Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

​Czego boją się kłamcy smoleńscy

Sprawa materiałów wybuchowych na wraku, dziesiątki nowych analiz wykonanych przez specjalistów, nieznani dotąd świadkowie, informacje dotyczące przebudowy i sprawdzenia pirotechnicznego Tu-154 przed wylotem – to kolejne przesłanki uzasadniające tezę

Dmitry Karpezo/creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.en
Sprawa materiałów wybuchowych na wraku, dziesiątki nowych analiz wykonanych przez specjalistów, nieznani dotąd świadkowie, informacje dotyczące przebudowy i sprawdzenia pirotechnicznego Tu-154 przed wylotem – to kolejne przesłanki uzasadniające tezę o zamachu.

Ustalenia na temat katastrofy smoleńskiej, jakich dokonali niezależni eksperci z Polski i zagranicy oraz dziennikarze, wywołują coraz większy popłoch w szeregach utrwalaczy rosyjskiej wersji zdarzeń. Doszło do tego, że członkowie komisji Millera odmówili publicznej dyskusji z naukowcami, którzy ośmielili się podważyć oficjalne stanowisko władz w Moskwie i Warszawie. Mieli chyba zresztą rację: w ciągu ostatniego roku pojawiło się tyle nowych informacji podważających raporty MAK i komisji Millera, że żadnego z tych dokumentów nie da się już w jakikolwiek sposób obronić.

Materiały wybuchowe na wraku

Jeżeli katastrofa smoleńska była zwykłym wypadkiem – jak twierdzi Kreml, a za nim polski rząd i mainstreamowe media – to skąd na wraku znalazły się ślady substancji wybuchowych?

W marcu 2013 r. Stanisław Zagrodzki, krewny śp. Ewy Bąkowskiej, która zginęła w katastrofie smoleńskiej, opublikował wyniki laboratoryjnych badań pasa bezpieczeństwa z Tu-154, przeprowadzonych w USA. Analiza dokonana była pod kątem obecności substancji wybuchowych, gdyż wcześniejsze badanie detektorem wykazało, że na pasie znajdował się trotyl. Co mówią ostateczne rezultaty badań? 

Wynika z nich, że na pasie, którym była przypięta pani Bąkowska, mogą być ślady DNT, związku będącego wynikiem rozkładu TNT. Byłoby to potwierdzenie tego, że na pokładzie TU-154 doszło do eksplozji materiału wybuchowego. Kompromituje to wszystkie osoby, które broniły dotąd rosyjskiej wersji katastrofy, i być może zmusi je wkrótce do wygłaszania karkołomnych tez, że na szczątkach wraku znalazł sie trotyl z I wojny światowej albo z poligonu, ulokowanego rzekomo przy lotnisku w Smoleńsku. Stąd tak brutalna i dezawuująca prokuraturę wojskową reakcja Rosjan, którzy przestraszyli się, że nie panuje ona nad sytuacją i chcą ją »przywołać do porządku«” – powiedział „Gazecie Polskiej” Antoni Macierewicz, przewodniczący zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej.

Analogicznych analiz –  tyle że dotyczących próbek z wraku tupolewa pobranych w Smoleńsku jesienią ub.r. – dokonują od grudnia 2012 r. polscy biegli. Jak ujawniła „Gazeta Polska”, w pierwszych przebadanych próbkach stwierdzono obecność śladów trotylu. Wcześniej polscy biegli w Smoleńsku, posługując się detektorami, zbadali fragmenty wraku, a używane przez nich urządzenia wykazały, że na szczątkach Tu-154 znajduje się ten właśnie związek organiczny. Sensacyjne wyniki badań detektorami potwierdziły to, co mówili od dłuższego czasu eksperci współpracujący z zespołem parlamentarnym pod kierownictwem Antoniego Macierewicza. Doktor Grzegorz Szuladziński, który przygotował nawet osobny raport dotyczący hipotezy eksplozji, powiedział nam: „Za wybuchem przemawia m.in. duża liczba odłamków, czyli kilkucentymetrowych kawałków wraku, jakie odnaleziono na miejscu katastrofy. To typowy skutek działania materiałów wybuchowych. Obecności odłamków w tak ogromnej liczbie nie da się inaczej wytłumaczyć, chyba że uderzeniem w sztywną przeszkodę z wielką prędkością. W tym wypadku nie było jednak ani żadnej sztywnej przeszkody, ani wystarczająco dużej prędkości, bo samolot leciał ok. 270 km/h”.

Za hipotezą rozpadu samolotu nad ziemią przemawia też ujawniona przez „Gazetę Polską” – a potwierdzona przez polską prokuraturę wojskową – informacja dotycząca przerwania działania komputera pokładowego (FMS). Według danych zawartych w końcowym raporcie MAK – przestał on funkcjonować kilkanaście metrów nad poziomem lotniska, o godz. 10:41:05. Podane przez MAK współrzędne miejsca, w którym rozbił się samolot, i współrzędne zatrzymania się komputera pokładowego FMS dzieli ok. 140 m, choć powinno to być to samo miejsce. Ważna jest też odległość od miejsca pierwszego uderzenia w ziemię. Gdy nastąpił zanik zasilania FMS, polski Tu-154 znajdował się około 60 m przed miejscem pierwszego zderzenia z gruntem i około 600 m od progu pasa.

Nowi świadkowie

Rok temu nie wiedzieliśmy jeszcze jednego: że aż 24 świadków katastrofy smoleńskiej przedstawia wersję wydarzeń, która całkowicie odbiega od oficjalnych ustaleń zawartych w raportach MAK i komisji Millera. W tej liczbie są także nowi świadkowie, którzy wystąpili w filmie „Anatomia upadku” Anity Gargas. Czy świadectwa tylu ludzi można uznać za konfabulacje?

Zespół Parlamentarny zebrał dotychczas relacje 67 świadków katastrofy. Spośród nich 24 osoby z pewnością widziały lub słyszały zjawiska świadczące o eksplozji w powietrzu. Były to dźwięki eksplozji i/lub rozbłysk ognia, pojawienie się kuli ognia oraz/lub rozpadanie się samolotu w powietrzu (najczęściej relacje te wskazują na odpadnięcie ogona samolotu przed jego ostatecznym upadkiem na ziemię, trzy relacje dotyczą odpadnięcia skrzydeł, a dwóch świadków mówi o wirujących blachach, spadających na drzewa i na ziemię). Spośród pozostałych świadków większość (32) wskazuje, że słyszała nienaturalne dźwięki silników określane najczęściej jako „huki i trzaski” lub dźwięk „kosmiczny”, „wysoki”, „świszczący”, „przerywany” – powiedział nam Antoni Macierewicz, przewodniczący Zespołu Parlamentarnego ds. Wyjaśnienia Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej. 

Co ciekawe – Naczelna Prokuratura Wojskowa odmówiła „Gazecie Polskiej” odpowiedzi na proste pytanie, czy ma zeznania bezpośrednich świadków katastrofy smoleńskiej, którzy potwierdzają wersję MAK i komisji Millera. Odmowa odpowiedzi na tak oczywiste i ogólne pytanie każe podać w wątpliwość to, czy jest choćby jeden taki świadek.

Kto podważa wersję znaną z raportów rządowych? Choćby Nikołaj Szewczenko, kierowca, który prowadząc autobus z Pieczerska do Smoleńska, widział ostatnie sekundy przelatującego nad drogą Tu-154. Jechał, jak mówił, ulicą Kutuzowa, kiedy usłyszał ryk silników samolotu. Wówczas gwałtownie zahamował i obserwował zdarzenie przez okno autobusu. Szewczenko podkreślił, że tupolew przeleciał nad ulicą w Smoleńsku w pozycji normalnej, a nie odwróconej – kołami w górę.

Przypomnijmy, że według raportów MAK i komisji Millera polski samolot jeszcze przed drogą uderzył w brzozę, która miała urwać mu kawałek skrzydła, po czym obrócił się na bok, a potem kołami w górę – w tej pozycji rzekomo przeleciał nad ulicą. 

Anita Gargas dotarła też do motocyklisty, Siergieja Mikiszanowa, który był widoczny na zdjęciach z 10 kwietnia 2010 r. Gdy wydarzyła się katastrofa, był przy swoim garażu, opodal miejsca tragedii. Powiedział o gwałtownie milknącym dźwięku silnika i olbrzymiej liczbie małych części samolotu, które spadły na ziemię w miejscu, gdzie według zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza miało dojść do wybuchu w Tu-154. 

Spadające kawałki samolotu widział także pracownik pobliskiego zakładu produkcyjnego, jeszcze przed szosą, za którą rozbił się tupolew. – Spojrzałem w górę, a wszystko leci w powietrzu, choć wysokość nieduża, elementy duraluminium – mówił. 

CZYTAJ CAŁY ARTYKUŁ W NAJNOWSZYM NUMERZE "NOWEGO PAŃSTWA"!

 



Źródło: Nowe Państwo

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Leszek Misiak,Grzegorz Wierzchołowski
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo