Zdaniem europoseł PiS Andżeliki Możdżanowskiej, która jest wiceprzewodniczącą Intergrupy PE „Różnorodność biologiczna, łowiectwo, wieś”, myśliwi bardzo dobrze realizują gospodarkę łowiecką, sprzyjając tym samym walce z afrykańskim pomorem świń (ASF), jednak jak podkreśla, „różne organizacje rolnicze na zasadzie populizmu politycznego usiłują skłócić rolników z myśliwymi”. - Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze eko-terroryzm, bo Europa jest obecnie bardzo mocno „zlewicowana” i nastawiona na tzw. działania proekologiczne, wege... a za tym, tak naprawdę stoi wielki biznes - oceniła polityk w rozmowie z Niezalezna.pl
- Kiedyś mieliśmy strefy zagrożenia ASF - „czerwoną, niebieską i różową”, teraz mamy - „trzecią, drugą i pierwszą”. Jeżeli KE zdecyduje o umieszczeniu danego obszaru w którejś w tych stref, to pojawia się duży problem - wyjaśnia eurodeputowana. - Rolnicy myślą, że ta procedura jest uregulowana naszymi krajowymi przepisami, a KE niestety wykorzystuje tę narrację przeciwko Polsce. Czas, do 12-miesięcy, jaki ma KE ma na podjęcie decyzji o usunięciu danego obszaru ze strefy zagrożenia, jest nie do zaakceptowania - podkreśla.
- Interweniuję w tej sprawie, wnioskując, by terminy te zostały skrócone do 3 miesięcy, bo jeżeli nie mamy kolejnego ogniska zachorowań, albo ogniska wtórnego, to 3-miesięczny termin na zniesienie strefy jest wystarczający i bezpieczny - zaznacza nasza rozmówczyni. „Ostatnio nasze wspólne interwencje z GLW w KE przynoszą pozytywny skutek (zniesiono strefę w powiecie piotrkowskim)”
- dodaje.
Zdaniem Możdżanowskiej, taka sytuacja bezpośrednio wpływa na brak możliwości zbytu zdrowej trzody chlewnej od rolników z czerwonej strefy. - Mamy wówczas do czynienia z zakazem przemieszczania się (także prosiąt), rynek się zatyka, a z drugiej strony dochodzi do szantażu ze strony kupujących. W efekcie cena trzody chlewnej dramatycznie spada - wskazuje.
Zdaniem europoseł, nawet rolnicy spoza takiej strefy „padają ofiarą tej sytuacji”, bo rynek jest bezwzględny i „szantażuje rolników ceną, kupując od nich nawet zdrowe mięso, czy wprowadzając wewnętrzne nieuzasadnione regulacje”. - Dzisiejsza trudna sytuacja stała się także pożywką dla przeróżnych działań, powiedziałabym wręcz nagonek, m.in. AGROunii, które populistycznie wykorzystują zarówno rolników jak i myśliwych - tłumaczy polityk, podkreślając, że takie działania konfliktujące są „wręcz absurdalne”, a sprzyjają tylko opinii KE w kwestii znoszenia stref.
Możdżanowska przypomina, że „te dwa środowiska współpracują ze sobą od lat”. - Można by powiedzieć, że funkcjonują w naturalnej symbiozie - dodaje.
- Myśliwi, to oddana grupa 130 tys. osób, zaangażowana w prowadzenie odpowiedzialnej gospodarki łowieckiej w całej Polsce. Aktywnie realizują kolejne obowiązki, zarówno odstrzał sanitarny, jak i planową depopulację dzików, zapobiegając tym samym rozprzestrzenianiu się ASF. Od 2019 roku zredukowali populację dzika na poziomie 1,2 mln sztuk - wylicza posłanka do PE, przyznając, że pandemia „nie wpłynęła negatywnie” na przyrost populacji dzików, a „utrudniła działania myśliwych”.
- Od 2019 r. do dziś (a sezon się jeszcze nie skończył) myśliwi podjęli ponad 22 700 akcji w poszukiwaniu martwych dzików, podczas których znaleziono ponad 4 tys. padłych zwierząt - wskazała Andżelika Możdżanowska, wyjaśniając, że „jest to jeden z elementów walki z ASF-em”. - Odstrzał, to jedno, poszukiwania padłych dzików - to drugie, a trzecim ważnym czynnikiem jest bioasekuracja. Ona jest niezwykle istotna i dotyczy zarówno rolników, jak i myśliwych
- zaznacza.
Nasza rozmówczyni przyznaje, że „jest bardzo blisko” zarówno ze środowiskiem rolników, jak i myśliwych i nie może w związku z tym „być bierna w obliczu politycznego populizmu, który reprezentują „organizacje rolniczo – polityczne”, szukające poparcia i „aktualnie wykorzystujące rolników”.
- Te organizacje nastawiają rolników przeciwko myśliwym, rozpowszechniając fałszywe dane dot. np. braku zaangażowania myśliwych. Fakty są jednak zupełnie inne, bo jak mówiłam od 2019 r. odstrzelono ponad 1.2 mln dzików, co potwierdzili lekarze weterynarii, gdyż każdorazowo badają te odstrzelone sztuki - wyjaśnia.
Możdżanowska przypomniała w tym kontekście, że przewodniczący OPZZRiOR (Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Rolników i Organizacji Rolniczych) Sławomir Izdebski, „który w 2019 roku, już raz musiał myśliwych i PZŁ przepraszać” chce teraz powołania Agencji Rozwoju Gospodarki Łowieckiej, która ma wg niego poprawić sytuację w łowiectwie”. - Zastanawiam się jednak, jak ten pan chce zintensyfikować odstrzał, skoro dopiero chce powołać tę agencję? Tymi samymi myśliwymi? - pyta europoseł.
- A może pan Izdebski zauważył szansę na swój „uzysk”- polityczny? biznesowy? Żadna instytucja/agencja nie będzie działać dla rolników 24 godziny na dobę, bez limitu wydatków i kosztem własnego czasu, reagując ma każdą interwencję, prośbę rolnika...tak jak dziś myśliwy
- tłumaczy.
- Obecnie jedyną szansą dla polskiego rolnictwa jest zaangażowanie i współpraca środowisk rolniczych, leśników i myśliwych. Zwłaszcza w najbliższe 3 newralgiczne miesiące polowań zbiorowych i poprzez zintensyfikowanie pozyskania dzików w całym kraju. W tej sytuacji potrzebna jest pełna koordynacja działań ministerstw rolnictwa i środowiska, Polskiego Związku Łowieckiego i wszystkich instytucji, włącznie z powiatowymi lekarzami weterynarii, którzy są tu jednym z najważniejszych ogniw - przyznała.
- Myśliwi PZŁ czują pełną odpowiedzialność w zwalczaniu ASF, stąd dodatkowa mobilizacja. Nie znam innego państwa, które nie docenia „dobrej roboty” myśliwych dla gospodarki leśnej i rolnictwa, a u nas szarga się szacunkiem do tych ludzi, zohydza, ulega presji ekologów. To droga donikąd bo „gdzie się dwóch bije - tam trzeci korzysta”. A straci tylko polski rolnik - polska wieś. A co do ewentualnych zmian dot. łowiectwa - te zapowiedziane przez pana Ministra Pełnomocnika Edwarda Siarkę są jak najbardziej adekwatne do potrzeb i racjonalne
- wyjaśnia eurodeputowana.
Andżelika Możdżanowska poinformowała, że Polski Związek Łowiecki zaprosił ją do zespołu ds. walki z ASF-em. - Chodzi o to, by łącząc siły w Intergrupie oraz poprzez interwencje (bo KE działa bardzo opieszale), dostarczać argumentów i przesłanek, które pozwolą Komisji znieść ograniczenia - zauważa.
Według eurodeputowanej, dzisiaj ASF jest wykorzystywany do „różnych działań i także politycznych decyzji np. wizji europejskiego rolnictwa”. Jej zdaniem „populizm i tzw. ekologia dodatkowo łączą się w walce przeciwko tym dwóm powiązanym środowiskom”, czyli rolnikom i myśliwym.
- Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze eko-terroryzm, bo Europa jest obecnie bardzo mocno „zlewicowana” i nastawiona na tzw. działania proekologiczne, wege... a za tym, tak naprawdę stoi wielki biznes
- oceniła polityk.
W jej opinii, Polska nie może pozwolić sobie na to, żeby została ogłoszona „czerwoną strefą”, bo - jak zauważa - „tak najchętniej chciałyby niektóre kraje europejskie” (jak Niemcy, czy Dania) i stąd tak ważne jest także „płynące z polskiego rządu wsparcie finansowe na polską wieś”.
- Podkreślam jednak, że wszystkie działania muszą się odbywać we współpracy ze środowiskiem myśliwych, na które - mimo, że jest ogromnie zaangażowane w zwalczanie ASF - wylewa się ogromny hejt. To jest niesłuszne i niesprawiedliwe, bo myśliwi za swoją pracę, zaangażowanie, tysiące godzin spędzonych w łowisku, zasługują na ogromny szacunek. Trzeba przy tym podkreślić, że ci ludzie angażują w to własne środki, o których rekompensaty nigdy nie wnoszą. Działają na rzecz naszego państwa i nas wszystkich, mimo iż niewielu zastanawia się nad tym faktem i ewentualnymi konsekwencjami
- przekonywała nasza rozmówczyni.
Zdaniem Andżeliki Możdżanowskiej, skoro KE nakłada na Polskę restrykcje w związku z ASF-em, „powinniśmy otrzymać dodatkowe rekompensaty”. - Ponadto Komisja wykazała się stosunkowo dużą skutecznością wobec kreowania badań i dystrybucji szczepionek przeciw Covid-19. Uważam, że podobne działania powinna podjąć ws. szczepionki przeciw ASF. Wysłałam już w tej sprawie stosowną interwencje do KE - zapewniła.
- Musimy więc szczególnie wspierać rolników, zwłaszcza teraz w obliczu trudnej sytuacji dot. cen gazu, która jest m.in. kosztem tzw. „zielonej energii”, a to dopiero początek. Trzeba pamiętać, że m.in. hale w których produkuje się brojlery są ogrzewane gazem. Podobnie rzecz się ma w przypadku produkcji pomidorów. Rosnące ceny energii będą wpływały negatywnie nie tylko na polski, ale i europejski rynek. Nie możemy ulec presji UE co do tak rygorystycznej polityki bioróżnorodności, czy europejskiego zielonego ładu. W tych kwestiach musimy umiejętnie wykorzystać nasz polski racjonalizm
- tłumaczyła eurodeputowana.
Podsumowując, dodała, że „to są koszty >>zielonej polityki<< komisarza Fransa Timmermansa.