Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Z pewnością jeszcze może być rekonstrukcja

Po powołaniu rządu Morawieckiego fachowcy od nowoczesnego słownictwa powiedzieliby, że narracja się posypała. Posypała się ona zarówno Tomaszowi Lisowi, który jeszcze przed kilkunastoma dniami przekonywał z okładki „Newsweeka”, że premierem zostanie z pewnością Jarosław Kaczyński, jak i wszystkim, którzy w poniedziałkowym powołaniu rządu chcieli widzieć głęboką rekonstrukcję.

Z góry uprzedzam, że czym innym jest pisanie o tym, że Jarosław Kaczyński byłby odpowiedni na stanowisku premiera („Gazeta Polska”), a podawanie tego jako fakt i darcie szat z tego powodu („Newsweek”).

Nikt się nie spodziewał

Po poniedziałkowej „rekonstrukcji” rządu można powiedzieć jedno – wszyscy komentatorzy, którzy przez długie dni przewidywali, że dojdzie do głębokich zmian, mylili się. A jeszcze rano Polska Agencja Prasowa pisała: „W poniedziałek nastąpi większa niż początkowo zapowiadana przez Mateusza Morawieckiego rekonstrukcja rządu; przewidywana jest wymiana kilku ministrów – dowiedziała się nieoficjalnie PAP”. Co zabawne, na depeszę zareagowali dziennikarze „Faktu”, oburzając się, że to ich news.

Oczywiście nie brakuje takich, którzy usiłują odwracać kota ogonem i przekonywać, że „od początku wiedzieli”. A guzik wiedzieli. Nie spotkałem się z ani jednym komentarzem lub analizą, które mówiłyby, że zmiana ograniczy się do premiera. Nie ukrywam, że do mnie także plotki dochodziły. Rzekomo dobrze poinformowani prześcigali się w suflowaniu dziennikarzom coraz to bardziej fantastycznych wersji rekonstrukcji. Ostatecznie wstrząśnięci są sami mający wtyki. I ja dałem się podpuścić – wniosek jest jeden, nie ufać nikomu.
To oczywiście nie jest uwaga do rządzących, którzy prowadzą własną politykę (dez)informacyjną i w ich interesie jest takie zaciemnianie obrazu i uwypuklanie akcentów, by służyło to budowie konkretnej narracji. Jednak fakt, że nikt z dziennikarzy i publicystów, którzy zeszli kilometry po korytarzach sejmowych i wyżłopali z politykami hektolitry kawy (i nie tylko), nie znał rzeczywistego kształtu gabinetu Morawieckiego, jest raczej kompromitujący.

Przedwczesna radość

Do momentu gdy Morawiecki wyprowadził w Pałacu Prezydenckim niemal niezmieniony skład rządu, medialny nurt płynął pod znakiem myślenia życzeniowego. Przeciwnicy Antoniego Macierewicza już zbierali grudy ziemi, by z ulgą rzucić je na polityczny grób szefa MON u. Ci, którzy nie przepadają za Witoldem Waszczykowskim, utwierdzali się w przekonaniu, że to już jego koniec, a fakt wezwania ministra do Warszawy z Brukseli, gdzie w poniedziałek przebywał, odczytywano jako nadchodzącą dymisję. „Nowym szefem MSZ-etu zostanie Krzysztof Szczerski. Jako pierwszy tę informację podał 8 grudnia portal tvp.info” – pisano na Twitterze. I dodawano, że to już pewne, bo wcześniej pisał o tym „Newsweek”. Triumfowali adwersarze Jana Szyszki (według „Wprost” połączonym resortem środowiska i energetyki miała pokierować Jadwiga Emilewicz). Spekulowano, kto obejmie Ministerstwo Cyfryzacji po dymisji Anny Streżyńskiej. Sam Morawiecki miał przestać być ministrem rozwoju – to oczywiste – przekonywano. „Wprost” pisał wręcz, że to potwierdzone. I co? Nic. Dość powiedzieć, że sam (co prawda jako plotkę, ale jednak) podałem w ubiegłym tygodniu fakt, że są środowiska, które chcą wymienić ministra obrony na jednego z wiceministrów. A nic takiego się nie stało.

Oczywiście nie jest wykluczone, że premier Morawiecki dokona w najbliższym czasie zmian w rządzie. Być może rzeczywiście musi się zorientować w pracy resortów. Być może miał za mało czasu, być może jest jakiś opór. No właśnie – być może. Także każdy z wcześniej wymienionych powodów jest możliwy.

Śmieszniej niż u Barei i straszniej niż zwykle

Inna rzecz, że ciągnący się tygodniami serial „rekonstrukcja” zmuszał do snucia niesamowitych teorii. To pokazuje, jak łatwo jest sterować opinią publiczną. Dość powiedzieć, że dziś wiem, iż nie przeczytałem chyba ani jednej poważnej analizy, która odnosiłaby się do stanu faktycznego.

Odnoszę wrażenie, że „specjaliści”, którzy pisali swoje analizy niczym w nieocenionym „Misiu”, w miejsce „być może” dawali „z pewnością”. Tak więc zostali z tą swoją pewnością jak Himilsbach z angielskim. O tym, że to wcale ich nie zraża, świadczy fakt, że jeszcze w chwili pisania tego tekstu czytam płynące zewsząd opinie, iż głęboka rekonstrukcja miała być na 90 proc. Cóż, nawet jeśli to prawda, to jednak wciąż jest „być może”.

Ostatecznie zostaliśmy z nowym-starym rządem i z pytaniem o to, jak będzie go prowadził Mateusz Morawiecki. Czy pracując tymi samymi narzędziami i w tym samym zespole, można osiągnąć inne efekty? Cóż, doświadczenie podpowiada, że to niemożliwe. Tymczasem to właśnie potrzeba „lepszej zmiany” miała być powodem wymiany premiera i miała pociągnąć za sobą kolejne. Czy więc można spodziewać się tego, że nowy premier wymieni poszczególnych ministrów? Z pewnością tak być może.

Oczywiście natychmiast mnożą się fantastyczne teorie, które mówią o tym, że nowy premier daje czas ministrom na wykazanie się, lub że chodzi o odprawy, na których chce zaoszczędzić (nieprawda), lub ta, że nie zmienia się rządu w okresie świąteczno-noworocznym, bo to spowoduje chaos. Jeszcze ciekawsza wersja głosiła, że gdyby w poniedziałek doszło do zmian, to odwołani ministrowie mogliby zablokować udzielenie rządowi zaufania. Przyznają Państwo, że ten chór ekspertów brzmi dziś nieprzekonująco.

Rozpalić konflikt jest łatwo…

Na zakończenie zrobiłem przegląd wtorkowej prasy. I znów nieznoszące sprzeciwu tezy, jak ta z „Wyborczej”: „Jeszcze w tym tygodniu lub na początku następnego zmienić ma się jedynie najbliższe otoczenie Morawieckiego: odejść ma szefowa kancelarii premiera Beata Kempa, szefowa gabinetu Elżbieta Witek i szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk. – To oczywiste, trudno sobie wyobrazić, że ludzie Szydło meblują kancelarię Mateuszowi – mówi osoba z Nowogrodzkiej” – czytamy. Cóż. Z pewnością.

*    *    *

Z całą pewnością należy za to potępić podpalenie lokalu poselskiego Beaty Kempy. Jednocześnie kolejne nagrania sprzed Sejmu pokazują narastającą agresję wobec policji. Wszystko chwilę po tym, jak napadnięto dziennikarkę TVP Info. Komuś wyraźnie zależy, by rozhuśtać emocje tak, aby doszło do tragedii. I jakkolwiek kara nałożona na TVN przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji za rzekome podżeganie do zeszłorocznych awantur przed Sejmem jest według mnie przesadzona, a jej uzasadnienie nieprzekonujące, czas najwyższy zatrzymać spiralę, w której w ostatnich miesiącach stracił życie samobójca, bo dał wiarę temu, co usłyszał w mediach głównego nurtu. Rozpalić konflikt jest bardzo łatwo, a to już z komedią Barei nie ma nic wspólnego.


Tekst został oddany do druku jeszcze przed exposé premiera Morawieckiego, w którym ma nakreślić kierunki polityki swojego rządu.

 



#Mateusz Morawiecki #rząd

Wojciech Mucha