Wyginające się na scenie osoby w upiornych strojach z symbolami satanistycznymi wokół, wokalista bez spodni, wybuczana podczas próby wokalista z Izraela, to tylko niektóre symboliczne obrazki z tegorocznego festiwalu Eurowizji, który już dawno przestał być konkursem piosenki, a stał się przestrzenią, gdzie nie trzeba umieć śpiewać, a poprawność polityczna święci triumfy, mimo że organizatorzy jak mantrę powtarzają, że festiwal jest apolityczny. Czym tak naprawdę jest dziś Eurowizja, bo już dawno przestała być w pierwszym rzędzie widowiskiem muzycznym?
Kiedy Edyta Górniak wyśpiewała w 1994 roku drugie miejsce na Eurowizji utworem „To nie ja byłam Ewą” dało się odczuć, że do osiągnięcia sukcesu na konkursie piosenki, w której występują artyści z całej Europy potrzeba talentu i umiejętności wokalnych. Zresztą przed Polką w konkursie nieraz występowali artyści, dla których obecność na festiwalu była trampoliną do późniejszej kariery. Grupa ABBA, Celine Dion, Julio Iglesias czy Ałła Pugaczowa to tylko kilka przykładów gwiazd, które stawały w szranki festiwalowej rywalizacji. Spoglądając na artystów występujących w Szwecji mało kto się łudzi, że zrobią karierę na rynku muzycznym.
Już od lat ten konkurs piosenki z bogatą, niemal siedemdziesięcioletnią tradycją, stał się karykaturą festiwalu muzycznego. Wystarczy wspomnieć, że w 2014 roku w konkursie zwyciężyła drag queen Conchita Wurst, która zasłynęła jako „kobieta z brodą”. Zresztą od momentu wygrania konkursu Eurowizji, gościła między innymi na paradach równości w europejskich stolicach. Stała się też ikoną walki o prawa społeczności LGBTQ+. Jednak tegoroczna edycja konkursu pod względem obciachu, żenady i bezwstydu przebiła wszystko to, co działo się w poprzednich latach. Fakt, że zwyciężył niebinarny reprezentant Szwajcarii to akurat najmniejsze zaskoczenie, doskonale wiadomo bowiem, że Eurowizja już od dawna, wbrew deklaracjom, jest przesiąknięta poprawnością polityczną jak gąbka. Prawdziwy szok i oburzenie wzbudził występ innej osoby niebinarnej Bambi Thug, której sceniczna kreacja została przez sporą część odbiorców uznana za szatańską. Publiczność zszokował też reprezentant Finlandii, który pląsał na scenie bez spodni. Wiele kontrowersji wzbudził udział w tegorocznej edycji Izraela ze względu na fakt prowadzenia działań zbrojnych w Strefie Gazy. Skandal wywołała ukraińska reprezentantka, która opublikowała nagranie, w którym miała bluzę z napisem nawiązującym do zbrodniarza wojennego. Do długiej listy kontrowersji można dodać dyskwalifikację jednego z faworytów konkursu reprezentanta Holandii w związku z toczącym się przeciw niemu postępowaniem.
„Transwestyci, homoseksualiści, drag queen, rogi przyklejone do głowy, facet z gołym tyłkiem wyskakujący z jajka. Fajna ta Eurowizja, taka nie za normalna, nie potrzeba nawet umieć śpiewać…” - to jeden z komentarzy z mediów społecznościowych, który trafia w istotę zjawiska. W jedynym z tytułów artykułu internetowych jego autor stawia pytanie o to czy w konkursie piosenki Eurowizji chodzi jeszcze o muzykę. Tegoroczna edycja festiwalu daje jednoznaczną odpowiedź, że Eurowizja ma dziś coraz mniej wspólnego z muzyką, coraz rzadziej jest okazją do ujawnienia talentu wokalnego, za to coraz częściej staje się „widowiskiem”, które ma szokować, do tego często uwikłanym w polityczną poprawność w duchu ideologii lewicowo-liberalnej. Trudno nie zgodzić się z Edytą Górniak, która retorycznie zapytała w mediach społecznościowych: „Czy nie jesteśmy przypadkiem świadkami upadku sceny muzycznej?”