- To było skazanie wielkiej części Polski na okupację rosyjską, a może po prostu skazanie Polski na okupację, bo linia Wisły też byłaby za słaba. Miałoby to określone skutki polityczne dla państw Zachodu. Musiałoby się pojawić pytanie, co dalej z Polską, czy nie trzeba jej okroić? Bo przecież Rosjanie uważają, że to oni po II wojnie światowej dokonali ustępstw. Wygląda to tak, jakby zgadzano się na likwidację państwa polskiego w jego dzisiejszych granicach. Taką politykę prowadził Tusk – mówi premierem Jarosław Kaczyński w rozmowie z Katarzyną Gójską i Tomaszem Sakiewiczem w wywiadzie dla "Gazety Polskiej".
*Panie Premierze, czy jest Pan zadowolony z efektów kampanii wyborczej? Widać, że PiS znajduje się w trendzie wzrostowym, partia Tuska odwrotnie. Dostrzegalne jest również obniżenie notowań Konfederacji. Rozmawiamy dokładnie miesiąc przed wyborami.
Zintensyfikowaliśmy naszą kampanię i podjęliśmy decyzję, że oprócz prezentowania osiągnięć i propozycji programowych, będziemy starali się uświadomić wyborcom, czym skończy się dla nich powrót rządów ekipy Tuska. Niektórzy już tych czasów nie pamiętają, wielu jest za młodych, by dobrze je pamiętać, dlatego pokazujemy, jak Platforma w Polsce rządziła i jak by ewentualnie kierowała sprawami państwa, gdyby udało jej się przejąć władzę. Chcielibyśmy poza tym unaocznić, jakie straty Polska poniosła wskutek dwóch kadencji ich rządów. Gdyby skuteczną politykę fiskalną, walkę z mafiami okradającymi budżet, politykę prorodzinną – taką, jaką wcieliliśmy w życie – prowadzono nie osiem lat, lecz szesnaście, to nasz kraj byłby na innym poziomie zamożności i bezpieczeństwa. Proszę zobaczyć, iż Tusk i jego ludzie rządzili niemal w komfortowych warunkach. W ich czasach był jeden, jak widać z dzisiejszej perspektywy, niewielki kryzys. W naszych – dwa potężne, a mimo to byliśmy w stanie podwyższyć PKB nieporównanie bardziej niż oni. Oni w kryzysie likwidowali OFE, podnosili wiek emerytalny i podwyższali VAT, my daliśmy firmom tarczę, dzięki której uratowane zostały miejsca pracy, i kontynuujemy programy społeczne, a w nowej kadencji, jak uporamy się ze skutkami pandemii i wojny, będziemy chcieli wprowadzić możliwość emerytur stażowych. Poza tym wszystkim, środowisko Tuska dysponuje potężnymi mediami, które stały się faktycznie ich machinami wyborczymi. By dotrzeć do wyborców z naszym przekazem, musimy pokazać nie tylko swoją ofertę, lecz także prawdę o naszych konkurentach.
*Wynik wyborów rozstrzygną wyborcy niezdecydowani?
Na pewno przekonanie choćby części z nich jest dla nas bardzo, bardzo ważne.
*Jak liczna jest grupa niezdecydowanych, jaka część z nich jest gotowa zagłosować na PiS?
Nikt pewnie nie zna precyzyjnej odpowiedzi. Szacunki są różne. Mogę powiedzieć, że kilkanaście procent. Trudno jednoznacznie powiedzieć, ilu z tych wahających się nadal wyborców jest gotowych nas poprzeć, ilu z nich jest do nas najbliżej. Znam wyliczenia mówiące, że to dość duży odsetek, ale znam i takie wskazujące na tylko kilka procent z nich. Jedno jest pewne – przekonanie nawet niewielkiej części przybliży nas do wygranej, nawet wówczas, gdy wszyscy inni przekroczą próg wyborczy.
*Przez zwycięstwo rozumie Pan Premier bezwzględną większość?
Dokładnie tak. Mogę powiedzieć, iż dziś perspektywa jest znacznie lepsza niż miesiąc temu. Ale to nie może skłaniać do ograniczenia zaangażowania. Trzeba, powtarzam, gryźć trawę, walczyć o zaufanie każdego wyborcy. Do samego końca.
*A jeśli kilka głosów zabraknie do większości?
To na pewno nie zrezygnujemy z szansy na zbudowanie większości. Ale to będzie bardzo trudne. Każdy wyborca, który nie chce, by Tusk i jego ludzie wrócili do władzy, powinien głosować na nas, nawet jeśli nie wszystko mu się w nas podoba, nawet gdy ma do nas jakieś pretensje. Jesteśmy siłą polityczną, która potrafi przyznać się do błędów i wyciąga z nich wnioski, a nie jest to w polityce częste. Jest takie powiedzenie: możesz być zły, ale nie bądź niemądry. Nie wspieraj, nawet pośrednio, tych, którzy przyniosą ci nieszczęście.
*Ocenia Pan, iż Konfederacja prędzej dogada się z Tuskiem czy wyznaczonym przez niego człowiekiem niż z wami.
W pewnych wariantach na pewno tak. Być może nie wprost, ale w jakiejś konstrukcji uważam taki sojusz za bardzo prawdopodobny. Jeszcze raz powtórzę – jeśli są tacy, którzy nie chcą powrotu elity Tuska do władzy, to gwarancję ich zablokowania będą mieli wówczas, gdy poprą Prawo i Sprawiedliwość.
*Panie Premierze, przed wyborami prezydenckimi Platforma podmieniła kandydata. Czy cztery tygodnie przed wyborami zamiana Tuska na przykład na Trzaskowskiego jest możliwa, czy to nierealne? To by oczywiście oznaczało, iż Platforma, a być może i Berlin, ocenia dotychczasową kampanię jako nieskuteczną.
Myślę, że mają świadomość nieskuteczności obecnej kampanii. Wiedzą, że są w sytuacji kryzysowej, a Tusk jest politykiem doszczętnie skompromitowanym. Udowadnianie, iż jest to człowiek za nic mający godność i suwerenność Polski, że był człowiekiem na posyłki Angeli Merkel, naprawdę nie jest trudne. Przeciwnie, można to pokazywać na tysiącach przykładów. Równie łatwo przedstawiać dowody na szkodliwość jego polityki, na ignorowanie losu zwykłych Polaków – przykład traktowania emerytów aż bije po oczach. Do tej listy hańby Tuska można dodać jeszcze wiele punktów, w tym wyprzedawanie majątku państwa, często nie tylko wbrew interesowi Polski, lecz także na podejrzanych zasadach. Niestety prokuratura w czasach PO była sparaliżowana, służby tak samo, a sądy również nie robiły im krzywdy. Jednym słowem stworzono w Polsce system bardzo korzystny dla naszych sąsiadów ze wschodu i z zachodu, ale tragiczny dla nas. W odcinku pt. „Prezydent resetu” serialu „Reset” została upubliczniona umowa między Polską a Rosją dotycząca bezpieczeństwa. To przecież klasyczna umowa konsultacyjna na zasadzie partner senior – Moskwa, partner junior – Warszawa. To klasyczny układ asymetryczny między dwoma państwami. Na życzenie Niemiec Polska została przez Tuska i Komorowskiego sprowadzona do pozycji junior-partnera Rosji. Czyli państwa, które musi konsultować z Kremlem wszelkie kwestie dotyczące szeroko rozumianego bezpieczeństwa, włącznie z relacjami z innymi członkami NATO. Lata temu powiedziałem w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”, że ci ludzie zrobili z nas coś, co wyglądało jak kondominium niemiecko-rosyjskie. Wówczas wybuchł skandal, byłem odsądzany od czci i wiary po tych słowach, a dziś się okazuje, iż były one prawdziwe.
*Wszystko, co Pan Premier powiedział, to argumenty za podmianą. Jednak się Pan jej spodziewa.
Nie wykluczam, że do niej dojdzie. Pewności nie mam. Sęk w tym, iż Trzaskowski to człowiek Tuska, z jego ekipy. Może sobie Tusk mówić, że przekazuje mu władzę, iż to on będzie kandydatem Platformy na premiera, ale to bez znaczenia. Bo, po pierwsze, kto da sobie rękę uciąć, że tak będzie na pewno, a po drugie – Trzaskowski to inna wersja Tuska. Prowadziłby taką samą politykę jak on, nie miałby najmniejszych oporów, by wcielać w życie instrukcje z Berlina, nawet te dotyczące bratania się z Rosją. Poza wszystkim panów łączy też niechęć do ciężkiej pracy. A proszę mi wierzyć, kierowanie rządem to strasznie wymagające zadanie. Tutaj leń się nie sprawdzi, będzie zawalać sprawy. W przypadku prezydenta Warszawy jest pytanie o potężną aferę śmieciową i nieprawidłowości przy przetargach. Pan Trzaskowski się z niej nie wytłumaczył.
*W wyborach prezydenckich wskazuje się konkretnego człowieka, w parlamentarnych partię. To zupełnie inne okoliczności. Podmiana może okazać się nieskuteczna.
Może też wywołać wzmożenie, a może rzeczywiście podziałać dezintegrująco na środowisko i wtedy bardziej zaszkodzi niż pomoże. Przypomnę, że w 2020 roku, mimo że Trzaskowski miał komfortową sytuację, bo wziął udział w bardzo krótkiej kampanii, zdobył w pierwszej turze jedynie nieco ponad 30 proc. głosów, czyli niewiele więcej niż pokazują teraz sondaże PO. To nie jest człowiek wielkiego przełomu. Poza tym cała aktywność tego środowiska była budowana w oparciu o Tuska. Jego powrót jak zbawcy, kult wodza czy raczej jakiegoś guru, bo ta formacja sprawia wrażenie nie partii, lecz sekty. Tusk zbudował coś takiego i miałby na ostatniej prostej wpuścić kogoś innego? Oni żyją w jakimś wymyślonym świecie, jakby nie mieli kontaktu z normalną rzeczywistością. Opowiadają o gigantycznym bezrobociu, o Polsce w ruinie, o kurczącej się gospodarce. Skąd oni to biorą, nie wiem. Przecież wszystkie dostępne na świecie dane pokazują, że jest dokładnie odwrotnie. Do polityków PO, jak do członków sekty, nic nie dociera. Nie można z nimi o niczym normalnie porozmawiać, bo tylko krzyki, wyzwiska i konfabulacje.
*Ukrywający się od ponad 900 dni przed zarzutami o korupcję i udział w zorganizowanej grupie przestępczej marszałek Senatu Tomasz Grodzki stanął do walki z rzekomym łapówkarstwem PiS.
Wygląda na to, że Donald Tusk lubi czarny humor.
*Pan go zna lepiej niż my. Może rzeczywiście...
Nie przesadzajmy. Znałem go, owszem, ale niezbyt dobrze i nie przepadałem za nim. Trochę o nim wiedziałem od Leszka, który znał go dużo lepiej. Ale przyznam, iż nie zauważyłem, by miał wyróżniające się poczucie humoru.
*To znaczy, że Grodzki w roli służby antykorupcyjnej to jednak na poważnie. Marszałek Senatu ukrywa się za immunitetem, a w przestrzeni publicznej pojawiają się liczne wypowiedzi osób oskarżających go o stworzenie systemu wymuszającego łapówki za leczenie w publicznej służbie zdrowia. Ta sprawa jest bardzo poważna.
Gdyby taki Grodzki był w naszych szeregach, to zapewniam, iż błyskawicznie przestałby być marszałkiem i nie miałby najmniejszych szans na kandydowanie. Nikt by mu nie pozwolił uchylać się od odpowiedzialności. Ale w środowisku Tuska wszystko jest na odwrót. Człowiek, któremu zarzuca się odrażającą korupcję, jest kreowany na wzór uczciwości i tak jest ludziom przedstawiany w ich mediach. Część wyborców da się zmanipulować. Bombardowani nieprawdziwymi informacjami w końcu im ulegną, bo nie zniosą dysonansu poznawczego między rzeczywistością medialną a tą prawdziwą. To znany i dobrze opisany mechanizm psychologiczny wypierania, który można do manipulacji wykorzystać. W części działających w naszym kraju mediów – będących częścią tzw. totalnej opozycji – wszechobecny.
