Bezrobocie nadciąga nad Polskę » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Gender w Strasburgu

Dopiero co zakończyłem prowadzenie obrad Parlamentu Europejskiego w jego francuskiej siedzibie.

Dopiero co zakończyłem prowadzenie obrad Parlamentu Europejskiego w jego francuskiej siedzibie. Uświęconym (albo nieuświęconym) zwyczajem jest nieznana w polskim parlamentaryzmie procedura wyjaśnień do głosowania. Oto każdy MEP (member of the European Parliament) ma prawo i czas po głosowaniach przedstawić uzasadnienie, dlaczego głosował w taki, a nie inny sposób.

Jest to oczywiście nagminnie wykorzystywane do nabijana statystyki przemówień. Są wręcz grupy posłów, którzy zgłaszają się do niemal każdego punktu – w ten sposób zwiększając swój record w europarlamencie, mają szansę trafić do rejestru najaktywniejszych europarlamentarzystów. Uwaga, czasem nie są to bynajmniej back-bencherzy, czyli posłowie z tylnych rzędów, ale osoby naprawdę istotne, pełniące wręcz funkcje w Prezydium PE lub w prezydiach europejskich partii.

W czasie tej sesji najbardziej oblegane raporty przy wyjaśnieniach po głosowaniu to te związane z dwoma tematami: odpady (sic!) i gender. I tak udzielałem głosu posłom, którzy objaśniali urbi et orbi, dlaczego oddali głos w taki, a nie inny sposób przy raportach włoskiej posłanki Simony Bonafe: „Składowanie odpadów”, „Odpady”, „Odpady oraz odpady opakowaniowe”.

Jednak tematy genderowe były równie oblegane. Sporo mówców zgłosiło się do wyjaśnień raportu katalońskiego europosła Ernesta Urtasuna „Równość kobiet i mężczyzn w UE w latach 2014–2015”. Jednak raport eksminister w rządzie PO-PSL, europoseł Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz pt. „Równe traktowanie mężczyzn w zakresie dostępu do towarów i usług oraz dostarczania towarów i usług” też budził zainteresowanie. Było też trzecie gender-sprawozdanie opisywanej już na tych łamach brytyjskiej socjalistki Claire Moody „Fundusze unijne na rzecz równouprawnia płci”.

Dyskryminacja pozytywna wobec kobiet i Murzynów

Europarlamentarna gadka gadką, ale zainteresowałem się, jak wygląda pozycja owych rzekomo słabszych i mniej inteligentnych (według Korwin-Mikkego) kobiet w Parlamencie Europejskim. Najlepiej wyrażą to liczby. W ostatnich ośmiu latach 37 proc. wakatów na stanowiska kierowników działów, a więc prawie dwa na pięć, objęły kobiety. W 2015 r. na stanowiska dyrektorów generalnych w PE mianowano 37,5 proc. kobiet – choć nie był to rekord w dziejach europarlamentaryzmu, bo w 2011 r. na tym samym szczeblu nominowano 44 proc. kobiet, a w 2009 r. równo 40 proc. W trzech działach, w tym zajmującym się mediami, połowa stanowisk kierowniczych jest w rękach kobiet.

Dyskryminację pozytywną względem kobiet, trochę podobną jak wobec Murzynów w USA, przeprowadza się już przy selekcji na stanowiska kierownicze, choćby kierowników działów. Przykładem jest ubiegły rok, gdy kobiety stanowiły ledwie 32 proc. osób ubiegających się o takie stanowiska, po rozmowie kwalifikacyjnej było ich przeszło 34 proc., w kolejnym etapie (short list) już ponad 44 proc., a po zakończeniu konkursów kobiety stanowiły wręcz większość, bo prawie 56 proc. mianowanych.

Wśród pracowników Sekretariatu Generalnego PE kobiety stanowią prawie 56 proc., wśród asystentów 65 proc. Gdy chodzi o tę pierwszą grupę, od 1957 r. wskaźnik mężczyzn spadł o prawie 20 proc., tym samym kobiet się podwyższył. Swoją drogą, stanowiska najlepiej opłacane aż w czterech piątych zajmują mężczyźni, kobiety stanowią większość na etatach AD5–AD9 (57–60 proc.). Odsetek awansowanych wśród kwalifikujących się do awansu wybitnie wskazuje, że we wszystkich grupach przeważają panie.

Gdy chodzi o asystentów we frakcjach (grupach politycznych), kobiety stanowią ponad dwie trzecie. Wśród asystentów akredytowanych, których musimy, według przepisów, zatrudniać w Brukseli, panuje niemal równowaga: 990 mężczyzn na 912 kobiet. Kobiety zdecydowanie przeważają na wszystkich stanowiskach wśród pracowników PE zatrudnionych w niepełnym wymiarze czasu. W sumie jest w tej kategorii 335 mężczyzn i 1179 kobiet.

Kobiety ławą w europarlamencie

Gdy chodzi o urlopy rodzicielskie w pełnym wymiarze czasu, to biorą je tylko mężczyźni na... wyższych stanowiskach. Gdy chodzi o asystentów, 100 proc. (!) w tej kategorii stanowią kobiety. Identycznie jest w wypadku pracowników na urlopach rodzicielskich w połowie wymiaru czasu. Trochę więcej mężczyzn angażuje się w urlopy ze względów rodzinnych (nawet do jednej trzeciej na wyższych stanowiskach), ale i tak dominacja kobiet jest tu wyraźna, zwłaszcza w kategoriach pracowników zatrudnionych w połowie wymiaru czasu.

Gdy mowa już nie o pracownikach administracji, ale o politykach, to wśród 39 delegacji do współpracy PE z różnymi krajami czy blokami krajów w drugiej połowie tej kadencji europarlamentu (2017–2019) dziewięć zajmują kobiety. Kierują one delegacjami do współpracy z Meksykiem, Chile, Albanią, Czarnogórą, krajami Maszreku, Półwyspu Arabskiego, Ameryki Środkowej, Azji Południowej, ale też postsowieckiej Azji Centralnej (Kazachstan, Kirgistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Turkmenistan i Mongolia). Na pięć zgromadzeń parlamentarnych wielostronnych kobiety kierują dwoma, w tym bardzo ważnym dla mnie osobiście (jestem jego wiceprzewodniczącym), ale też geopolitycznie dla Polski – Zgromadzeniem Parlamentarnym „Euronest” (czyli UE – Partnerstwo Wschodnie).

Rola kobiet w PE jest jeszcze bardziej widoczna wśród przewodniczących komisji. I tak na 20 komisji aż 12 przewodniczą kobiety. Przykładowo ważną Komisją Rozwoju kieruje Angielka z Partii Pracy Linda McAvan, a Komisją Kontroli Budżetu – Niemka z CDU Ingeborg Graessle. Przewodniczącą Podkomisji Bezpieczeństwa i Obrony jest Polka Anna Fotyga.

Feministki kontra kobiety politycy

Oczywiście feministki będą mówiły, że wyraźnie zwiększający się udział kobiet w politycznej i administracyjnej części Parlamentu Europejskiego w Brukseli i Strasburgu jest wciąż za mały. Jakkolwiek to jednak oceniać, jest on faktem. Rzecz w tym, że nie płeć decyduje o poglądach i sama płeć nie jest, jak powszechna praktyka pokazuje, podstawą światopoglądu czy poglądów stricte politycznych. Nawet jeśli feministki uważają inaczej.

Co ma wspólnego kobieta, premier rządu Beata Szydło z postkomunistką Zoe Konstantopoulou, która przewodziła parlamentowi Grecji? Nic poza płcią, ale to w praktycznej polityce doprawdy mało. To, że trzema z sześciu największych krajów członkowskich UE (Niemcami, Polską i Wielką Brytanią – wciąż przecież w UE) rządzą kobiety, jest oczywiście pewnym signum temporis, ale charakterystyczne, że żadna z nich nie jest, delikatnie mówiąc, ulubienicą feministek i każda od feministek mniej lub bardziej wyraźnie, mniej lub bardziej dyplomatycznie się dystansuje.

A dane statystyczne odnośnie do gender w Brukseli i Strasburgu znać warto. Choćby po to, żeby potem nikt ze środowisk lewicowo-liberalnych nie zakrzykiwał nas pseudoargumentami typu: „A w Unii to i tamto”.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

#PE #gender #Parlament Europejski

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Ryszard Czarnecki
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo