Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Nie głosując przez lenistwo, sprawiasz radość komunistom

PO już dawno straciłaby władzę, gdyby niezadowoleni Polacy chodzili na wybory. Tymczasem większość biednych i pokrzywdzonych w III RP demonstruje swój bunt poprzez „olewanie polityki”.

Zbyszek Kaczmarek/Gazeta Polska
Zbyszek Kaczmarek/Gazeta Polska
PO już dawno straciłaby władzę, gdyby niezadowoleni Polacy chodzili na wybory. Tymczasem większość biednych i pokrzywdzonych w III RP demonstruje swój bunt poprzez „olewanie polityki”. Gdy w 2007 r. PiS był u władzy, postkomunistyczni oligarchowie wsparli potężną kampanię „Zmień kraj. Idź na wybory”, mobilizującą przeciwników władzy. Czy obóz niepodległościowy stać dziś na podobną akcję? - pyta Piotr Lisiewicz w „Gazecie Polskiej”.

„Chcesz głodować, idź głosować”, „Tylko durny idzie do urny” – to były najpopularniejsze hasła przeciwko uczestnictwu w fikcyjnych wyborach w PRL. Za czasów mojego liceum hitem była ulotka przedstawiająca trzech zomowców w mundurach z twarzami wilczurów i podpisem: „Obywatelu, daj głos na listę PRON!”.

W czerwcu 1988 r. o siódmej rano z budynku u zbiegu ulic Kondratowicza i Chodeckiej w Warszawie na głowy przechodniów wysypało się ponad 20 tys. ulotek nawołujących do bojkotu wyborów. Warto przytoczyć treść transparentu, sygnowanego przez Konfederację Polski Niepodległej, który został w tym momencie wywieszony z dachu budynku: „Bojkot! Aż do wolnych wyborów w Polsce”.

Hip-hopowe dzieci robotników z 1980 r.

Na owe wolne wybory musieliśmy czekać aż do 1991 r., bo te z 1989 r. były nimi tylko w 35 proc. Zapewne ten brak jasnego wskazania, gdzie kończy się komunizm, a zaczyna wolność, przyczynił się do tego, że zwykli Polacy nie zaczęli postrzegać wyborów III RP jako jasnego przeciwieństwa tych z PRL. Przypomniane w 1989 r. – notabene aktualne do dziś – przedwojenne hasło sanacji: „Nie głosując przez lenistwo, sprawiasz radość komunistom”, pomogło tylko na krótką metę, bo owi komuniści zachowali przywileje.

W dzisiejszej niechęci biedniejszych – czyli większości – Polaków do głosowania odczuwa się wciąż echa nastrojów z czasów PRL, obyczaje przyjęte od rodziców czy dziadków. To przyzwyczajenie robotników z Sierpnia 1980 przeszło na ich dzieci i wnuki, słuchające dziś hip-hopu, najważniejszego antysystemowego gatunku muzyki. Raperzy mówią prawdę o władzy, przypominają Żołnierzy Wyklętych czy Powstanie Warszawskie, jednak wezwanie do głosowania nie mieści się w konwencji ich gatunku.

W efekcie tylko niewielka część tych Polaków, którzy na co dzień przeklinają Tuska, idzie do urn. Przejawem radykalnego buntu, odporności na propagandę, ma być to, że „ma się gdzieś ich wszystkich, bo oni wszyscy są tacy sami”.

Gwiazda: samo się nie odmieni

Joanna i Andrzej Gwiazdowie, legendarne małżeństwo przywódców pierwszej Solidarności z 1980 r., uważają, że znalezienie przekazu, który potrafiłby – jak wtedy – zmobilizować Polaków do aktywności, jest dziś sprawą kluczową.

– Samo się nie odmieni, biedy i bezrobocia nie przeczekasz, to powinien być mniej więcej taki przekaz – mówi Joanna Duda-Gwiazda. Jak stwierdza, przekonanie ludzi, że „wszyscy tak samo kradną”, prowadzi ich często do… głosowania na PO. Według owej potocznej mądrości w takiej sytuacji lepszy już złodziej, którego znamy, taki, co już się nakradł, niż nowy.

Jak mówi, przez zwykłych Polaków przemawia też szlachetny skądinąd idealizm. – Niestety, nie da się podchodzić aż tak idealistycznie, utopijnie do demokracji. Nigdy nie będzie tak, że partia, która wygra, zapewni nam wszelką szczęśliwość – mówi.

Czy przekonanie wyborców, że w opozycyjnym ugrupowaniu jest zdecydowanie mniej złodziei, wystarczy do zmobilizowania ich do głosowania? – Niekoniecznie – uważa politolog Jakub Świderski z Uniwersytetu Gdańskiego. – Pojawia się wówczas przekaz, że wprawdzie np. dotychczasowy burmistrz to złodziej, ale zbudował chociaż oczyszczalnię ścieków. Owszem, jej dyrektorem jest jego brat. Faktycznie, przy jej budowie nakradło się paru jego kumpli. Ale oczyszczalnia jest. Natomiast kandydat opozycji to nieudacznik, który nie umiałby niczego zbudować – wyjaśnia Świderski. Rzecz jasna, o tym, że to nieudacznik, obywatele dowiadują się z mediów, które sponsorują urzędnicy burmistrza.

Wszystkie badania potwierdzają, że w Polsce zdecydowanie częściej do wyborów chodzi elektorat zadowolony. Jest zdecydowanie mniej liczny od niezadowolonego, ale zdyscyplinowany. Samych urzędników jest w Polsce ponad milion (do tego często dochodzą ich rodziny), a do głosowania nie trzeba ich zachęcać, bo bronią własnych stołków. Równie zdyscyplinowany jest starszy elektorat postkomunistyczny, mobilizujący własne rodziny w obronie swojej esbeckiej emerytury.

Postkomunistyczni oligarchowie jako przebudzeni obywatele

Skalę determinacji sił posttotalitarnych w czasie rządów PiS w 2007 r. pokazuje rozmach ówczesnej akcji „Zmień Polskę – idź na wybory”. Kampanię przedstawiano – mimo hasła „zmień” – jako apolityczną akcję, prowadzoną ze szlachetnych pobudek, do których należało budzenie postaw obywatelskich.

Lektura raportu o owej kampanii, opracowanego przez Fundację Batorego, pokazuje, że owo przebudzenie stało się głównie udziałem postkomunistycznych oligarchów oraz mediów wspierających establishment. Czytamy w nim: „W ramach kampanii przygotowano reklamy telewizyjne, radiowe i prasowe, które bezpłatnie emitowały największe stacje telewizyjne (Telewizja Polska, TVN, TVN24, Polsat) i telewizje adresowane do młodzieży (MTV, Viva), rozgłośnie radiowe (Polskie Radio, Radio Zet, Radiostacja, RMF, TOK FM), dzienniki (m.in. »Dziennik«, »Fakt«, »Gazeta Wyborcza«, »Przegląd Sportowy«), tygodniki (»Newsweek«, »Gala«, »Angora«)”. Nie mniej przebudzone okazały się dzienniki regionalne z niemieckim kapitałem.

Medialni biznesmeni chętnie zrezygnowali z zarabiania na kampanii. Jak chwali się Fundacja Batorego, zamieszczały one reklamy za darmo, a „całkowity koszt cennikowy reklam, które ukazały się w mediach, wyniósł ponad 3 miliony zł”.

Równie przebudzony okazał się biznes III RP. „W pozyskiwaniu bezpłatnych emisji i publikacji bardzo pomogły firmy zrzeszone w PKPP Lewiatan: domy mediowe – Universal McCann i CR Media oraz członkowie Związku Pracodawców Prywatnych Mediów. W przygotowaniu strategii uczestniczyły firmy DDB, Satchi & Satchi oraz MillwardBrown SMG/KRC” – czytamy.

„Oni nie chcą, żebyś ty głosował”

Dr Marek Kochan, specjalista ds. wizerunku z Uniwersytetu Warszawskiego, uważa, że testem na intencje organizatorów ówczesnej kampanii będzie to, czy zaangażują się w walkę o wysoką frekwencję przed najbliższymi wyborami. – Oczekiwałbym akcji prowadzonej z podobnym rozmachem jak w 2007 r. – mówi. Tymczasem na stronie internetowej ówczesnej akcji ostatnie komunikaty to informacja o „przerwie technicznej” z roku 2008 oraz dwa kilkuzdaniowe wpisy z roku 2009.

Politolog dr hab. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że prowadzona z podobnym rozmachem akcja przekonująca ubogą większość Polaków do głosowania przekracza możliwości finansowe jakiejkolwiek polskiej partii. – To musiałyby być reklamy w telewizji publicznej, zapewne także w tabloidach i prasie lokalnej – stwierdza. Jak mówi, opozycja musiałaby tu odwołać się do dwóch zupełnie różnych rodzajów elektoratu. Najstarszego, m.in. obawiającego się o bezpieczeństwo swoich emerytur, i najmłodszego, który generalnie „olewa politykę”.

Przy braku środków, jakimi dysponował w 2007 r. posowiecki establishment, zręcznie kryjący się za szyldem organizacji pozarządowych, opozycja musiałaby nadrabiać celnym trafianiem w sposób myślenia i poczucie humoru Polaków. – To musiałyby być hasła nadające się do umieszczenia na płocie – uważa Andrzej Gwiazda, w 1980 r. wiceprzewodniczący 10-milionowej Solidarności. Jak podkreśla Chwedoruk, kampania taka mogłaby się odnosić do przekory Polaków. – Zapewne powinno być to coś w rodzaju hasła „Oni nie chcą, żebyś ty głosował” – mówi prof. Chwedoruk.

 



Źródło: Gazeta Polska

Piotr Lisiewicz