*Czy zaskakują Pana Premiera takie dokumenty, jak choćby notatka z rozmowy Merkel–Tusk o konieczności podwyższenia Polakom wieku emerytalnego czy streszczenie rozmowy kanclerz Niemiec z Bronisławem Komorowskim w Moskwie o zasługach Tuska w polityce resetu z Rosją i doskonałej reakcji na Smoleńsk?
Nie mam żadnych wątpliwości, że cała polityka zagraniczna Polski z czasów premierostwa Tuska była podporządkowana jego prywatnemu interesowi. Na taśmach prawdy ludzie przewodniczącego Platformy mówią, że on chce być dużym misiem. Żeby zrealizować to swoje marzenie, Tusk musiał mieć mocne poparcie niemieckie, bez tego nie miał najmniejszych szans na jakiekolwiek stanowiska. I tak zresztą dostał mniej, niż chciał, bo na pewno walczył o szefa komisji i to mu się nie udało. Za poparcie Berlina Tusk musiał jednak się odwdzięczyć, prowadząc politykę przychylną wobec Niemiec. I ochoczo się odwdzięczał.
*Nielegalni migranci szturmują włoską Lampedusę. Rząd w Rzymie zapowiada własny dekret dotyczący bezpieczeństwa, bo jego zdaniem polityka UE poległa. Czy ten kolejny kryzys może uruchomić zmiany wobec nielegalnych migrantów w całej Unii?
Unia popełniła wielkie błędy w polityce migracyjnej, które pogorszyły jakość życia znacznej części jej obywateli, i będzie próbowała uspokoić nastroje społeczne w krajach, w których kryzys migracyjny wymyka się spod kontroli. A to odbędzie się kosztem takich państw jak Polska. Nasz sprzeciw zablokował przymusową relokację przy pierwszej fali migrantów osiem lat temu, ale gdyby zmienił się rząd w Polsce, będą chcieli do tego wrócić. Dziś ta sprawa się decyduje, dlatego potrzebujemy silnego mandatu wyborczego i poparcia sprzeciwu wobec relokacji w referendum, żeby w Brukseli wiedzieli, że za naszym sprzeciwem stoi twarde weto Polaków. Zachęcam do jak najliczniejszego udziału w głosowaniach 15 października. Musimy obronić się przed tym, co szykują takim krajom jak Polska.
*Czytamy relacje z Lampedusy. Nielegalni uchodźcy wyrwali się spod kontroli. Ludzie opowiadają, iż boją się poruszać po wyspie, a nawet gdy są w domach. Zdecydowana większość tych, którzy przypłynęli, to młodzi mężczyźni.
A PO udaje, że nie odróżnia legalnej i nielegalnej migracji. Dopóki my rządzimy, ludzie będą mogli bezpiecznie wychodzić z domów, nie obawiając się ataków ze strony osób z innego kręgu kulturowego.
*Czy ta sytuacja, z którą mamy teraz do czynienia – ona dotyczy nie tylko Włoch, lecz także Hiszpanii czy Grecji – będzie tylko intensyfikować próby wprowadzenia przymusowej relokacji przez Unię Europejską? Bo te kraje będą się chciały pozbyć tych ludzi.
Nie mam wątpliwości, że tak jak nie chcieli wesprzeć nas przy kryzysie migracyjnym z Ukrainy, tak teraz będą powoływać się na solidarność. Presja migracyjna koncentruje się w tej chwili na Włoszech, choć być może znów otwarty zostanie front grecki, to zależy od Turcji. Skoro te państwa ogłaszają, że więcej imigrantów już nie przyjmą, są dwie możliwości: albo wielkie deportacje tych ludzi z powrotem, albo przymuszanie innych państw do ich przyjmowania. Jedyną skuteczną na dłuższą metę metodą jest zawracanie ich, i to bardzo konsekwentne. Bo wtedy cały ten biznes – bo przecież to jest też biznes – po prostu upadnie. Jak mówiłem w tym przemówieniu, które w 2015 roku wygłosiłem, po raz pierwszy tak mocno stawiając kontrę w tej sprawie w Sejmie, konieczny jest uczciwy program pomocy tym ludziom na miejscu, to trzeba rzeczywiście zrobić. Tylko że teraz to jest już trudniejsze, bo Afryka dzisiaj to około 1,5 miliarda ludzi. Nawet gdyby przeznaczyć na nich dziesiątki miliardów euro, to i tak będzie to pomoc tylko punktowa. Na pomoc generalną trzeba by przeznaczać setki miliardów co roku. I zabezpieczyć, żeby ona była używana uczciwie, a nie do robienia patologicznych biznesów. Oczywiście wtedy niektórzy powiedzą, że to neokolonializm. Stworzony tu został mechanizm niebezpieczny, groźny i w gruncie rzeczy idiotyczny. Ale te działania trzeba podjąć, bo alternatywą jest kres cywilizacji europejskiej. Nie wytrzymałaby ona napływu setek milionów ludzi.
*Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której Unia Europejska będzie zawracać łodzie płynące ku granicom państw członkowskich.
Mówię o odwożeniu tych ludzi, którzy tu przyjechali, tam, skąd przybyli. Niektóre mniejsze państwa starają się już tak robić, organizować punkty, w których dokonuje się ich weryfikacji. Nie ma innego sposobu, żeby dać sobie z tym radę.
*Panie Premierze, wygląda na to, że ten kryzys imigracyjny to jest w dużej mierze skutek polityki pani von der Leyen. Bo Unia Europejska nie tylko nic w tej sprawie nie zrobiła, lecz wręcz zachęciła do tej nowej fali, mówiąc znowu o relokacji. Zmotywowała tych ludzi do tego, co robią teraz. Do tego dochodzą dramatyczne błędy Unii, jeżeli chodzi o eksport zboża z Ukrainy, bo zamiast stworzyć możliwości dalszego eksportu do Afryki, gdzie brakuje jedzenia, to chcieli nas „ugotować” tym eksportem zboża.
Von der Leyen powinna wyciągnąć wnioski z kryzysu, który w dużym stopniu sama wywołała. Zgadzam się, że te wypowiedzi o relokacji były zachętą. Trzeba zadać sobie pytanie o motywacje takich działań. Niczego nie zrobiono też, by wesprzeć Polskę w tworzeniu linii transportowej, przede wszystkim kolejowej, do przewozu zboża. Konieczne było zbudowanie w Gdańsku i Świnoujściu portów zbożowych. To powinno być przebudowane tak, by można było przeładować nie kilka milionów ton, lecz kilkadziesiąt milionów ton zboża rocznie. I wtedy ten transport byłby wprawdzie droższy niż przez Morze Czarne i Morze Śródziemne, ale można by to zrobić. Tylko te agroporty trzeba by zbudować, i tu pomoc UE byłaby przydatna. Trzeba by wznieść silosy, ale to się robi dzisiaj szybko, bo buduje się je z blachy, metalu, a nie z betonu. To wszystko dałoby się zrobić za dziesięć, może kilkanaście miliardów euro pomocy, gdyby było to traktowane jako przedsięwzięcie europejskie, oczywiście z polskim wkładem, proporcjonalnym do naszych możliwości i tego, co już zrobiliśmy, i sprawa byłaby już załatwiona. Można by ukraińskie zboże eksportować, Afryce nie groziłby głód.
*Panie Premierze, jaki jest zasięg nagłaśnianej przez media afery wizowej? Opozycja mówi o setkach tysięcy obcokrajowców.
Zasięg realny to jest kilkaset wniosków o wizy, z czego zasadnicza część nie została uwzględniona. Wnioski te zostały odrzucone na etapie ich weryfikacji. Ta sprawa de facto jest marginalna. A opozycja wraz ze wspierającymi ją mediami próbuje nadać jej jakiś większy sens. Na ślad tych nieprawidłowości służby natrafiły w ubiegłym roku w lecie, udało się dotrzeć do ludzi odpowiedzialnych za te działania i pierwsze aresztowania były w marcu. Później jeszcze jakieś osoby zostały aresztowane, ale oczywiście ja szczegółów nie znam, bo nie mam prawa ich znać.
*Opozycja domaga się dymisji ministra Zbigniewa Raua.
Opozycja nieustannie domaga się różnych dymisji, to stały chwyt. Władza robiła to, co powinna robić, to znaczy toczyło się śledztwo, które zaczęło się od punktu dość odległego, gdzie trafiono na ślady korupcji. Obecne decyzje ministra Raua, dotyczące umów outsourcingowych, są właściwe. To były umowy, które wprowadzono w czasach, kiedy szefem MSZ był Radosław Sikorski, a praktyka wywodziła się z późnego PRL. Ta firma, która działała w Polsce, miała umowy także z kilkoma innymi krajami. W każdym razie trzeba z tym zerwać. Ale powtarzam, że zakres tego dotyczy stu kilkudziesięciu wiz, czyli z perspektywy Polski bez większego znaczenia. Reakcja rządu i służb jest taka, jaka być powinna. Czyli dokładnie odwrotna do tego, co robi Platforma Obywatelska w podobnych sytuacjach. U nas – dymisje, aresztowania, zarzuty i z czasem niewątpliwie proces karny, oni by krzyczeli, że to atak polityczny i broniliby osób z podejrzeniami, jak marszałka Grodzkiego.
*W serialu „Reset” ujawnione zostały szokujące fakty dotyczące obrony Polski na linii Wisły i Wieprza za rządów PO i PSL. Szacowano, że 10–14 dni mamy się tam utrzymać, bo przewaga ogniowa artyleryjska przeciwnika jest tak ogromna. Ci sami generałowie, którzy wówczas tworzyli tę koncepcję, dziś atakują rząd PiS za kupowanie wielkiej liczby broni artyleryjskiej. Jak należy to rozumieć?
Zrozumieć to można tylko w jeden sposób – ci generałowie nigdy nie powinni być generałami i w ogóle nie powinni być w wojsku. I to służby powinny się zająć wyjaśnieniem, o co tutaj chodziło. Skąd w ogóle wzięła się tego rodzaju koncepcja obrony na Wiśle? A ponieważ linia Wieprza byłaby do obrony tylko tymczasowo, na krótko, to może chodziło realnie o obronę dopiero na Odrze i Nysie? Czyli w rzeczywistości bronilibyśmy dopiero Wrocławia i ewentualnie Poznania? Choć z tym Poznaniem byłoby trudno, bo to linia Warty, a to jest kręta i w wielu miejscach mała rzeka. Nie wchodząc jednak w szczegóły, to była koncepcja, którą mógłby wymyślić tylko ktoś w Moskwie, zastanawiając się, jak zrobić, żeby Polska, która teoretycznie jest w NATO, w rzeczywistości broniona była fikcyjnie. I to właśnie zrobiono. To jest jeden wielki skandal, do zbadania w trybie, który ostatecznie przewiduje działanie wymiaru sprawiedliwości.
*To było skazanie milionów Polaków na los mieszkańców Buczy i Irpienia?
Oczywiście. To było skazanie wielkiej części Polski na okupację rosyjską, a może po prostu skazanie Polski na okupację, bo linia Wisły też byłaby za słaba. Miałoby to określone skutki polityczne dla państw Zachodu. Musiałoby się pojawić pytanie, co dalej z Polską, czy nie trzeba jej okroić? Bo przecież Rosjanie uważają, że to oni po II wojnie światowej dokonali ustępstw. Wygląda to tak, jakby zgadzano się na likwidację państwa polskiego w jego dzisiejszych granicach. Taką politykę prowadził Tusk. Wmawiano Polakom, że nieuzbrojone, nieliczne wojsko to niby nowoczesna armia. Do tego dochodziła koncepcja, że budowanie armii do obrony Polski właściwie jest bez sensu, że dziś liczą się tylko zadania ekspedycyjne, gdzieś w świecie. A czas wielkich wojen się skończył. I żadnej wojny z Rosją nie będzie. To był mit, ale tak uważano, mimo że Rosja cały czas się zbroiła. I nie ukrywała, że zamierza zmienić geopolityczny układ sił. Przecież Putin mówił to w Monachium. Ale u nas te koncepcje wiązały się też ze zgodą na gigantyczne okradanie państwa. W ramach tej polityki skuteczne zapewnienie bezpieczeństwa było po prostu niemożliwe. Ciągle mieliśmy na armii oszczędzać, mimo że nie było widać, by te pieniądze szły na inne cele, choćby dla rodzin z dziećmi. Było przecież bardzo wiele biedy, którą my potem likwidowaliśmy. A Polska lokalna była zaniedbana i machnięto na nią ręką. Realizowana była koncepcja polaryzacyjno-dyfuzyjna, która nigdzie na świecie nie przyniosła nic dobrego, nie przyczyniła się do rozwoju. W skrajnej formie zastosowano ją w Rosji, gdzie ludzie w paru dużych miastach żyją na wyższym poziomie, a reszta egzystuje jak w Związku Sowieckim, z głodem włącznie. Politycy Platformy najpierw zapowiadali koncepcję polaryzacyjno-dyfuzyjną, potem nie mówili o niej za dużo głośno ze względów wyborczych, ale faktycznie ją realizowali. Czyli o Polsce wschodniej myślano tak, jak ujął to na taśmach minister Włodzimierz Karpiński. Dopiero nam udało się skutecznie zacząć rozwój Polski lokalnej i jeśli będziemy rządzić dalej, to doprowadzimy do zniwelowania różnic między nią a kilkoma największymi miastami. Warto podkreślić, że przeprowadziliśmy wiele inwestycji lokalnych, choć w Polsce podatki są niskie w porównaniu do Francji czy Niemiec. Zasadniczo zwiększyliśmy dochody budżetu, nie podnosząc podatków, dzięki temu to są pieniądze na zbrojenia i na pomoc zwykłym ludziom, bez względu na to, gdzie mieszkają.
*Panie Premierze, a jak jest w takim razie dzisiaj? Na szczęście nikt nas nie atakuje zbrojnie, ale jaka jest realna siła militarna Polski, jak zmieniła się polska armia?
Armia Polska jest w trakcie zmiany. Osiągnęła około 180 tys. żołnierzy, ale powinna mieć co najmniej 300 tys. Chciałbym, żeby miała 350 tys., ale to wymaga także postępu gospodarczego. Bo to są ogromne wydatki.
*Czy dziś w razie agresji jesteśmy w stanie bronić się na granicy?
Jesteśmy nieporównanie bliżej tego celu niż wcześniej. Tym bardziej że Rosja w związku z wojną na Ukrainie nie byłaby w stanie rzucić na nas znaczących sił.
*Jak w tej chwili wygląda zagrożenie dla naszego kraju ze strony wschodniej?
Jest głównie hybrydowe. Rosjanie z całą pewnością nie dążą teraz do tworzenia sobie drugiego frontu, tym bardziej jakiegoś poważniejszego. Na Ukrainie pokazali, że są dużo słabsi, niż wszyscy sądzili. Ale uczą się. Obecnie rosyjska armia walczy lepiej niż na początku wojny. Starają się dalej zbroić, chociaż embarga są dla nich dużym kłopotem. Kupują od Korei Północnej amunicję i prawdopodobnie jeszcze jakieś rodzaje broni. Od Iranu kupują drony bojowe. Mają ciągle duże zapasy złota i waluty. Sytuacja gospodarcza się pogarsza, ale wciąż mają społeczeństwo, które wojnę w większości popiera. I na pewno jest w stanie dużo znieść. Dlatego jeśli nie będzie jakiegoś przełomu, ta wojna może niestety jeszcze potrwać dobrych parę lat. Wiemy z naszej historii, że Rosjanie w czasie wojen uczą się i wyciągają wnioski. Wiele ich twierdz, które zdobywaliśmy, potem traciliśmy i nie byliśmy w stanie już ich zdobyć, nawet mimo długotrwałego oblężenia. Pod Kłuszynem wygrywaliśmy z nimi mimo dziesięciokrotnej ich przewagi, ale potem, pod Szkłowem, nie było już to możliwe. Tak samo Ukraińcy mówią, że rosyjska armia już dziś nie ucieka. A uciekała na początku wojny. Linie obrony są mocne, stosują bardzo intensywne minowanie. Dlatego pomoc amerykańska powinna być większa, znaczne ilości czołgów i samoloty. Ameryka ma możliwość dostarczenia broni pozwalającej zniszczyć te linie, bo ostrzał artyleryjski jest na to za słaby.