Czy reklamowane i sprzedawane nielegalnie przez środowiska aborcyjne pigułki poronne są bezpieczne, jak przekonują ci, którzy na nich zarabiają? Po głośnej i wykorzystywanej politycznie pseudoaferze "pani Joanny" Niezalezna.pl zapytała o to dwie specjalistki - ich zdaniem zażywanie takich specyfików, zwłaszcza bez asysty lekarskiej, może spowodować zagrożenie dla zdrowia i życia matki.
Kilkanaście dni temu w mediach pojawiła się sprawa pani Joanny z Krakowa – znanej w Internecie performerki, ale też tłumaczki i recenzentki. Zażyła ona tak zwaną pigułkę aborcyjną (a właściwie dwie pigułki, o czym później). Skutkiem były trwające kilka dni poważne problemy zdrowotne, w tym krwotok i złe samopoczucie prowadzące do chęci popełnienia samobójstwa z powodu „zrobienia strasznej rzeczy”.
Zaznaczmy, iż opisana sprawa wydaje się stanowić typowy przykład tego, co dzieje się z kobietą po skorzystaniu w domu ze środków wywołujących aborcję farmakologiczną. Owymi środkami zaś są (podawane doustnie) pigułki zawierające takie substancje czynne jak mifepriston i mizoprostol.
Aby dowiedzieć się więcej na ich temat, zapytaliśmy o nie praktykujące od wielu lat panie ginekolog: doktor Aleksandrę Baryłę oraz doktor nauk medycznych Ewę Ślizień-Kuczapską.
W odpowiedzi na nasze pytania pani dr Ślizień-Kuczabska już na wstępie zaznaczyła, iż wspomniane „środki (mifepriston razem z mizoprostolem) w Stanach Zjednoczonych zostały zaaprobowane do medycznej aborcji już wiele lat temu. W Polsce są zabronione do stosowania w celach przerwania ciąży. Niestety – stwierdziła nasza rozmówczyni - środki te są dostępne nielegalnie.” A ich łączne zażycie ma doprowadzić do śmierci ludzkiego zarodka.
„Aby osiągnąć te dramatyczne efekty zatrzymania życia człowieka – dodała dr Ślizień-Kuczabska - na etapie wewnątrzmacicznym stosuje się dwuetapową procedurę. Zaczyna się od podania doustnie 200 miligramów mifepristonu celem doprowadzenia do śmierci zarodka i odklejenia jaja płodowego od ścian macicy. Kobieta w tym czasie zaczyna krwawić (czasem bardzo obficie) i cierpi na silne dolegliwości bólowe. Sporadycznie zdarzają się też poważne zaburzenia krążeniowo-oddechowe. Następnie (najczęściej po dwóch dniach) stosuje się mizopristol w dawce 800 miligramów - pochodną prostaglandynową, która działa na skurczowo na mięsień macicy oraz wpływa zmiękczająco i rozszerzająco na szyjkę macicy. Prowadzi to ostatecznie do wyronienia obumarłego już zarodka wśród skrzepów krwi i silnych dolegliwości bólowych matki".
"Ta procedura jest bardzo niebezpieczna dla zdrowia i życia matki. Przede wszystkim z tego względu, że zwykle wykonywana jest w domu bez żadnego nadzoru medycznego. Co nie oznacza jednak aprobaty dla wykonywania tej procedury w szpitalu”.
Podkreślmy, że obie wspomniane substancje (mifepriston i mizoprostol) są nie tylko zabójcze dla poczętego człowieka, ale też niebezpieczne dla jego matki. Choć nie jednakowo.
Jak bowiem powiedziała nam dr Aleksandra Baryła, „mizoprostol to analog prostaglandyny E1, stosowany w zapobieganiu i leczeniu choroby wrzodowej żołądka. Hamuje wydzielanie soku żołądkowego. Powoduje też skurcze macicy i wykorzystywany jest w indukcjach poronienia przy stwierdzeniu obumarcia ciąży”.
Pani doktor stwierdziła też, iż „mizoprostol ma dość dobry profil bezpieczeństwa. Jego działania niepożądane są zależne od dawki. Mogą to być: biegunki, bóle głowy, nudności, wymioty, wzdęcia brzucha, obfite miesiączki”. Również „odwodnienie i niedociśnienie tętnicze. Ale to nie są jakieś nasilone objawy”. Jednak – dodała nasza rozmówczyni – w późnych ciążach mizoprostol może „wywołać zbyt obfite krwawienie”.
Co do mifepristonu zaś, to – jak mówi doktor Baryła - jest to „antagonista receptora progesteronowego i nie ma innych zastosowań poza indukcją poronienia do 49 lub do 63 dnia cyklu. Blokuje receptor progesteronowy i nie pozwala działać progesteronowi ,czyli hormonowi podtrzymującemu ciążę. W wielu krajach niedopuszczony do obrotu”. Zapewne dlatego, że – co zaznacza doktor Aleksandra Baryła – „mifepriston ma więcej (niż mizoprostol) działań niepożądanych. Jest też chyba mniej przebadany.”
A wymienione przez naszą ekspertkę niepożądane działania mifepristonu to „oprócz bólu brzucha i głowy, nudności i wymiotów”, także ewentualne: nadmierne krwawienie, dysfunkcja nerek czy wątroby, skaza krwotoczna.
I - jak dodała dr Baryła - „częściej stosowany mifepriston może znacznie zaburzyć oś podwgórze-przysadka-jajnik, a co za tym idzie, spowodować zaburzenia pracy jajników oraz innych gruczołów dokrewnych”.
W podsumowaniu problemu działania omawianych przez nas substancji cytowana już przez nas doktor nauk medycznych lekarz ginekolog Ewa Ślizień-Kuczapska stwierdza, iż „procedura zastosowania pigułki aborcyjnej może nieść ze sobą ryzyko: obfitych krwawień, bolesnych skurczów macicy, możliwości utraty przytomności, ogólnego złego samopoczucia, łącznie z wystąpieniem zaburzeń czynności serca czy oddychania. Wtórnie natomiast może dojść do niedokrwistości, niekompletnego poronienia (co jest niebezpieczne i sprzyja powikłaniom doraźnym i późnym łącznie z rozwojem zapalenia błony śluzowej macicy), uogólnionego zakażenia narządów płciowych, a nawet rozwoju uogólnionego zakażenia - posocznicy (sepsa). Dodatkowo rzadko weryfikuje się grupę krwi i ewentualną potrzebę zastosowania immunoglobuliny anty RHD, czyli profilaktyki wystąpienia konfliktu serologicznego. Należy też podkreślić możliwość wystąpienia wtórnej niepłodności oraz poważnych powikłań psychicznych: zaburzeń lękowych, depresji i zespołu postaborcyjnego”.
Bo – jak stwierdziła dr Ślizień-Kuczapska – „w dramatycznej decyzji o wykonaniu aborcji decydujący jest brak otrzymania wsparcia, podania pomocnej dłoni kobiecie-matce. Badania dowodzą tu, że kobiety często czekają do ostatniej chwili na wsparcie kogoś bliskiego. I jeśli go brak, podejmują decyzję o aborcji w akcie totalnej rozpaczy. Przeżywają więc to dość dramatycznie i może odbić się to na ich całym późniejszym życiu".
"Chciałabym też zwrócić uwagę – powiedziała nasza rozmówczyni - na ciekawą inicjatywę podjętą przez amerykańską organizację prolife Heartbeat International (https://www.heartbeatinternational.org/). „Na jej stronach – dodała dr dr Ślizień-Kuczapska - można znaleźć lekarzy, którzy zajmują się tak zwanym efektem odwrócenia aborcji, czyli abortion reversal. Jest to próba odwrócenia efektu blokady receptorów progesterenowych wychodząca naprzeciw tym matkom, które w momencie zażycia tabletki już zaczynają tego żałować: wpadają w panikę, są przerażone tym, co zrobiły i najchętniej chciałyby zatrzymać efekt proaborcyjny. I okazuje się, że podawanie doustnie i dopochwowo dużych dawek progesteronu daje szansę na możliwość zablokowania działania tabletki aborcyjnej w blisko 60 procentach. Wszystko zależy od tego, jak szybko wdroży się tę procedurę odwrócenia efektu proaborcyjnego. Dr George Delgado, dr Werner Forster, dr Dermot Kearney to lekarze inicjujący te działania i autorzy właściwych schematów postępowania”.
https://niezalezna.pl/492020-brudna-gra-tvn-teraz-atakuja-za-interwencje-ws-nielegalnych-tabletek-wczesniej-przed-nimi-przestrzegali