
Siewcy nienawiści
Ludzie związani z Donaldem Tuskiem czy Adamem Bodnarem są odpowiedzialni za rozhuśtanie emocji społecznych na olbrzymią skalę. I ponoszą za te emocje odpowiedzialność.
Ludzie związani z Donaldem Tuskiem czy Adamem Bodnarem są odpowiedzialni za rozhuśtanie emocji społecznych na olbrzymią skalę. I ponoszą za te emocje odpowiedzialność.
Obecnie na świecie dzieją się wydarzenia z gatunku starć cywilizacyjnych – odwołując się do słynnego eseju, książki Huntingtona „Zderzenie cywilizacji”.
Rzecz w tym, żebyśmy nie pozwolili na to, by Polska współczesna była Polską aparatczyków, władzy odbierającej nam suwerenność, godność i wolność. O to chodzi w tych wyborach.
Mija osiemdziesiąt jeden lat od chwili, gdy nad gruzami klasztoru na Monte Cassino załopotała biało-czerwona. Pierwszy w ruiny wszedł patrol 12. Pułku Ułanów Podolskich pod dowództwem ppor. Kazimierza Gurbiela. W środku jeszcze znajdowali się Niemcy, którzy w ciągu nocy z 17 na 18 maja w pośpiechu opuszczali swe stanowiska, woląc poddać się Anglikom niż Polakom. Z kolei żołnierze niemieckiej 1 Dywizji Spadochronowej wymykali się zaciskanego przez Polaków pierścienia wokół klasztoru ścieżką w stronę Piedimonte San Germano.
Wybór osoby na najważniejszy urząd w państwie wiąże się z tym, iż albo państwo to będzie się rządziło wartościami bliskimi nauce Kościoła, albo zostanie zsekularyzowane do imentu.
Czy Polska jeszcze w ogóle funkcjonuje jako kraj demokratyczny? Czy już tylko z przyzwyczajenia tak się o niej mówi?
Od lat już prawicowe media we Włoszech alarmują w sprawie „inwazji” imigrantów na kontynent europejski. Italia jest przecież jednym z pierwszych celów dla całego nielegalnego ruchu związanego z procederem nielegalnej imigracji.
Bywa tak, że puste krzesło „gra”. Gdy je postawić na środku sceny i rzucić na nie snop światła, wtedy będzie krzyczeć pustka, a widzowie będą odczuwać brak – oto na tym krześle nie ma nikogo, i ta nieobecność znaczy więcej, jest symboliczna - pisze w felietonie dla niezalezna.pl Tomasz Łysiak.
Byliśmy wszyscy świadkami „auto-zgruzowania”, jakiego dokonał w piątek wieczorem Rafał Trzaskowski i jego sztab. Spektakularna porażka „tęczowego Rafała”, niczym dobry dramat, miała kilka punktów zwrotnych – całość zaś ułożyła się nie tak, jak sobie zaplanowali sztabowcy wiceszefa Platformy Obywatelskiej. Pułapka, jaką miała być „debata” w Końskich, stała się dołkiem, w który to, jak w przysłowiu, sam wpadł kandydat partii Donalda Tuska.