Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

RP wobec USA doby Donalda Trumpa

Na portalu Onet.pl 7 października ukazał się artykuł Bogusława M. Majewskiego, byłego dyplomaty RP i UE, będący krytyką mojej tezy postawionej w artykule pisanym w 2019 r. (czego autor artykułu wyraźnie nie jest świadomy), a zawartej w opinii, że Polska w polityce wobec USA powinna postawić na scenariusz zwycięskiego przejścia Donalda Trumpa przez próbę grożącego mu wówczas impeachementu i jego reelekcji w 2020 r. Teza ta, przypomniana przez jednego z tweeterowiczów w postaci fotokopii fragmentu mojego artykułu sprzed roku, stała się podstawą do dyskusji.

Istotą każdej dyplomacji jest przewidywanie i realizowanie różnych scenariuszy politycznych oraz takie kształtowanie strategii i taktyki, by w efekcie ich wdrażania każdy odbiorca celowy miał poczucie, że cieszy się niepodzielną uwagą” – napisał pan Majewski. Myli się.

Dyplomacja jest „teatrem politycznym”, który dobrze odegrany, powinien rzeczywiście dać ten rezultat, o którym wspomina on w przytoczonym fragmencie. Polityka jest jednak czymś innym niż dyplomacja. Jest sztuką wyboru strategicznej linii postępowania i wskazania celu – także strategicznego, który chcemy osiągnąć, realizując daną linię. Ponieważ zaś nie ma polityki bezkosztowej i niezawierającej w sobie ryzyka, na proces decyzyjny musi składać się kalkulacja kosztów, korzyści, ryzyka i zmienności sytuacji w czasie. Ocena sytuacji i wynikające z niej decyzje muszą być nieustannie aktualizowane. Krytyka decyzji sprzed roku z założeniem, że w ciągu następnych 12 miesięcy żadne inne nie były podejmowane, jest niepoważna.

O czym w istocie rozmawiamy?

Pan Majewski napisał: „Czy jest (…) możliwe, że (…) wyrażone przez pana Żurawskiego vel Grajewskiego zero-jedynkowe podejście do kwestii »poparcia dla jednego kandydata«, w wyjątkowo wyrównanym biegu wyborczym w USA, jest de facto oficjalnym stanowiskiem i przyjętą strategią polskiego rządu!?”. Pan Majewski napisał krytykę mojego tekstu, najwyraźniej nie widząc go na oczy. To błąd – grozi kompromitacją w postaci zwalczania tez, które samemu się postawiło i „włożyło w usta polemisty”, by go tym łatwiej skrytykować.

Odpowiem jednak – nie, nie jest to możliwe, gdyż nigdy takiej opinii nie wyrażałem. Poparcie lub nie któregokolwiek kandydata do Białego Domu nigdy bowiem, ze względów oczywistych, znanych jak sądzę także Bogusławowi Majewskiemu (te względy to brak w dyspozycji RP jakichkolwiek realnych instrumentów oddziaływania na proces wyborczy w USA i wysokie koszty polityczne podjęcia prób takiej ingerencji), nie było przedmiotem moich rozważań. Była zaś nim polityka Polski wobec Stanów Zjednoczonych rządzonych przez Donalda Trumpa wówczas zagrożonego impeachmentem.

Najbardziej prawdopodobny scenariusz podstawą polityki

Rozważyłem w moim artykule cztery możliwe scenariusze wydarzeń (skuteczny impeachment, załamanie się impeachmentu, zwycięstwo wyborcze Trumpa i zwycięstwo wyborcze kandydata demokratów). Rekomendowałem zaś uznanie, że z próby impeachmentu prezydent Trump wyjdzie zwycięsko, co było łatwe do przewidzenia i co się potwierdziło, oraz że najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wyborczym za rok, czyli teraz, jest reelekcja Trumpa. Konkludowałem więc, co następuje:

„Ten właśnie scenariusz (nieskuteczność impeachmentu i reelekcja) powinna za podstawę swojej polityki wobec USA przyjąć Polska. Pozostałe scenariusze należy zignorować. Są sytuacje, gdy należy obstawić jeden z możliwych wariantów dalszego biegu wydarzeń – ten najbardziej prawdopodobny – i przyjąć konieczność zapłacenia kosztów ewentualnej pomyłki. Próba pozycjonowania się z zamiarem maksymalizacji korzyści w razie ziszczenia się każdego z wzajemnie wykluczających się scenariuszy może skończyć się bowiem skutkiem odwrotnym – maksymalizacją strat i brakiem wiarygodności w czyichkolwiek oczach. Utrzymanie dotychczasowej linii polityki polskiej – tzn. dążenia do ścisłego współdziałania ze Stanami Zjednoczonymi, a to znaczy z ich urzędującym prezydentem, obiecuje nam sukces. Próba asekuranckiego dystansowania się od Trumpa, obliczona na minimalizację hipotetycznych strat, w razie gdyby Polska miała paść ofiarą detrumpizacji polityki amerykańskiej po jego mało prawdopodobnym obaleniu, wiodłaby zaś do wysoce prawdopodobnych strat rzeczywistych”.

Nic tu nie ma o popieraniu tego czy tamtego kandydata, a jedynie o wyborze polityki ścisłej współpracy z USA na rzecz osiągnięcia celów leżących w interesie RP i krytyka pomysłu dystansowania się od urzędującego prezydenta światowego mocarstwa w obawie przed hipotetycznymi wówczas kosztami, które Polska mogłaby ponieść w razie zmiany lokatora Białego Domu. Uznałem, że ryzyko takie istnieje, ale korzyści wynikające z wykorzystania możliwości współpracy z USA pod przewodem Trumpa przeważają nad kosztami ewentualnego ryzyka i zarówno owo ryzyko, jak i ewentualne wynikające z niego koszty warte są poniesienia. Tezę tę w całej rozciągłości podtrzymuję.

Iluzja zdolności do niedokonywania wyborów i niepodejmowania decyzji

Postulat gotowości do realizacji obu scenariuszy jednocześnie jest łatwy do sformułowania, ale w omawianym wypadku jest tylko figurą retoryczną. Dobrze to widać choćby teraz, gdy sposób złożenia przez pana prezydenta RP Andrzeja Dudę gratulacji Joemu Bidenowi za „kampanię wyborczą”, a nie „w związku ze zwycięstwem wyborczym”, jest poddawany krytyce tego samego obozu, który jednocześnie krytykuje ówczesne postawienie na współpracę z Trumpem. Wszak uznanie Bidena za prezydenta elekta, zanim uczyniły to powołane do tego instytucje państwowe Stanów Zjednoczonych i wbrew stanowisku urzędującego prezydenta USA, byłoby ewidentnym opowiedzeniem się po jednej ze stron sporu. Brak przedwczesnych gratulacji będzie zaś z pewnością interpretowany jako opowiedzenie się za Trumpem i czekanie na rozstrzygnięcie sądowe. Jakaż to finezyjna taktyka dyplomatyczna pozwoliłaby w tej sytuacji na stworzenie wrażenia u obu kandydatów, że „cieszą się niepodzielną uwagą”? Można dyskutować, która z wyżej zarysowanych opcji jest słuszna, ale nie można domagać się realizacji „obu scenariuszy jednocześnie”.

Koszty i korzyści

Postawienie na ścisłą współpracę z USA Trumpa przyniosło wymierne korzyści. W serii umów z 2018 r. Polska zapewniła sobie na ćwierćwiecze dostawy skroplonego gazu z USA po cenie ok. 20 proc. niższej od gazu rosyjskiego i bez ryzyka szantażu politycznego, łamiąc tym rosyjski monopol gazowy w Europie Środkowej i ukazując USA nasz kraj jako bramę do rynku gazowego Trójmorza (IT) i Ukrainy (razem ok. 150 mln konsumentów). Poparcie USA dla Trójmorza w formie politycznej i finansowej trwało nieodmiennie aż do ostatniego szczytu IT w Tallinie. W najważniejszym wymiarze – bezpieczeństwa – po deklaracjach prezydentów Dudy i Trumpa (12 czerwca  2019, 23 września 2019 i 24 czerwca 2020) 15 sierpnia br. podpisano polsko-amerykańską umowę wojskową o zwiększeniu sił USA w Polsce do ok. 20 tys. żołnierzy. Skala odstraszania militarnego wydatnie wzrosła. By nie powtórzyć błędu PO z 2009 r., popełnionego odnośnie do tarczy antyrakietowej, Sejm szybko (17 września) ratyfikował umowę, właśnie w kontekście niepewności wyników wyborów w USA.

Wnioski

Wyżej wskazane korzyści są realne i już odniesione. Koszty hipotetyczne i przyszłe, raczej w sferze atmosfery politycznej niż w świecie materialnym. Amerykańskie lobby gazowe, Pentagon i lobby zbrojeniowe będą działały na rzecz podtrzymania dotychczasowego kursu polityki USA wobec Polski. Ewentualne spory ideologiczne na osi progresywiści–konserwatyści trzeba zaś przetrzymać. To cena warta zapłacenia. Zdystansowanie się wobec Trumpa w 2019 r. pozbawiłoby nas korzyści, a bez utraty tożsamości politycznej rządu obdarzonego mandatem wyborczym Polaków nie pozwoliłoby uniknąć ewentualnych kosztów. Waga dysputy ideologicznej zależy bowiem od decyzji Waszyngtonu, a nie Warszawy.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Przemysław Żurawski vel Grajewski