Trudno o dobrą powieść o miłości. Przeważnie są do bólu przewidywalne i dość naiwne. Jednakże „Kołomyjka” łamie wszelkie stereotypy, mierząc się z również z przeciwnościami politycznymi.
Wydawnictwo LTW opublikowało właśnie książkę „Kołomyjka”. Nie często sięgam po tego typu literaturę, gdyż mam spory dystans do powieści miłosnych. Każdorazowo obawiam się w nich nudy i naiwności, która nic nie wniesie w moje życie. Tymczasem historia, która zaczęła się od płaszcza, wciągnęła mnie do końca.
Zaskoczenie
Pierwotnie, oceniając po tytule, sądziłam, że akcja książki rozgrywać będzie się w czasach komunizmu. W moim zamyśle była to kolejna opowieść o trudnej miłości, której w poprzek stanęli komuniści. Tymczasem przeżyłam miłe zaskoczenie. Książka Macieja Patkowskiego rozgrywa się we współczesnych nam realiach. Spotykamy w niej młodą Ukrainkę Sofię i młodego Polaka Andrzeja.
Kołomyjka historii
Na dzień dobry autor ubiera główną bohaterkę w cudowny płaszcz, dzięki któremu wygląda oszałamiająco. To on sprawia, że Andrzej zakochuje się w Sofii i wszystko przestaje mieć znaczenie. Może nie wszystko, a tylko jedno: mieć ją zawsze przy sobie. I tu zaczyna się tytułowa kołomyjka. To określenie odnosi się do tańca, jak i do wielkich zawirowań. Kołomyjka tak pochłania tancerza, że pozbawia go sił. Do upadłego będzie podrygiwać w jej takt, który jest tak eklektyczny i żywiołowy. Takim stało się życie dwójki zakochanych, którzy musieli stawić czoła kołomyjce historii.
Miłość w cieniu polityki
Maciej Patkowski porusza w swej powieści wątki współczesne, równocześnie ocierając się o zaszłości. W pozornie naiwnej historii miłosnej znajdujemy ważkie problemy, które żywe są do dziś. To kwestia relacji polsko-ukraiński oraz obecnych dążeń Ukrainy do Europy. Jak się zakończą, nie będę zdradzać. Lepiej samemu wpaść w „Kołomyjkę”. Zwłaszcza że napisana jest ciekawie i wciągająco.