Tajemnice sędziego, agenta Łukaszenki » więcej w Gazecie Polskiej! CZYTAJ TERAZ »

Lisiewicz: Wybory do Parlamentu Europejskiego będą referendum w sprawie Zielonego Ładu

Te wybory do Parlamentu Europejskiego będą inne od dotychczasowych. Nigdy sprawy europejskie, w tym te związane z Zielonym Ładem, nie miały tak bezpośredniego wpływu na życie Polaków. Nigdy też władze UE nie mieszały się w polskie sprawy aż tak bezczelnie, jak w ostatnich latach. Do tego radykalna zmiana nastrojów politycznych w Europie powoduje, że zablokowanie Zielonego Ładu czy nielegalnej imigracji w nowym PE jest realne. A w kraju zwycięstwo w tych wyborach może ułatwić PiS walkę o prezydenturę - pisze Piotr Lisiewicz w "Gazecie Polskiej".

Unia Europejska
fot. Maciej Luczniewski/ - /Gazeta Polska

To piąte wybory do Parlamentu Europejskiego od czasu, gdy Polska wstąpiła do Unii Europejskiej. I przeważnie nie były one łatwe dla prawicy, bo jej wyborców ze swej natury bardziej interesowało to, co dzieje się w Polsce niż w UE. Przez to lewicowy i liberalny elektorat liczniej brał w nich udział.

Wydaje się jednak, że tym razem może być inaczej. Nigdy władze UE nie były w Polsce w takim stopniu postrzegane jak agresor, który chce narzucać zwykłym ludziom, jak mają żyć, wbrew ich wolności i interesom. Tak postrzegany jest bowiem przez Polaków Zielony Ład, czemu dają wyraz, wspierając w około 80 proc. protesty rolników.

Władze UE były bardziej szantażystą niż dobrodziejem

Nigdy też, od czasu naszej akcesji do UE, jej władze tak mocno i bezprawnie nie mieszały się w polskie życie polityczne. Szantażowanie brakiem wypłaty KPO, obrona postkomuny w sądach czy narzucanie nam ideologii LGBT, niepopieranej przez większość Polaków, sprawiają, że wybory europejskie przestały być dla nich czymś odległym i abstrakcyjnym.

Do tego jest szansa na zmiany w UE. Według sondaży – szczegółowo omówimy je za chwilę – przeprowadzanych w poszczególnych krajach, w PE wzmocni się prawica. Protesty rolnicze pokazały, że te same sprawy, którym przeciwstawia się obóz PiS, dla wielu Europejczyków stały się ważne akurat wtedy, gdy w Polsce partia ta… straciła władzę.

Z kolei Donald Tusk i Radosław Sikorski tradycyjnie obiecywać będą, jak wiele pieniędzy Polska zyska dzięki ich dobrym kontaktom we władzach UE i jak szkodliwe będzie w tym kontekście głosowanie na PiS. Zapowiedź takiej kampanii mieliśmy już w sejmowym exposé Radosława Sikorskiego.

Pytanie, na ile owe oklepane argumenty będą skuteczne w sytuacji, w której koalicji 13 grudnia bardzo słabo idzie spełnianie zapowiedzianych 100 konkretów. Składanie kolejnych obietnic po tym, jak nie spełniło się poprzednich, wydaje się ryzykowne. 

Jedynki PO, czyli Sienkiewicz, Kierwiński i Gronkiewicz-Waltz

Wystawienie przez partię Donalda Tuska na jedynkach ludzi, którzy w ciągu pięciu miesięcy rządów zdążyli się skompromitować oraz łamać prawo, również wydaje się być obciążone ryzykiem, szczególnie jeśli mają oni zdobywać głosy poza wielkimi miastami. Trudno sobie wyobrazić rolników głosujących na warszawską jedynkę tego ugrupowania, czyli Marcina Kierwińskiego, którego podwładni bili, gazowali i urządzali prowokacje wymierzone w rolniczy protest. Bartłomiej Sienkiewicz, który za pomocą silnych ludzi bezprawnie przejął i zniszczył telewizję najchętniej oglądaną poza wielkimi miastami, też nie wydaje się mieć możliwości masowego pozyskania tam głosów. Dariusz Joński i Michał Szczerba nie będą raczej wzmocnieniem intelektualnym władz UE. Założenie, że wszyscy Polacy już zapomnieli o aferze reprywatyzacyjnej Hanny Gronkiewicz-Waltz, wystawionej na dwójce w Warszawie, też wydaje się być błędem.

Tradycja wysyłania do UE polityków, którzy skompromitowali się w Polsce, ma w obozie politycznym Tuska bardzo długą historię, a jej najbardziej znanym przejawem jest, rzecz jasna, ucieczka samego lidera. Wcześniej jednak w PE umieszczeni zostali Janusz Lewandowski, skompromitowany złodziejską prywatyzacją, czy znany z wyjątkowo szczęśliwej ręki do obrotu dziełami sztuki Paweł Piskorski. Jako że o PE mówiło się wówczas rzadziej, w KLD czy PO uznawano, iż ludzie zapomną o kompromitujących aferach wspomnianych polityków, by po latach wrócili oni jako znający świat światli Europejczycy, co w początkach naszego członkostwa w UE działało dużo bardziej niż obecnie. Zakładano, że dzięki wyborom do PE wielkomiejski elektorat zapewni im tam luksusowe życie, a straty dla całej listy nie będą aż tak dotkliwe, bo w końcu nie jest to walka o władzę w Polsce.

Czy dziś, w innej rzeczywistości, nie okaże się, że to jednak przestarzałe założenia?

Niezbyt spójnie wyglądają z kolei listy Trzeciej Drogi. Obok PSL-owców, jak Krzysztof Hetman i Adam Jarubas, znalazła się na nich znowu Róża Thun, będąca zdecydowanie na lewo od KO.

PiS mniej nonszalancki

Wydaje się, że PiS, układając wyborcze listy, był mniej nonszalancki od KO i brał pod uwagę opinie Polaków, czego wyrazem były choćby zmiany dotyczące startu w nich Jacka Kurskiego. Decyzje o okręgach, w których startują „spadochroniarze”, wydają się sensowne. Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik wystartują z tych województw, które obronili przed inwazją imigrantów od Łukaszenki, czyli odpowiednio z Lubelszczyzny i Podlasia oraz Warmii i Mazur. Daniel Obajtek, który stworzył narodową potęgę Orlenu, jest jedynką w okręgu, w którym duże znaczenie ma patriotyzm, czyli na Podkarpaciu.

Trzeba pamiętać, że ordynacja do tych wyborów jest skomplikowana. Istnieje w niej kilka okręgów, które połączone są z dwóch województw, a więc okręg małopolsko-świętokrzyski, okręg zachodniopomorsko-lubuski, okręg dolnośląsko-opolski i wspomniany okręg podlasko-warmińsko-mazurski. W tym pierwszym PiS wystawił mocną kandydaturę byłej premier Beaty Szydło, w drugim Joachima Brudzińskiego. W obu przypadkach są to osoby silnie związane z tymi okręgami. Ogólnie na jedynkach list PiS mamy więcej kandydatów związanych ze swoimi regionami, a mniej tzw. spadochroniarzy.

Prawica w ofensywie w Europie

Po wynikach wyborów samorządowych tworzono symulacje, jak ich wynik przełożyłby się na wybory europejskie. Według nich PiS zdobyłby 20 mandatów, KO – 18, Trzecia Droga – 8, Konfederacja – 4, a Lewica – 3. Może to być jednak złudne, bo ordynacja jest bardzo skomplikowana, nie ma nawet stałej liczby mandatów w poszczególnych okręgach, bo zależy ona od liczby głosujących.

Motywacją dla elektoratu PiS może być fakt, że zmiany w UE faktycznie są możliwe, bo nastroje w znacznej części Europy radykalne się zmieniły.

Według najnowszego sondażu Europejskiej Rady ds. Stosunków Zagranicznych (ECFR), Europę mogą czekać spore zmiany w zakresie kształtowania polityki wspólnotowej. Jak piszą autorzy sondażu, eurosceptyczne partie prawicowe notują tendencje wzrostowe przed tegorocznymi wyborami do PE.

Stracą socjaliści, zieloni i lewica.

Opracowania sondażu przeprowadzonego we wszystkich 27 krajach UE wskazują, że partie prawicowe mogą wygrać tegoroczne wybory m.in. w Polsce, Austrii i Francji. Z kolei w Niemczech, Hiszpanii, Portugalii, Szwecji mogą zająć drugie lub trzecie miejsce. A to daje szanse na stworzenie prawicowej koalicji składającej się z konserwatystów, chadeków i radykałów.

Jak twierdzą autorzy badania, duże zyski odnotować powinna prawicowa frakcja Tożsamość i Demokracja (ID), która może zdobyć 40 mandatów, stając się trzecią co do wielkości grupą w PE. Zyski odniesie także prawicowa grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR), w której są eurodeputowani PiS. Nawet politolodzy Simon Hix i Kevin Cunningham w lewicowym „The Guardian” ocenili, że „przy wzroście prawicowych ugrupowań następny Parlament Europejski może zablokować przepisy dotyczące Europejskiego Zielonego Ładu. Możliwe byłoby także przyjęcie ostrzejszego stanowiska w innych obszarach suwerenności Unii Europejskiej, w tym migracji”.

Często pojawiają się spekulacje, że jeśli znacząco wzmocni się ECR, do tej frakcji przejść może część chadeków pozostających dotąd w EPL. Według Tomasza Zająca, analityka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM), spadek pozycji politycznej EPL w trakcie trwającej kadencji PE wynika z kilku czynników. W 2021 roku opuściło ją 12 parlamentarzystów węgierskiego Fideszu, spadła również liczba premierów zasiadających w Radzie Europejskiej, którzy pochodzą z partii należących do tej grupy w PE. Z kolei w Holandii coraz większe sukcesy odnosi całkiem nowe ugrupowanie – partia chłopska, która odniosła tam spore sukcesy i zapewne wprowadzi kilkunastu europosłów do PE. Ona też stanie przed wyborem, czy pójść do EKR, czy EPL.

 



Źródło: Gazeta Polska

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Piotr Lisiewicz
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo