Tam chodziło o statki tzw. pomocy humanitarnej, będące albo własnością, albo też finansowane przez niemieckie organizacje pozarządowe. Nawet, gdy jednostki były własnością organizacji z innych krajów to załogi były niemieckie. Przypomnę jeden z najbardziej znanych medialnie przypadków, kiedy w 2019 roku ówczesny minister spraw wewnętrznych Matteo Salvini kazał zatrzymać w porcie statek Open Arms, którym dowodziła niemiecka kapitan, aktywistka promigracyjna Karola Rackete.
Za działanie w obronie granic Italii Salvini został potem postawiony przed sądem! Oskarżono go zaś o… porwanie ludzi! De facto natomiast minister przetrzymał migrantów w porcie, z zamiarem odesłania ich z powrotem, gdyż do Italii przybyli nielegalnie. Z kolei włoscy dziennikarze przeprowadzili śledztwo dotyczące procederu przerzucania ludzi przez morze i odkryli wstrząsającą rzeczywistość. Okazało się, że aktywiści ze statków przejmujących na morzu ludzi z pontonów współdziałali z przemytnikami z Afryki, którzy brali grube pieniądze za każde przerzucenie migranta do Włoch.
Za organizacjami NGO krył się także potężny sponsor – George Soros. I teraz rzecz chyba najważniejsza, o której być może w ferworze obecnej sytuacji na zachodniej granicy Polski z Niemcami, już można zapomnieć (bo czas leci szybko) – Włosi wówczas, te sześć, siedem lat temu, bardzo mocno podkreślali, że praprzyczyną całego, gigantycznego kryzysu migracyjnego w Europie była właśnie postawa Niemiec i decyzja, a także ogłoszona światu deklaracja kanclerz Angeli Merkel, która „szeroko otworzyła drzwi” dla fal imigrantów, właściwie zaprosiła ich do Europy. Minęła niecała dekada od owych deklaracji, a Europa już się dusi, przyciśnięta milionami migrantów.
Niemcy zaś co robią? Zamiast ponieść konsekwencje własnych decyzji, problem zrzucają na barki innych państw, w tym Polski. Nie można na to pozwolić. Jeśli rząd Donalda Tuska nie obroni polskich granic, muszą to zrobić obywatele. I robią. Chwała im za to, gdyż inaczej już za moment będziemy doświadczać koszmaru związanego z imigracją w takim wymiarze, w jakim doświadczają go od lat Włosi.