Zwiozą nam przestępców » więcej w Gazecie Polskiej! CZYTAJ TERAZ »

PO – lewica czy prawica?

Wciąż utrzymujący się konserwatyzm Polaków nie pasuje do „projektu europejskiego”.

Wciąż utrzymujący się konserwatyzm Polaków nie pasuje do „projektu europejskiego”. Wszystko wskazuje na to, że wychodząc naprzeciw oczekiwaniom liberalno-lewicowego establishmentu UE, coraz bardziej lewicowa Platforma Obywatelska zrealizuje projekt „pełzającego zapateryzmu” obliczonego być może na 10–20 lat.

Igor Janke w swoim niedawnym artykule „Nie ma miejsca dla lewicy” postawił tezę, z którą się zgadzam, że „polskie społeczeństwo jest bardziej konserwatywne niż większość krajów europejskich, a polski Kościół silniejszy i znacznie lepiej zakorzeniony w duchu narodu niż gdziekolwiek indziej”. Stąd ma wypływać wniosek zawarty w tytule, że w gruncie rzeczy lewica w Polsce nie ma szans na wielką potęgę. Zgadzam się, że wraz z „zanikiem sentymentu do PRL” nie ma już takich szans lewica spod znaku SLD, a Ruch Palikota na szczęście okaże się efemerydą na polskiej scenie politycznej.

Nowe miejsce dla lewicy

Problem jednak polega na tym, że od dawna nie sposób – jak proponuje Igor Janke – przyjmować, że „Platforma Obywatelska przynajmniej jeszcze niedawno kojarzyła się z centroprawicą” i że w perspektywie najbliższych lat „nie grozi nam wejście w życie radykalnych lewicowych projektów społecznych”. Miejsce dla lewicy jest – staje się nią Platforma Obywatelska. Platforma mogła być nazywana partią liberalno-konserwatywną, centroprawicową w pierwszych latach istnienia, gdy przemożny wpływ na jej program i profil ideowy miał Jan Rokita. Program PO z 2004 r. stanowczo sprzeciwiał się jakimkolwiek próbom liberalizacji ustawy chroniącej życie, wprowadzaniu eutanazji czy legalizowaniu związków jednopłciowych. Już w trakcie zwycięskiej dla siebie kampanii wyborczej z 2007 r. PO jak ognia unikała jakichkolwiek deklaracji ideowych, prezentowania programu, skupiając się wyłącznie na negacji 2-letnich rządów Prawa i Sprawiedliwości. Już po kilkunastu miesiącach rządów, gdy okazało się, że PO nie ma zamiaru realizować żadnego ambitnego programu ideowego, żadnych reform, prof. Krzysztof Rybiński słusznie stwierdził, że PO stała się po prostu „bezideową partią władzy o charakterze populistycznym”. Z liberalizmu gospodarczego nie zostało nic. To PO jest partią konsekwentnie podwyższającą podatki, zadłużającą kraj jak nikt dotąd, rozbudowującą biurokrację, a nawet ulegającą pokusom nacjonalizowania prywatnego biznesu.

Zagubiony konserwatyzm PO

Ciekawsze dla oceny, gdzie jest dziś lewica, jest jednak to, co z drugim komponentem z czasów Rokity – konserwatyzmem Platformy. „Bezideowa partia władzy” prędzej czy później zmuszona jest odpowiadać na pytania, jeśli chce odnosić się do najgłębszych, aksjologicznych pytań stawianych w debacie publicznej. Skoro od lat nie można doczekać się nowych, oficjalnych odsłon programowych tej partii, odpowiedzi oczekuje się od jej lidera, premiera Donalda Tuska. Znalazłem takie odpowiedzi jedynie w trzech artykułach „programowych” z wiosny 2011 r., mających podsumować 4 lata rządów i odpowiedzieć, co dalej, opublikowanych w „Gazecie Wyborczej” i w „Rzeczpospolitej” (ten jako polemika z Jarosławem Kaczyńskim). Gdy się je czyta, ma się wrażenie, że poprawnościowy język, późno odkryta wrażliwość społeczna, wskazują na to, że tekst napisał klasyczny zachodnioeuropejski socjaldemokrata. Jedyna konkretna zapowiedź ideologiczna to obietnica realizowania kolejnych postulatów Kongresu Kobiet Polskich po skutecznym już wprowadzeniu parytetu dla kobiet w wyborach. Premier zainteresował się więc jedynie realizowaniem programu lewicowej, feministycznej organizacji.

Po wyborach 2011 r. doszła do tego niespotykana wcześniej w polskiej polityce ostatnich ponad 20 lat werbalna i instytucjonalna agresja wobec Kościoła rzymskokatolickiego. Postkomuniści też bywali agresywni werbalnie wobec Kościoła, ale rzadko i niezbyt gorliwie podejmowali realne działania przeciw niemu. W środowisku tym mimo wszystko panuje swoisty szacunek wobec Kościoła wynikający choćby z faktu, że przegrali z tą instytucją trwające 45 lat zmagania. PO i jej lider nie mają takich skrupułów. Uważają, że władza to ich domena, mają skłonności do jej monopolizacji i denerwuje ich, że w niektórych obszarach muszą się w tej domenie liczyć ze zdaniem Kościoła. Najlepiej wyraził to szef najważniejszego platformerskiego think tanku Jarosław Makowski, pisząc, że „nawet rząd lewicy nie był tak niezależny w swych działaniach wobec Kościoła, jak rząd Tuska”, i wyznaczając zadania biskupom jedynie do „obrony pokrzywdzonych, wykluczonych i biednych”. Słynne Tuskowe „nie będziemy klękać przed księżmi” i określenie „święta krowa” odnoszące się do Kościoła czy zruganie księdza przy świadkach z powodu niepoprawnej homilii, w której uczestniczył prezydent Bronisław Komorowski… Trudno wyobrazić sobie, by na coś takiego wcześniej pozwolili sobie Leszek Miller czy Aleksander Kwaśniewski.

Pełzający zapateryzm Platformy

Nieważne, kogo możemy, a kogo nie możemy nazywać lewicą. Ważne, kto realnie rozpoczyna i wciela w życie wielki projekt społecznej przebudowy Polski i świadomości Polaków w dominującym dziś w Europie duchu lewicowo-liberalnym. Premier Donald Tusk już wielokrotnie się odsłonił, mówiąc, że elementy tego projektu będą realizowane, gdy „dojrzeje do tego sytuacja społeczna”. Co to oznacza? Zachętę skierowaną do mediów i najlepiej zorganizowanych lewicowych organizacji społecznych, by pracowali dalej nad zmianą świadomości społecznej, a gdy dojrzeje do zmian, on je przeprowadzi. Charakterystyczne jest zachowanie premiera w sprawie związków jednopłciowych. Gdy „Gazeta Wyborcza” opublikowała sondaż, z którego wynikało, że większość Polaków jest już za legalizacją takich związków, zapowiedział, że sytuacja już dojrzała do rozwiązania tego problemu. Potem był ponoć wściekły na swoich współpracowników, gdyż nie poinformowali go, że pytania do tego sondażu były tak sformułowane, że Polacy myśleli, iż chodzi o legalizację konkubinatów męsko-damskich, a akceptacja dla jednopłciowych nadal utrzymuje się na poziomie zaledwie kilkunastoprocentowym.

Pewne rzeczy jednak już dojrzały do rozstrzygnięć. Projekt ustawy o in vitro ostatecznie zgłoszony przez PO na pewno będzie bardziej liberalny, niż postuluje to Kościół (najprawdopodobniej nie będzie chronił poczętego życia). Związki partnerskie na razie zostały odrzucone, ale nawet konserwatywni posłowie PO składają projekty otwierające przed nimi furtkę. Taką samą furtkę przed eutanazją zgłasza znany platformerski konserwatysta pod niewinną nazwą „testamentu życia”. We wprowadzonej już ustawie o walce z przemocą domową Platforma napiętnowała rodzinę jako najbardziej odpowiedzialną za to zjawisko. Wreszcie premier zapowiedział swój podpis pod Konwencją Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie i przemocy wobec kobiet, która jest manifestem ideowym tzw. środowisk genderowych i zobliguje państwo do radykalnej zmiany edukacyjnej w odniesieniu do rodziny, religii czy rozumienia płci. Następnie PO zgłasza projekt ustawy o poszerzeniu możliwości karania za tzw. mowę nienawiści zgodnie z postulatami środowisk gejowskich (2 lata więzienia za ich krytykę).

Liberalno-lewicowy establishment Europy z pewnością uwiera wciąż utrzymujący się konserwatyzm Polaków. Nie pasuje on do „projektu europejskiego”. W katolickiej Hiszpanii skutecznie zmienił tę sytuację Zapatero. W Polsce trzeba ostrożniej. Wszystko wskazuje na to, że coraz bardziej lewicowa Platforma Obywatelska zrealizuje „pełzający zapateryzm”, obliczony być może na 10–20 lat, gdy w różnych sprawach „sytuacja dojrzeje do zmian”.


 



Źródło:

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo