Kto nie budował atomu
W ubiegłym tygodniu dowiedzieliśmy się od Koreańczyków, że polski rząd wycofał państwowe firmy z budowy elektrowni atomowej, co poskutkowało wyjściem z tego projektu również strony koreańskiej.
Autor nie dodał jeszcze swojego opisu.
W ubiegłym tygodniu dowiedzieliśmy się od Koreańczyków, że polski rząd wycofał państwowe firmy z budowy elektrowni atomowej, co poskutkowało wyjściem z tego projektu również strony koreańskiej.
Zgodnie z przewidywaniami prezydent Karol Nawrocki zawetował tzw. ustawę wiatrakową, która w rządowych komunikatach funkcjonowała jako projekt mrożący ceny energii. To oczywiście typowa dla ekipy Donalda Tuska manipulacja nastrojami wyborców, mająca wpędzić zaczynającego kadencję prezydenta w wizerunkową pułapkę. Czy to się uda? Na miejscu rządu nie byłbym tego pewien, bardzo dużo zależy jednak w tym momencie od prawicowych liderów opinii i przede wszystkim otoczenia Nawrockiego.
Wicepremier Krzysztof Gawkowski specjalnie przerwał zagraniczny urlop tylko po to, by przyjechać na posiedzenie rządu i dowiedzieć się, że wcale nie musiał się na nie fatygować. Nie musiał, ponieważ zjawił się na nim nieoczekiwanie Władysław Kosiniak-Kamysz, również wicepremier, który poprowadził obrady pod nieobecność premiera Donalda Tuska. Jeszcze dzień wcześniej mówiło się, że szefa ludowców nie ma na miejscu, więc jeśli Gawkowski się nie zjawi, nie będzie komu pokierować Radą Ministrów. Tym samym dowiedzieliśmy się, że poziom komunikacji w rządzie jest już tak fatalny, że wicepremierzy nie są w stanie ustalić między sobą, który zastępuje premiera.
Kolejny tydzień opinię publiczną bulwersują skandale w Instytucie Pileckiego. Rozgrywająca się wokół niego historia ma dwa wymiary.
„Nie ma afery KPO” – powtarzali jak mantrę w mediach dziennikarze i emerytowani politycy, których łączy bezwarunkowe oddanie obozowi władzy.
Obserwujemy w Polsce zderzenie się dwóch światów, dwóch filozofii i dwóch praktyk sprawowania władzy. Jedna, którą znamy aż za dobrze, a wielu naszych rodaków poznaje ją po raz pierwszy, ale od najgorszej strony, to filozofia rządzenia Donalda Tuska.
Czy Donald Tusk, nagrywając w środę rano swoje specyficzne orędzie wierzył, że naprawdę będzie w stanie ukraść show Karolowi Nawrockiemu? W pewnym stopniu, choć przecież niczym w popularnym memie „powinno wyjść inaczej” wystąpienie premiera było głębokim przyznaniem się do porażki. Tusk mówił do swoich wyborców, że to smutny dzień, w którym przegrały wszystkie ludzkie i polityczne cnoty i czarował, że jedyną dobrą reakcją na porażkę jest wiara w zwycięstwo. Nie doprecyzował tylko, czy chodzi o triumfy przyszłe czy o to, by to właśnie przegrany przed chwilą pojedynek traktować jako wygrany i się o to z całym światem wykłócać.
TVP w likwidacji nie pokazała w Jedynce zaprzysiężenia Karola Nawrockiego. Uroczystość została wyemitowana w TVP Info, które zadbało o odpowiednie obudowanie ceremonii.
To za urzędowania Bodnara do naszego prawnego chaosu (bo porządkiem trudno to nazwać) wróciły metody z najgorszych czasów.
Silni razem, lekko ostatnio zdezorientowani, a nawet czasem obrażeni na samego premiera Tuska, mają swoje pierwsze święto. Piszą na portalu X, że wreszcie zaczynają się rozliczenia z „faszystowskim PiS”, publikują też karykatury, na których ex-sędzia Żurek jako dość opływowy superbohater za fraki wyprowadza skądś Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobrę. Sukces jest jednak dość umiarkowany, ogranicza się bowiem do tego, że żona prezesa Trybunału Konstytucyjnego została bez podania przyczyn odwołana ze stanowiska prezes sądu w Sosnowcu na trzy miesiące przed upływem kadencji. Jak widać, mamy tu do czynienia ze wzorcem odpowiedzialności nie tyle zbiorowej, co znanej z reżimów totalitarnych, choć oczywiście w dużo łagodniejszej wersji, odpowiedzialności rodzinnej.
Od chwili rozpoczęcia wojny hybrydowej z Polską przez KGB-istów z Białorusi i Rosji regularnie atakowano funkcjonariuszy Straży Granicznej. Byli ofiarami agresji nie tylko ze strony imigrantów na granicy, lecz również polityków, publicystów i celebrytów III RP.
„Pod szarym niebem” to inspirowana faktami, poruszająca opowieść o losach białoruskiej dziennikarki uwięzionej przez reżim.
W miniony weekend przez miasta całej Polski przeszły demonstracje przeciwko masowej imigracji. Ich frekwencyjny sukces i ogromna skala pokazują, że Polacy nie uwierzyli w głoszoną zmianę polityki, przywrócone kontrole graniczne i rządowe zapewnienia o bezpieczeństwie.
Warto pilnować, by w Prawie i Sprawiedliwości nie zanikł nurt wrażliwości społecznej z lat 2015–2023.
O tym, jak trudna i kontrowersyjna była umowa Unii Europejskiej z państwami Mercosur świadczy fakt, że zaczęto ją negocjować, gdy jeszcze nas w UE nie było. Rozmowy trwają już dwudziesty szósty rok. Skąd więc to nagłe przyspieszenie?
O tym, że Krzysztof Ruchniewicz będzie najgorszym z możliwych szefów Instytutu Pileckiego, wiadomo było od początku. Mamy do czynienia z naukowcem, który zastanawiał się przecież niegdyś, czy Polska nie powinna wypłacać Niemcom reperacji za II wojnę światową.
Ci spośród komentatorów, którzy nie kibicują jakoś przesadnie premierowi Tuskowi, w opiniach na temat rekonstrukcji rządu podzielili się właściwie na dwie frakcje. Jedna z nich narzeka, że tak naprawdę nie zmienia się nic i że widzimy właśnie, jak Tusk traci ostatnią szansę na poprawę jakości prac swego gabinetu. Drudzy są pełni obaw, a co bardziej pesymistycznie nastawieni, wręcz panikują, uważając, że lider Platformy postanowił pójść na konfrontację z opozycją. A że przeciwników tej władzy jest coraz więcej, można powiedzieć wręcz, że szykuje się do konfliktu, również siłowego, z własnym narodem. Mam dla Państwa jeszcze gorszą wiadomość: rację mają zapewne i jedni, i drudzy.