Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Jak Polak z Polakiem?

Pod tym hasłem rzekomego pojednania odbył się okrągły stół w 1989 r., w istocie układ komunistów z „nową” Solidarnością firmowaną przez TW „Bolka”, kontestowany przez prawdziwych bohaterów Sierpnia i podziemia w stanie wojennym: Annę Walentynowicz, Gwiazdów, Wyszkowskiego, Morawieckiego i wielu innych. Tzw. symetrystom, którzy dziś wprawdzie uznają grzechy lewacko-liberalnej opozycji, ale wolą wytykać błędy prawej stronie i wzywają ją do współdziałania z tą drugą częścią narodu, dedykuję dramatyczne pytanie zadane niedawno właśnie przez Andrzeja Gwiazdę: „Jak ma się Polak z Polakiem dogadać, kiedy jeden z nich jest zdrajcą?”.

W te grudniowe rocznice chcę opowiedzieć o własnym dojrzewaniu do tej smutnej prawdy i spróbować odpowiedzieć na słynne leninowskie pytanie: „co robić?”. Co robić z całkowitą zmianą wektorów, co robić, by wreszcie wyciągnąć wnioski ze zbrodniczej z założenia natury komunizmu i poradzić sobie z jego dzisiejszą mutacją pod nowymi na pozór sztandarami? Czerwoną zarazę zastąpiła tęczowa, a truje tak samo...

Wewnętrznego ognia 100 lat nie wyziębi

Urodziłem się w 10 lat po narzuceniu Polsce komunizmu siłą sowieckich czołgów i bagnetów, w rok po śmierci Stalina, dwa lata przed Październikiem – fałszywą odwilżą, od początku zdyskredytowaną przez rozstrzelanie powstań w Poznaniu i Budapeszcie. Tego oczywiście świadomie wówczas przeżywać nie mogłem, ale w pamięci dwulatka utrwalił się obraz mojego ojca z napiętą twarzą, nieodchodzącego od radioodbiornika, który zamiast jak zazwyczaj przekazywać kojące tony muzyki klasycznej, wydawał dziwne trzaski i szumy z przebijającymi się przez nie zatroskanymi głosami.

Potem był 1968. Dzisiejszy obraz marcowych wydarzeń przez długoletnią kampanię michnikowszczyzny został całkowicie wypaczony. Był to bowiem w istocie bunt młodych Polaków przeciw komunie, próbom wynaradawiania i cenzurze, a kwestia antysemityzmu odnosiła się wyłącznie do wewnątrzpartyjnych rozgrywek między tzw. Chamami a Żydami, czyli walczącymi o wpływy klikami tutejszych i przywiezionych w sowieckich tankach komunistów. Byłem uczniem liceum i dzięki rodzicom całkowicie już świadomym świadkiem, a czasem i uczestnikiem wydarzeń. Wraz z nimi byłem na ostatnim bodaj przed zdjęciem z afisza przedstawieniu legendarnych Dejmkowych „Dziadów” i wraz z całą publicznością wstawałem, oklaskując znane niby od 150 lat frazy wieszcza, które nagle znów nabrały sensu buntowniczego wyznania wiary, że obca przemoc nas nie pokona: „...Nasz naród jak lawa, /Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,/Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;/Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi”. („Dziady” część III, scena VII, „Salon warszawski”).

Krew się leje od pałki i bata

Szczególną wściekłość Gomułki wywołały burzliwe oklaski w odpowiedzi na padające ze sceny „antyrosyjskie”, a odbierane przez publiczność jako antysowieckie oskarżenia pod adresem Moskwy:
„Mam być wolny – tak! nie wiem, skąd przyszła nowina,/Lecz ja znam, co być wolnym z łaski Moskwicina./Łotry zdejmą mi tylko z rąk i nóg kajdany,/Ale je wtłoczą na duszę – ja będę wygnany!” („Dziady” część III, „Prolog”).

„[...]
ADOLF: Ach, u nas gorzej jeszcze, u nas krew się leje!
NIEMOJEWSKI: Krew?
ADOLF: Nie na polu bitwy, lecz pod ręką kata, Nie od miecza, lecz tylko od pałki i bata.
(Rozmawiają ciszej)” („Dziady” część III, scena VII, „Salon warszawski”).

No i rozmawiało się w PRL ciszej… Patriotyczny poryw młodej inteligencji został spacyfikowany nader „pokojowo”, wystarczyły pałki ZOMO (notabene powołanego w 1956 r., po poznańskim Czerwcu), wsadzenie do więzień co aktywniejszych i wmówienie narodowi, że niepokój sieją jacyś „syjoniści”, równie mityczni jak dzisiaj „naziści”. Skołowany lud, zganiany na wiece potępiające ekscesy syjonistycznej „bananowej młodzieży” (banan, mało przez kogo wówczas widziany na oczy, symbolizował zgniliznę i zaprzedanie zachodnim imperialistom), przynosił na te spędy stosowne transparenty, niekiedy kuriozalne, jak sławetne „SYJONIŚCI DO SYJAMU!”. Było to widome świadectwo tego, że komunistyczny antysemityzm trafiał w pustkę, co potwierdza moje osobiste wspomnienie z okresu o rok poprzedzającej studencki bunt „wojny sześciodniowej” Izraela z Arabami.

Nowy „pierwszy”, lecz natura komuny stara

Ojcem mojego najlepszego licealnego przyjaciela był generał ze Sztabu Generalnego i mój kumpel podczas izraelskiego „blitzkriegu” w 1967 r. przynosił nam wieści, jak ci polscy komunistyczni generałowie radowali się, kiedy sojusznicy komunistycznej Moskwy dostawali baty od „naszych” Żydów. Bo faktycznie owi „nasi” stanowili trzon armii po powstaniu państwa Izrael, dezerterując za wiedzą polskich dowódców w 1943 r. z przybyłej na Bliski Wschód Armii Andersa. Najsłynniejszym bodaj dezerterem był absolwent prawa Uniwersytetu Warszawskiego, a potem kapral 5 Kresowej Dywizji Piechoty Mieczysław Biegun, znany później światu jako Menachem Begin, premier Izraela w 1978 r. uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla za podpisanie porozumienia pokojowego z Egiptem.

To tylko jedno z tysiąca świadectw, że w kłamstwa komuny nie wierzył nikt, toteż nikogo też tak naprawdę nie zdziwiło, gdy „robotnicza” władza kazała do strajkujących na Wybrzeżu robotników strzelać „ludowemu” wojsku.

Ta okrutna masakra, zwana przez niektóre kręgi do dziś „wydarzeniami grudniowymi”, zakończyła wprawdzie panowanie siermiężnego Gomułki, którego zastąpił „liberalny” i jakże „europejski” Gierek, ale w niczym nie zmieniła ani natury, ani metod działania lokalnej komuny.

Prawdziwa ojczyzna partyjniaków

Nie chcę jej nazywać polską, bo niezależnie od pochodzenia etnicznego pod względem poczucia łączności z narodem po dziś dzień wydaje się aktualna szczera wypowiedź Mieczysława Moczara (prawdziwe nazwisko tego wedle Michnika uosobienia „polskiego nacjonalisty” – Mikołaj Demko), jednego z organizatorów antysemickiej nagonki pod hasłami narodowymi: „Związek Radziecki nie jest tylko naszym sojusznikiem, to jest powiedzenie dla narodu. Dla nas, dla partyjniaków Związek Radziecki jest naszą Ojczyzną...” [podkreślenie – J.L.].

Kolejny rok kryzysowy, 1976, gdy katowanych na „ścieżkach zdrowia” robotników wsparła inteligencja dzięki Komitetowi Obrony Robotników, stworzonemu nie przez przypisujących to sobie michnikowskich rewizjonistów, ale przez „nacjonalistę” Macierewicza, zastał mnie jako skreślonego studenta w szeregach „Ludowego” Wojska Polskiego. W okresie największego napięcia całymi dniami siedzieliśmy w hełmach, z kałachami i trzema magazynkami załadowanymi ostrą amunicją, czekając na rozkaz wymarszu. Zgadnijcie, o czym wtedy rozmyślałem. Gierek też chyba wiedział, jaki nastrój panował wśród zwykłych żołnierzy, i tym razem I sekretarz nie zaryzykował wypuszczenia ich przeciw robotnikom, co kosztowało go odsunięcie od władzy w roku 1980, kiedy zbuntowali się robotnicy już nie tylko w Radomiu, ale w całym kraju. Takich skrupułów nie miał na tym stanowisku towarzysz generał rok później 13 grudnia.

Bitwa warszawska trwa

Ostatecznie trzeba wyciągnąć wniosek, do którego doszli nawet reformiści, np. czescy, po zdławieniu przez Sowietów Praskiej Wiosny, że niemożliwy jest komunizm z ludzką twarzą, bo takowej on po prostu nie posiada. Ma tylko odrażającą paszczę pożerającą swoje ofiary: najpierw przeciwników, a potem własnych wyznawców. Skoro ci ostatni nie są w stanie sami tego pojąć, nie naszą jest sprawą troszczyć się o nich, my musimy stać twardo po stronie herbertowskich „zdradzonych o świcie”.

Dlatego uważam, że truchła komunistycznych zbrodniarzy, zwłaszcza takich zdrajców w polskich mundurach, jak chowany z państwową pompą przez rządzącą wtedy PO sowiecki sługus Jaruzelski, powinny przestać bezcześcić swą obecnością na Powązkach święte prochy ich ofiar, a ukochany symbol wszelkiego lewactwa, Pałac im. Stalina, wrzód na sercu naszej stolicy, musi zostać zburzony. Wtedy wreszcie znajdzie się właściwe miejsce dla łuku triumfalnego ku czci polskiego zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 r., który stanie się osinowym kołkiem, by przebić po dziś dzień straszące widmo komunizmu! A na razie nieustająca bitwa warszawska trwa.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Jerzy Lubach