Jak relacjonuje reporter niezalezna.pl Konrad Falęcki, mimo zaciekłych walk nastroje Ukraińców są niezmienne i „cały czas są oni gotowi się bronić”. Są też bardzo wdzięczni Polakom. - W rozmowach z nimi przebija się ogromna wdzięczność dla Polski. Oni to wiedzą i czują, że im pomagamy - mówi nam dziennikarz. Wskazuje też na ogromną niechęć do Rosjan. - Oni nazywają ich „orki”, te stwory z trylogii Tolkiena. To najdelikatniejsze określenia, które padają pod ich adresem - zaznacza Falęcki.
Od 24 lutego Rosja prowadzi inwazję na Ukrainę, która jest skutecznie odpierana przez obrońców. Rosjanie ponoszą duże straty w ludziach i sprzęcie, nie osiągając wciąż strategicznych celów, w tym zdobycia dużych miast na czele ze stolicą kraju, Kijowem.
Korespondent niezalezna.pl jest obecnie w drodze do Żytomierza. - Wyjechaliśmy spod Winnicy i jesteśmy teraz ok. 30 km przed Żytomierzem. Tam chcemy spędzić noc i następnego dnia wyruszyć do Lwowa - relacjonuje.
- Po drodze widać, że ludzie się przemieszczają na południe. Nie jest to jakiś masowy ruch, ale wzmożony. To są oczywiście cywile, uchodźcy
- tłumaczy nasz rozmówca.
Wskazuje jednocześnie, że Żytomierz jest w rękach Ukraińców i na razie wojska rosyjskie tam nie podchodzą, choć wcześniej był silnie ostrzeliwany rakietami.
Zaznacza, że wojsko jest na froncie, więc armii po drodze nie widać. - Widać za to samoobronę. Wszędzie są posterunki, tzw. blok-posty, złożone z uzbrojonych cywilów. Mają jakieś dubeltówki, ale też kałasznikowy. Sprawdzają nam dokumenty. Pytają, skąd jedziemy, dokąd jedziemy, co robimy, czy mamy broń ze sobą. Sprawdzają bagażnik itd. – mówi nam reporter.
- Jadąc z Kijowa pod Winnicę, raptem 250 km, jechaliśmy 10 godzin, dlatego, że wszędzie są te kontrole. W małych wsiach, dużych wsiach, czy w małych miejscowościach. Wszędzie
- dodaje dziennikarz.
(fot. Konrad Falęcki/GP)
Podkreśla, że nastroje Ukraińców są niezmienne i „cały czas są gotowi się bronić”. Są też bardzo wdzięczni Polakom.
- W rozmowach z nimi przebija się ogromna wdzięczność dla Polski. Oni to wiedzą i czują, że im pomagamy. Jak nas zatrzymali przed paroma minutami, to zaprosili nas na herbatę. Dali nam barszcz i batoniki, a kiedy chcieliśmy za to zapłacić, to nie chcieli od nas pieniędzy. Powiedzieli: „i tak bardzo dużo nam pomagacie”. To są bardzo miłe reakcje
- opowiada nam Konrad Falęcki.
Dziennikarz zwraca uwagę, że kłopoty z zaopatrzeniem są znacznie mniejsze, niż można by było się w tak dramatycznej sytuacji spodziewać. - Tu gdzie jesteśmy, kłopotów aprowizacyjnych nie ma. W sklepach są wszystkie podstawowe produkty. Kijów wyglądał inaczej, ale tez w dużych supermarketach można było kupić jedzenie - tłumaczy nasz reporter.
- W Winnicy paliwo można było kupić bez większego problemu; sprzedają po 30 l na samochód, więc mogliśmy się zaopatrzyć, żeby spokojnie jechać. Tu większość samochodów jeździ na gaz, więc właśnie po gaz są kolejki
- wyjaśnia.
- Ten pierwszy moment, kiedy Rosjanie podchodzili pod Kijów był trudny, jeśli chodzi o zaopatrzenie. Ludzie nie wiedzieli, co będzie dalej, i ruszyli tłumnie do sklepów. Teraz to się uspokoiło i jest w miarę OK
- dodaje.
Nasz reporter zwraca uwagę, że wśród Ukraińców (czemu trudno się dziwić) dominuje obecnie fatalna opinia o Rosji i Rosjanach. - Oni nazywają ich „orki”. Chodzi o orków, te stwory z trylogii Tolkiena „Władca pierścieni”, które zostały stworzone przez Saurona do podboju Śródziemia. To najdelikatniejsze określenia, które padają pod ich adresem - podsumowuje Konrad Falęcki i zapowiada kolejne relacje - tym razem z Żytomierza i Lwowa.