Ewa Kopacz boi się rosnącej pozycji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Robi wszystko aby jej była rzeczniczka nie osiągnęła dobrego wyniku wyborczego. - Tak naprawdę nie chodzi o żadną konfrontację z Jarosławem Kaczyńskim, ale o jej obawy o Kidawę. To jest prawdziwy powód jej decyzji, by zamiast niej, być "jedynką" w Warszawie - mówi niezalezna.pl jeden z warszawskich polityków PO.
Pod koniec czerwca opisywaliśmy układanki na listach rządzącej partii. Od tego czasu frakcja Grzegorza Schetyny poczuła się niesamowicie pewnie i robi wszystko, by możliwie maksymalnie zmniejszyć obecność polityków skompromitowanych aferą taśmową (którzy przy okazji są dla Schetyny konkurencją) na listach PO.
CZYTAJ WIĘCEJ: W PO ostra walka o wpływy. Schetyna: Trudno sobie wyobrazić zdymisjonowanych ministrów na listach
W staraniach Schetyny i jego ludzi w Platformie pomaga sondaż Millward Brown dla TVN opublikowany 24.06 br.
Wynika z niego, że 80 procent Polaków jest przeciwko temu, by bohaterowie afery taśmowej wystartowali w wyborach parlamentarnych
Plan Donalda Tuska (który formalnie pracując w Brukseli, obserwuje i kontroluje przez Ewę Kopacz sytuację w partii),
opisywany przez niezalezna.pl ,był prosty. Na pierwszy plan wychodzi Małgorzata Kidawa-Błońska, która zostaje "jedynką" na liście PO w Warszawie.
Jako niekojarzona z taśmami "twarz" rządzącej partii, miałaby poprawić jej wizerunek.
- Kidawa-Błońska zawsze była lojalna Tuskowi, nie dziwne, że chce ją nagrodzić. Kopacz co prawda obawia się, że wyrośnie jej kolejna wewnętrzna konkurencja, ale i tak dla niej rok 2015 to być albo nie być w partii, a może i w polityce - tłumaczył nam wówczas polityk z władz Platformy
Okazało się, że obawy Ewy Kopacz przeważyły, szczególnie że bez wątpienia była rzecznik rządu dostałaby dużo lepszy wynik w Warszawie niż przewodnicząca PO np. w Radomiu, czy nawet w proplatformerskim Sopocie.
Dlatego też lojalność wobec Donalda Tuska w tym wypadku przegrała z walką o przetrwanie i premier rządu sprzeciwiła się jego koncepcji. Ogłosiła, że ona wystartuje z warszawskiej "jedynki" i przedstawiła to jako chęć konfrontacji z Jarosławem Kaczyńskim, który z pewnością będzie "jedynką" listy Prawa i Sprawiedliwości.
- Kopacz zwyczajnie boi się, że w partii po zejściu do opozycji będzie "wrzało", po wyborach Kidawa z lepszym wynikiem za bardzo "urośnie", a jej pozycja będzie zagrożona - mówi nam polityk PO z Warszawy. -
Ona jest w trudnym położeniu, bo zdaje sobie sprawę, że nawet z Kidawą na "dwójce" nie może być pewna lepszego wyniku. Najlepiej jakby mogła ją wypchnąć na inną listę - dodaje.
Tymczasem marszałek nie zamierza się poddać i we wtorek złożyła deklarację:
"Dla mnie ważne jest, żebym kandydowała z Warszawy, tu się urodziłam, tu spędziłam całe swoje życie, Warszawy nigdy nie opuszczę, chcę kandydować z Warszawy, a naprawdę miejsce (na liście wyborczej) nie ma znaczenia".
Ewy Kopacz szykuje dwa rozwiązania. Pierwsze zakłada, że w Warszawie na liście znajdą się w kolejności: Kopacz, Kidawa-Błońska i Rafał Trzaskowski. Ten ostatni, wiceszef MSZ ds. europejskich, był od czasu przegranych wyborów prezydenckich intensywnie promowany w mediach. Cel takiego ustawienia?
W założeniu Kopacz Trzaskowski miałby osłabiać wynik Kidawy, by zbytnio nie "urosła" - mówi rozmówca niezalezna.pl.
CZYTAJ WIĘCEJ: Układanki na listach PO. Tusk chce Kidawy-Błońskiej na "jedynce" w Warszawie
Plan drugi zakłada start niedawnej rzecznik rządu z tzw. "obwarzanka", czyli listy miejscowości podwarszawskich.
Ewa Kopacz próbuje namawiać marszałek, przedstawiając ten pomysł jako "awans", bo Kidawa byłaby na tej liście liderką.
Pomysł postawienia premier na pierwszym miejscu listy PO w stolicy już został przez zarząd warszawskiej PO zaaprobowany. Wygrały argumenty anty-PiS, czyli chęć postawienia na starcie Ewa Kopacz - Jarosław Kaczyński.
Losy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jeszcze się ważą.
Źródło: niezalezna.pl
Samuel Pereira