Polska powinna zaproponować konkretne warunki współpracy w UE i zabiegać dla siebie o jak najbardziej korzystne rozwiązania. Sam fakt, że musimy dzisiaj w Europie domagać się tego, co nam prawnie przysługuje, pokazuje, na czym polega kryzys w UE - Z Krzysztofem Szczerskim, posłem PiS‑u, byłym wiceministrem spraw zagranicznych, rozmawia Olga Doleśniak-Harczuk.
PiS chce przedstawić w Sejmie tzw. kontrakt europejski. Pomysł zrodził się w kontekście ostatniego przemówienia premiera Davida Camerona, który zapowiedział renegocjacje członkostwa Wielkiej Brytanii w UE. Skąd wziął się pomysł na taki dokument?
Unia Europejska w takim kształcie, w jakim do niej przystępowaliśmy, właśnie się skończyła. Przemawia za tym chociażby sprawa paktu fiskalnego. Unia jest coraz wyraźniej podzielona na krąg zewnętrzny i wewnętrzny. Pakt fiskalny wraz z innymi prawami, które uchwala dla siebie strefa euro, podważa porządek traktatowy w UE. Polska powinna określić swoje stanowisko w obliczu tych faktów. Tym bardziej że Donald Tusk za wszelką cenę chce, by Polska dołączyła do pierwszego rdzenia UE. Dąży do tego, nie licząc się z opinią publiczną, niszcząc polską gospodarkę, naruszając konstytucję i bezpieczeństwo złotówki. Zachowuje się jak kierowca rozpędzonego samochodu taranujący wszystko, co stanie mu na drodze do celu. Wszystko za cenę dogonienia rzekomo uciekającego „pociągu unijnego”. Sprzeciwiamy się tego typu myśleniu i mówimy „stop”. Kryzys, jaki obecnie trawi UE, może być szansą na ponowne zdefiniowanie relacji Polski z wewnętrznym kręgiem UE, do którego i tak nie dołączymy, ponieważ nie jesteśmy w strefie euro.
Co jednak nie przeszkadza forsować rządowi ratyfikacji paktu fiskalnego.
Jeżeli pakt fiskalny przejdzie, będzie to realizacja jednego z punktów planu „łapania unijnego pociągu”. Jestem zdania, że możemy ten dokument odrzucić i nie stanie się nic złego, jeżeli rezygnując z jego ratyfikacji, jednocześnie wykonamy pewien krok do przodu, proponując nową formę relacji miedzy krajami tj. Polska - a UE. Dokładnie to postulował Cameron, mówiąc o potrzebie zdefiniowania na nowo statusu Wielkiej Brytanii w Unii. Nie chodzi o to, by powielać ofertę Camerona, ale by wykorzystać obecną sytuację i wyjść z propozycją naszej własnej, twórczej i ofensywnej formy relacji.
Na czym miałby polegać „kontrakt europejski”?
Jest kilka generalnych założeń. Pierwszym z nich jest nadrzędność traktatów nad prawem wewnętrznym strefy euro. Nie może być tak, by prawo służące pewnej grupie państw miało górować nad prawem UE jako całości, a z taką sytuacją mamy do czynienia w wypadku paktu fiskalnego. Następnie: nadrzędność zasady wspólnego rynku nad federacją euro, solidarność europejska przy planowaniu budżetu – wewnętrzne instrumenty pomocy finansowej strefy euro nie mogą być tworzone kosztem budżetu całej UE. Instytucje unijne powinny stać ponad instytucjami państw strefy euro, co oznacza m.in., że szczyty strefy nie mogą przejmować kompetencji rady ministrów finansów całej Unii. Kluczowa w tym wszystkim jest podmiotowość państw, czyli zero federalizacji w Europie. To jest konstrukcja nośna tego pomysłu. Polska powinna zaproponować konkretne warunki współpracy w UE i zabiegać dla siebie o jak najbardziej korzystne rozwiązania. Sam fakt, że musimy dzisiaj w Europie domagać się tego, co nam prawnie przysługuje, pokazuje, na czym polega kryzys w UE. Poza tym premier Tusk nie broni naszych praw, dla rządu liczy się tylko obecność w europejskiej awangardzie. To błędna i antypolska strategia. Propozycja „kontraktu europejskiego” jest w pewnym sensie odpowiedzią na ten stan rzeczy.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Olga Doleśniak-Harczuk