Zwiozą nam przestępców » więcej w Gazecie Polskiej! CZYTAJ TERAZ »

Gdyby Ukraina przegrała…

Niestety, po roku krwawej, bohaterskiej i częściowo zwycięskiej wojny obronnej i taką katastrofalną możliwość musimy brać pod uwagę. Katastrofalną, gdyż w sytuacji głębokiego mentalnego i cywilizacyjnego kryzysu Europy tzw. Zachód nie zareaguje adekwatnie na narastające zagrożenie ze Wschodu. Po pierwsze dlatego, że nie ma ku temu woli, a po drugie bez USA jest w istocie bezbronny. Tymczasem rok wyborów prezydenckich niezależnie od ich wyniku praktycznie sparaliżuje Stany Zjednoczone w działaniach zagranicznych, co w obliczu obojętności Europy Zachodniej postawi państwa wschodniej flanki NATO nie tylko bezpośrednio twarzą w twarz, ale i sam na sam z rosyjskim agresorem.

Najbardziej zagrożone są niewielkie kraje nadbałtyckie – Estonia, Łotwa i Litwa, ale niewiele mniej Polska czy Rumunia, bezpośrednio graniczące z Ukrainą. W przypadku jej nawet częściowej klęski, np. okupacji wschodniej części kraju z Kijowem, nas właśnie dotknie napływ uchodźców w skali o wiele większej niż w r. 2022, co przy gorszej pod rządami Tuska sytuacji gospodarczej kraju może spowodować masowe konflikty z jakimi dotąd nie mieliśmy do czynienia. Nietrudno też sobie wyobrazić, że resztki armii ukraińskiej również schronią się w Polsce, a jej rząd na uchodźstwie będzie rezydował w Warszawie, to zaś oznacza, że nawet bez oficjalnego potwierdzenia tego znajdziemy się   faktycznie w stanie wojny z Rosją, a przynajmniej tak z pewnością uzna Kreml.

Co powinniśmy robić w tej sytuacji? Jak zwykle warto zasięgnąć porady u historii i to własnej. Wszak w podobnej pod wieloma względami sytuacji znaleźliśmy się 100 lat temu po zwycięskiej Bitwie Warszawskiej, ale i przegranej próbie wsparcia niepodległości ówczesnej Ukrainy. Przypomnimy, że pod koniec 1919 r. na terytorium odradzającej się Rzeczypospolitej schronienie uzyskały resztki armii Symona Petlury, Atamana Naczelnego Ukraińskiej Republiki Ludowej. Kijowem zawładnęli bolszewicy, tocząc boje z „białymi”, którzy także uważali Ukrainę za swoją, część jedinoj i niedielimoj Rosji i tak samo jak czerwoni nie uznający ani samostijnej Ukrainy, ani niepodległej Polski, o takichże aspiracjach jakiejś tam Estonii czy Gruzji nawet nie wspominając.

Piłsudski świadomie i słusznie nie wsparł ani jednych ani drugich, bo jak sam to oceniał: „Bez względu na to, jaki będzie jej rząd, Rosja jest zaciekle imperialistyczna. Jest to zasadniczy rys jej charakteru politycznego. Mieliśmy imperializm carski; widzimy dzisiaj imperializm czerwony – sowiecki”. Wolał odczekać, aż się wykrwawią nawzajem, a potem podjął próbę odtworzenia niepodległego i sprzymierzonego z Polską państwa ukraińskiego wspólnie z Petlurą, który zdawał sobie sprawę, że musi poświęcić nawet Galicję dla większej sprawy niepodległości, a na całym świecie nie znajdzie innego niż Rzeczpospolita sojusznika. Szkoda, że prezydent Zełenski nie ma takiej świadomości…

Próba ta zakończyła się niepowodzeniem ze względu na brak masowego wsparcie ludności Ukrainy dla idei własnego niepodległego państwa i wprawdzie wojska Petlury lojalnie i bohatersko walczyły w obronie Polski przed najazdem sowieckim, ale  na mocy ustaleń Pokoju Ryskiego w 1921 r. znalazły się na terenie Polski w sytuacji krytycznej. Tu pierwsza dla nas nauka: nigdy nie podejmować rokowań z agresorem bez udziału czy wręcz nad głową jego ofiary! Zdominowana przez endecję wrogą Piłsudskiemu i jego idei Międzymorza delegacja polska w Rydze zgodziła się na skandaliczne warunki sowieckie: zamiast legalnej władzy URL stronę ukraińską reprezentowali członkowie władz sowieckiej Ukrainy, czyli ci sami bolszewicy. W rezultacie rozzuchwaleni Sowieci wymogli bez większego oporu endeków haniebne warunki pozostawania petlurowców w Polsce – wojskowych rozbrojono i internowano w obozach, o ironio, także w Szczypiornie pod Kaliszem, gdzie siedzieli legioniści Piłsudskiego za odmowę przysięgi na wierność cesarzom Austro-Węgier i Niemiec!

Później część z nich z cichym wsparciem Marszałka uzbrojona przez WP podjęła j beznadziejną już w osamotnieniu wyprawę na Ukrainę, a po przegranej walce powróciła do Polski, skąd wkrótce sprzymierzony z endecją rząd Witosa wygryzł i Petlurę, szykanami zmusiwszy go do wyjazdu do Paryża. Ale geopolityczna myśl Piłsudskiego żyła, czego wyrazem było stworzenie przezeń właśnie w Paryżu w 1925 r. organizacji „Prometeusz”, grupującej pod egidą Polski rządy emigracyjne wszystkich „narodów prometejskich” czyli ujarzmionych przez Sowiety – Gruzji, Ukrainy, Azerbejdżanu, górali kaukaskich, Kozaków z Kubania. 

Ideę tę po latach ożywił Prezydent Lech Kaczyński, odnawiając ścisłe kontakty polityczne i gospodarcze z krajami kaukaskimi i Ukrainą, ponownie wolnymi po rozpadzie Sojuza. Za sukcesy na tym polu i obronę Gruzji przed kolejnym najazdem rosyjskim w 2008 r. zapłacił życiem, ale myśl prometejska nie umarła i w czasach rządów Zjednoczonej Prawicy zmaterializowała się w postaci Inicjatywy Trójmorza, grupującej 11 państw niegdyś zniewolonych przez Sowiety, dziś członków NATO oraz Austrię, a od niedawna śródziemnomorskiego członka Paktu, Grecję, od lat wydającą na zbrojenia 4% swego PKB! Już po zmasowanej napaści Rosji w 2022 r.  do tego grona została przyjęta Ukraina jako jedyny kraj nie należący do Paktu Północnoatlantyckiego, ale kluczowy dla stabilizacji jego zagrożonych przez rosyjski imperializm rubieży. 

I tu wskazówka dla nas na wszelkie odmiany sytuacji za naszą wschodnią granicą – póki czas musimy postawić na jak najszybszy rozwój Trójmorza w kierunku sojuszu o wyraźnie militarnym charakterze! Mamy ku temu potencjał, który ostatnio rozwijaliśmy w Polsce wręcz skokowo przez zakupy najlepszych na świecie technologii wojennych, ale także przez uruchomienie wreszcie niegdyś sparaliżowanej przez Tuska amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Niezależnie od rozwoju sytuacji wojennej na Ukrainie powinniśmy też zaprosić jak najszybciej do Trójmorza nowych członków NATO z północy, Finlandię i Szwecję, co wzmocniłoby potężnie naszą słabą obecność wojskową na Bałtyku.

Wiedza o tym, że postawienie na Berlin kosztem Warszawy było katastrofalnym błędem, czy wręcz „zbrodnią”, jak to określił  Ołeksij Arestowycz, były doradca prezydenta Zełenskiego a obecnie jeden z najostrzejszych jego krytyków, przebije się w końcu do umysłów rządzących Ukrainą, oby nie nazbyt późno. Także dla nas, bo patrząc na wyczyny nowych-starych ministrów obecnego rządu, tak samo jak Tusk unurzanych po uszy w majstrowanie zgubnego i dla Ukrainy, i dla Polski resetu „z Rosją taką, jaka ona jest”, można się obawiać, że zamiast wzmacniać moc militarną Trójmorza i Polski będą raczej ponownie nas rozbrajać i osłabiać. A to dla Ukrainy oznaczać będzie koniec, dla nas totalne uzależnienie od Berlina właśnie. 

Przypomnijmy sobie lepiej stare rzymskie zawołanie – In unitate virtus est – w jedności siła! Inaczej zjedzą nas pojedynczo po kolei przy wtórze pokrętnych wywodów Zachodu, wolącego pamiętać Chamberlaina niż Churchilla, który na jego oświadczenie, że z Monachium “przywiózł pokój”, zareplikował celnie: “Chcieliście uniknąć wojny kosztem hańby, a będziecie mieli i hańbę, i wojnę!”.   

Oni się z historii nie nauczyli niczego – nauczmy się chociaż my, bo może do następnego egzaminu dojrzałości z tego przedmiotu już nigdy nie zostaniemy dopuszczeni!


 

 



Źródło: niezalezna.pl

#Rosja #Ukraina

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Jerzy Lubach
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo