoła katolickiego o rząd dusz, tak w „Mistrzu i Małgorzacie” pojawia się przewrotna krytyka systemu komunistycznego. W gruncie rzeczy jest ona szyderstwem z nieudolności twórców systemu zaaplikowanego na podłożu prawosławia, przeciwstawia mu intelektualną perfekcyjność Wolanta. (On nie sknociłby tak sprawy, jak uczynili to Rosjanie – sugeruje niedwuznacznie Bułhakow – imperium zła w jego wykonaniu byłoby przedmiotem podziwu, nie odrazy).

Sfałszowanemu przez Dostojewskiego obrazowi jezuitów przeczy cała historia zakonu. Przeczy rzesza jezuickich misjonarzy, wśród których było najwięcej świętych i męczenników (m.in. nasz rodak o. Wojciech Męciński, zamordowany w Japonii), a także wiedza, czym były kwitnące misje osadnicze w Ameryce Południowej, zwane redukcjami, gdzie cała organizacja życia była ukierunkowana na Boga i podporządkowana nadprzyrodzonemu celowi człowieka.

Wielki zamysł jezuitów, zwrócenie ziemi ku Niebu, nie został jednak zrealizowany. Po kilkudziesięciu latach od reaktywowania zakonu (w 1814 r.) wielu wybitnych jezuitów, zwłaszcza na Zachodzie, zachłysnęło się religijnym i filozoficznym modernizmem. (W Polsce ten problem pojawił się na dobrą sprawę dopiero po ostatnim soborze, a Polak, o. Włodzimierz Ledóchowski, był ostatnim, bez przesady wielkim generałem zakonu (w latach 1915–1942) – i jego rzeczywistym odnowicielem.

Zawodowi uwodziciele

Z kolei kult królestwa ziemskiego człowieka, który jest celem samym w sobie, stał się faktem w naszych czasach. Jego przejawem jest apoteoza natury ludzkiej i rozciągnięcie władzy człowieka na wszystko, co tylko możliwe, bez oglądania się na prawa Boga. Ci, którzy nie tracą z oczu najważniejszego celu rodzaju ludzkiego – oddawania chwały Bogu – zdają się dziś nic nieznaczącą mniejszością. Pogardę Bogu okazują nie tylko Jego zdeklarowani przeciwnicy, czego przykładem jest Rosja, ale i ci, którzy chrześcijaństwo przykrawają do swoich potrzeb, wybierając z niego elementy, które mogą uszczęśliwić człowieka tu i teraz. Są to ludzie – jak zauważa szwajcarski profesor teologii i filozofii Romano Amerio – którzy nie walczą z perspektywą duchową człowieka, ale też nic ich ona nie obchodzi. Ideał doczesnego szczęścia starają się uczynić coraz bardziej atrakcyjnym. To zawodowi uwodziciele, zdolni uczniowie Wielkiego Inkwizytora. Pozornie nie chcą niczego złego, pragną powszechnego szczęścia, dobrobytu i pokoju. Wszystkie ludzkie dążenia, wszystkie aspiracje i marzenia mają się jednak wypełnić wyłącznie tu, na ziemi.

Błąd i racja

Fiodor Dostojewski tragicznie się omylił, oskarżając jezuitów o zaprogramowane, „naukowe” kłamstwo. Bułhakow z kolei wskazał wyraźnie w swojej powieści (która jest na liście lektur szkolnych), kto jest jego prawdziwym autorem, nie kryjąc zbytnio swojej fascynacji mistrzem kłamstwa. Zarazem jednak autor „Braci Karamazow” i „Biesów” trafnie przewidywał, że tak liczne pojawienie się ludzi negujących i lekceważących cel nadprzyrodzony, dysponujących nowoczesnymi środkami oddziaływania, rzutkich i pociągających, będzie dla świata chrześcijańskiego niebezpieczną próbą.

Z kolei intelektualną klęskę, jaką była diagnoza pisarza co do roli katolicyzmu, przypieczętowała jego dziwaczna niezdolność do odróżnienia religii od cywilizacji. Bał się panicznie cywilizacji zachodniej ukształtowanej przez katolicyzm, wiedział, że zagraża ona Rosji i prawosławiu, ale mylił ją notorycznie z katolicyzmem. Stał się ofiarą umysłowej ignorancji, jaką zaszczepiła w nim prawosławna kultura. Dla usprawiedliwienia gwałtownych uczuć, które miotały nim tak silnie, że nie był w stanie osiągnąć spokoju także w życiu prywatnym – oprócz uwikłania w hazard nawiedzały go gwałtowne ataki zazdrości, znęcał się nad żoną – stworzył mit Wielkiego Inkwizytora żyjący do dziś w literackich i filozoficznych odniesieniach. Na ogół jednak niezrozumiany nawet przez samych badaczy literatury, zwłaszcza w dzisiejszej antykatolickiej atmosferze uniwersytetów na całym świecie.

Rosyjski pisarz rację miał tylko w jednym: nie można się łudzić, że zaadaptowanie wartości chrześcijańskich w ramach współczesnej wizji antropocentrycznej cokolwiek w świecie naprawi i kogokolwiek doprowadzi do Chrystusa. De facto doprowadzi tylko do odrzucenia religii. „Tyle że nie wprost” – puentuje Romano Amerio.

Gdy patrzymy na dość bezradne i pełne kunktatorstwa miotanie się części świata Zachodu wobec apokalipsy zafundowanej Ukrainie przez Rosję, trudno w tej mierze nie przyznać mu racji. Zachód zdaje się bowiem lekceważyć fakt, że utracił najważniejszy punkt odniesienia, i liczyć może już tylko na dobrą organizację, wyszkolenie, technikę… – siły materii.

Na szczęście jest jeszcze Polska, gdzie źródła pomocy dla Ukrainy biją nie tylko z kraterów strachu przed utratą świętego spokoju. „Braterstwo” nie jest frazesem, „współczucie” sentymentem, a modlitwa ornamentem i poprawą nastroju.


Cytaty za: Romano Amerio, „Iota unum”, Komorów 2006

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Ewa Polak-Pałkiewicz
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo