Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Jak jeszcze raz ugryźć żubra?

Mało kto wie, czym jest Polska. I mało kto ma odwagę ją definiować. Wanda Zwinogrodzka poruszyła ostatnio w „Gazecie Polskiej Codziennie” niezwykle ważny problem. Być może najważniejszy.

Mało kto wie, czym jest Polska. I mało kto ma odwagę ją definiować. Wanda Zwinogrodzka poruszyła ostatnio w „Gazecie Polskiej Codziennie” niezwykle ważny problem. Być może najważniejszy.

„Polska to był taki wielki ospały żubr śpiący pod drzewem w Puszczy Białowieskiej. Zresztą Polska drzemiąca lub zabawiająca się pod drzewem, najlepiej pod lipą, to jest stary archetyp polskiej poezji…” – tak mówił Jarosław Marek Rymkiewicz w 2007 r. Ta bukoliczna Polska, skłonna bardziej do rodzinnej zabawy niż wojny, pilnowania folwarku niż polityki, od czasu do czasu jest przebudzana. I jak Józef Piłsudski wcześniej, tak w latach 2005–2007 zdolnym do przebudzenia żubra miał okazać się Jarosław Kaczyński. Spałby żubr dalej, „gdyby Jarosław Kaczyński nagle nie ugryzł go w dupę” – mówił wtedy Rymkiewicz w wywiadzie z Joanną Lichocką. Przebudzony żubr podniósł się i popędził, ale nie wiadomo dokąd. Poeta świadomie uciekł się do formułowania politycznych diagnoz. Zatrzymał się na poziomie opisania pewnego ruchu, przebudzenia polityczności, która sama w sobie jest pusta i dopiero wymaga wypełnienia.

Czy jest Polska?

Chodziło mu o to, że niemrawa polska polityka, niezdolna do definiowania celów i prowadzenia publicznych dyskusji, przebudziła się, bo ludzie zaczęli nią się interesować. Polityka na nowo stała się tym, o czym się rozmawia i co rozpala emocje. W tym sensie przebudza się Polska. Za sprawą polityki Polska staje się tym, co ludzi obchodzi.

Po sześciu latach Rymkiewicz powtarza, tym razem w innym kontekście politycznym, ale wciąż odnosząc się do tych samych Polaków: „Nie potrafimy nazwać obecnej Polski, ustalić, co to jest za twór, opowiedzieć, jaka jest nasza tutejsza sytuacja”.

Polska jest zawsze, gdy są Polacy. Na tym opierała się też pedagogika narodowa w III RP. Wielki patriotyzm zrywów, ten romantyczny ideał Polaka walczącego niezależnie od szans, miał zostać odrzucony na rzecz małego patriotyzmu – płacenia podatków, kasowania biletów, zakładania przedsiębiorstw, nieplucia na ulice i sprzątania psich kup. Ten typ patriotyzmu zyskał swoich poetów, ba, wieszczów. Ma swoich rysowników i dziennikarzy. Wcale nie jest tak chłodny, jak mogłoby się wydawać, skoro towarzyszy mu patos. Aż zyskał wreszcie ów patriotyzm swoją polityczną formę.

Kiedy doszło do paradoksu, że polityczne wybory zostały wygrane za pomocą hasła „Nie róbmy polityki”, żubr ponownie położył się pod drzewem i uciął sobie drzemkę. Nie ma po co ani ku czemu pędzić. Zatrzymał się na poziomie przedpolitycznym, czyli takim, w którym nie ma celu przekraczającego poziom życia prywatnego.

Wanda Zwinogrodzka w swoim tekście trafnie odwołała się do starego podziału na zdrajców i patriotów, pokazując, że wcale nie jest on tak jednoznaczny i że Polska trwała w tym napięciu między zwolennikami tego, co małe i co daje nadzieję na jakąś stabilizację, choćby nawet państwa nie było, a postawą walki, choćby miała nie przynosić zwycięstwa.

Między polityką a jej zarzuceniem

Ten podział można zdefiniować także w kategoriach metapolitycznych. Jest to napięcie między Polską rozumianą jako polityczny projekt a Polską niepolityczną. Pierwsza z natury swojej będzie dążyła do własnego państwa, drugiej natomiast to odniesienie nie będzie się wydawało konieczne. Pierwsza będzie chciała przekuć własną formę życia na formę polityczną, a druga wyrzeknie się tej skłonności i zostanie na poziomie podstawowym. Dlatego tak zwani patrioci są gotowi do poniesienia kosztów walki, wiedząc, że Polska jest pewnym projektem, który może się ziścić nawet za cenę czasowego porzucenia dotychczasowego życia, sielskiego dworu, bezpiecznego domu i pełnego spichlerza. Dla tej drugiej natomiast – dla tzw. zaprzańców – perspektywa zmiany sposobu życia, choćby tylko na pewien czas i z perspektywą pełniejszego życia później, jest nie do przyjęcia. To zrozumiałe – ta grupa ma tylko to właśnie, to życie, takie, jakie jest.

Patrioci będą więc dążyli do zdefiniowania polskości i pochwycenia jej za pomocą pojęć abstrakcyjnych. W ten sposób polskość nie będzie tylko sposobem życia, ale także formułą myślenia politycznego. Dla zaprzańców natomiast Polska będzie przede wszystkim w nich i ich codzienności, a przekładanie jej na polityczną formę wyda się herezją.

Z historycznej perspektywy obie grupy spełniały właściwe sobie zadanie. Zwłaszcza że podział ten nie dotyczył całego życia i wszystkich celów, jakie ludzie sobie stawiali. Znakomicie widać to w „Panu Tadeuszu”, gdzie bohaterowie zachowują dawny republikański sposób życia, choć żadnej republiki już nie ma. Celebrują codzienność i za nic nie chcą z niej zrezygnować. Za nią też będą tęsknili. Nie mieliby jednak tej codzienności i obyczajów, gdyby nie istniał wcześniej wielki projekt polityczny, jakim była Rzeczpospolita. Wreszcie, gdyby nie myśleli, przynajmniej część z nich, że ten projekt może się odrodzić.

Polityka i empatia

Celebrujący codzienność żerują bowiem na tym, co odziedziczyli po bojownikach sprawy politycznej. Cały świat, w którym żyją i w którym się obracają, ich język, stroje i urzędy, wszystko powstało w wyniku politycznego procesu. Gdyby nie było historii politycznej, nie byłoby historii obyczajów.

Ale zależność jest też w drugą stronę. Myślenie polityczne bez obyczajowości i tej formy podstawowej, jaką jest kasowanie biletów i sielskie życie w swojej chałupie – więc to myślenie, jakie łączy się z wielkim politycznym projektem, nie może w ogóle zaistnieć. Skoro bowiem polityka jest po to, by definiować i wyznaczać cele, by o nich rozprawiać i wspólnie do nich dążyć, to potrzebna jest jej materia, ten poziom podstawowy, jaki dają codzienność, banalne potrzeby fizjologiczne, niskie rozrywki, krajobraz, stroje i międzyludzkie relacje.

Wielki patriotyzm musi być więc wyrozumiały. Patriotyzm wyrozumiały, empatyczny dla tego, co codzienne i nie zawsze uskrzydlone. Taki patriotyzm „Dziadów”, w których ważne jest i przejście przez trudy życia i podstawowe ludzkie potrzeby. Mały patriotyzm zaś powinien być pokorny. Patriotyzm pokorny względem wielkich projektów politycznych.

Dziś nastąpiła przewaga małego patriotyzmu i zepchnięcie do narożnika patriotyzmu politycznego. Skutkiem tego jest nasza niezdolność do definiowania polskości. Jeśli ma się odrodzić i jeśli na nowo ma zostać pochwycona i opisana, potrzebne jest na nowo pobudzenie życia politycznego. Nie dokona się ono jednak bez empatii, bez zrozumienia i docenienia tego, co małe i urokliwe.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Mateusz Matyszkowicz
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo