– Premier Jarosław Kaczyński wielokrotnie w ostatnich miesiącach podkreślał, że konstytucja uchwalona w 1997 roku jest martwa. W terminologii prawniczej takie zjawisko nazywane jest odwyknieniem. Jego sprawcą jest koalicja 13 grudnia, która po objęciu władzy uznała, że może łamać wszelkie dotychczasowe normy, w tym normy prawne. W związku z tym trzeba zapewnić nowy akt podstawowy Rzeczypospolitej. Kwestie dotyczące władzy wykonawczej lub władzy sądowniczej należy ponownie uregulować – mówi szef Klubu PiS i przewodniczący Komitetu Wykonawczego partii Mariusz Błaszczak w rozmowie z "Gazetą Polską".
Zacznijmy od pytania o kondycję polskiej demokracji. Jaka ona jest Pana zdaniem?
Kondycja jest bardzo zła. Mamy do czynienia ze zjawiskami, które Rzeczpospolitą nękały w wieku XVIII, kiedy to siły zewnętrzne decydowały w sprawach naszej ojczyzny. Natomiast uczciwie trzeba przyznać, że jesteśmy obecnie w nieco lepszej sytuacji, gdyż mamy siły polityczne, ruchy patriotyczne i wolne media opierające się tym wpływom. W tym miejscu chciałbym bardzo docenić rolę Telewizji Republika, „Gazety Polskiej” i środowisk tych mediów w tej walce o suwerenność Polski. Wierzę, że razem jesteśmy w stanie ponownie skierować kraj na odpowiednie tory, zapewniając mu silną pozycję międzynarodową oraz dobrobyt dla mieszkańców.
Czy uważa Pan, że koniecznie jest odnowienie społecznego kontraktu, na mocy którego „my, naród” stworzymy na nowo fundamenty naszego państwa?
Premier Jarosław Kaczyński wielokrotnie w ostatnich miesiącach podkreślał, że konstytucja uchwalona w 1997 roku jest martwa. W terminologii prawniczej takie zjawisko nazywane jest odwyknieniem. Jego sprawcą jest koalicja 13 grudnia, która po objęciu władzy uznała, że może łamać wszelkie dotychczasowe normy, w tym normy prawne. W związku z tym trzeba zapewnić nowy akt podstawowy Rzeczypospolitej. Przypomnę, że nasze środowisko polityczne wielokrotnie z tego typu postulatami wychodziło. Kwestie dotyczące władzy wykonawczej lub władzy sądowniczej należy ponownie uregulować. W tym kontekście bardzo ważny jest wynik przyszłorocznych wyborów prezydenckich.
Za nami kongres Prawa i Sprawiedliwości. Jaki był główny cel tego wydarzenia, które zorganizowano niecały miesiąc przed ogłoszeniem kandydata partii na prezydenta?
Głównym zadaniem kongresu było przegrupowanie sił w naszym obozie. Doszło do zjednoczenia z Suwerenną Polską, tego oczekiwali nasi wyborcy.
Wielokrotnie, spotykając się z sympatykami naszego ugrupowania, słyszałem od nich apele o to, abyśmy dbali o jedność. Odpowiadając na to, stworzyliśmy jednolity organizm składający się z ludzi zaangażowanych w sprawy polskie. Ponadto powołaliśmy komitet wykonawczy, czyli organ, który będzie skoncentrowany na akcji bieżącej, czyli przygotowywanie i wdrażanie nowych inicjatyw, celne punktowanie rządów Tuska i opracowywanie projektów legislacyjnych. Już w tym tygodniku rozpoczęliśmy akcję „Rok oszustw” w związku z rocznicą wyborów do parlamentu. Prezentujemy skalę kłamstw, jakiej jesteśmy świadkami od momentu przejęcia władzy przez Tuska. Mamy bardzo dobrych, energicznych i merytorycznych posłów, a komitet wykonawczy umożliwi im jeszcze efektywniejszą pracę. Jednym z jego zadań będzie przedstawianie społeczeństwu alternatywnych rozwiązań dla danych problemów.
Jakie konsekwencje dla terenowych struktur partii będą miały decyzje podjęte na kongresie? Pojawiają się głosy, że w wielu regionach lokalne ośrodki PiS nie spełniają oczekiwań społeczności.
Niestety to prawda. Mamy identyczną ocenę sytuacji. W związku z tym zapadła decyzja, że po drugiej turze kongresu odbędą się zjazdy wojewódzkie, na których wykute zostaną nowe struktury. Chcemy całkowicie inaczej zorganizować naszą działalność. Analizy wyraźnie wskazują, że podział tożsamy z okręgami do Sejmu jest dobrym rozwiązaniem, lepszym od dotychczasowego, który opierał się na podziale zgodnym z okręgami senackimi. Stąd też integracja ze strukturami Suwerennej Polski. Wszystkie te działania mają zwiększyć naszą dynamikę.
Czy PiS może poszerzyć się także o inne środowiska?
Jesteśmy zainteresowani współpracą ze wszystkimi środowiskami, które podobnie patrzą na sprawy polskie i którym zależy na bezpieczeństwie i rozwoju naszej ojczyzny. Sądzę, że listy naszego ugrupowania będą otwarte przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi dla ludzi z różnych środowisk.
Już teraz otrzymujemy sygnały z pewnych kręgów o możliwości współpracy. Jest też niemałe grono patriotów, którzy nie chcą się angażować w partię, i to rozumiemy. Poszukujemy formuły współdziałania również z takimi ludźmi.
Jednym z listy zobowiązań podpisanych przez liderów PiS i Suwerennej Polski jest „rozliczenie” rządów Donalda Tuska. Jak Pan sobie to wyobraża? Jakie działania zostaną podjęte w tej kwestii?
Już parę tygodni temu powołaliśmy zespół „stopPatoWladzy”, którego głównym celem jest rozliczanie rządów koalicji 13 grudnia. Uruchomiliśmy specjalną stronę i zbieramy zgłoszenia od obywateli. Złożyliśmy już prawie 40 zawiadomień do prokuratury. Zdajemy sobie sprawę, że większość z nich koalicja 13 grudnia będzie chciała zamieść pod dywan, ale żadna władza nie trwa wiecznie. Te zawiadomienia stanowią swego rodzaju gwarancję, że żaden przypadek złamania prawa przez ekipę Tuska nie zostanie zapomniany.
12 października swoją konwencję zorganizowała również Koalicja Obywatelska. Donald Tusk przedstawił na niej tzw. „strategię migracyjną”, a także przypisywał swojemu obozowi m.in. wprowadzenie 800+ i innych projektów poprzedniego rządu.
Nihil novi. Ta władza nie potrafi stworzyć nic swojego, dlatego próbuje przypisywać sobie nasze sukcesy. Tak było z 800+, tak było z 13 emeryturą, tak było z kontraktami zbrojeniowymi. Co do strategii migracyjnej – ich strategię migracyjną widzieliśmy przed 2015 rokiem i później, już w czasach rządów PiS. To oni zgodzili się na mechanizm relokacji, to oni otworzyli granice Polski dla Rosjan w ramach małego ruchu granicznego i wreszcie to oni sprzeciwiali się ochronie granicy z Białorusią. Wszelkie zapowiedzi Tuska, które teraz wypowiada, to hipokryzja, mydlenie oczu i robienie gruntu pod wybory prezydenckie. My mówimy „sprawdzam” i zaczynamy zbieranie podpisów pod referendum ws. braku zgody na przyjmowanie nielegalnych migrantów. Jeśli Tuskowi tak zależy na naszym bezpieczeństwie, powinien poprzeć nasz wniosek. Wątpię, żeby tak się stało.
Kiedy możemy się spodziewać przedstawienia kompleksowego programu politycznego zarówno na wybory prezydenckie, jak i na czas po nich?
Dotychczas Prawo i Sprawiedliwość wyróżniało się tym, że do każdych wyborów szliśmy z dobrze skrojonym programem, który po wygranych wyborach realizowaliśmy. Dotrzymywaliśmy zobowiązań mimo różnych przeciwności, i to przyznawali nawet zwolennicy naszych politycznych oponentów. Nie inaczej będzie i tym razem. Po prezentacji naszego kandydata na prezydenta przyjdzie czas na przedstawienie programu, który będzie przez niego realizowany. Wsłuchujemy się jeszcze w głosy wyborców i analizujemy oczekiwania. Nie chcemy, aby nasza propozycja była populistycznym przedstawieniem, jak do tego podchodzą inne siły na polskiej scenie politycznej, a realnym planem, który zacznie być wdrażany zaraz po wyborach prezydenckich.
W badaniach opinii publicznej ujawniła się grupa wyborców, która niekoniecznie dotychczas sprzyjała Prawu i Sprawiedliwości, ale łączy ją z tym środowiskiem mocne poparcie dla strategicznych projektów gospodarczych, jak chociażby Centralny Port Komunikacyjny. Jaką ofertę chce dla tej części elektoratu przygotować państwa obóz?
To są ludzie, którzy zrozumieli, że Polską można rządzić skutecznie i można realizować duże ambicje. Tunel w Świnoujściu, przekop Mierzei Wiślanej, budowa gazociągu Baltic Pipe, skuteczna obrona granicy i nowoczesna zapora – to są przedsięwzięcia, które wzmacniają naszą ojczyznę i wierzę, że obywatele to dostrzegają. Dostrzegają również to, że obecna koalicja rządząca zaniechała wszelkich ambitnych projektów. Nasz obóz i nasz kandydat na prezydenta gwarantują kierowanie Polski na drogę rozwoju.
Ponad dziesięć miesięcy minęło, odkąd oddał Pan stery w MON Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi i jego współpracownikom. Jak Pan ocenia pracę resortu w tym okresie?
Źródłem sukcesu naszego rządu było to, że potrafiliśmy rozmawiać zarówno z administracją prezydenta Donalda Trumpa, jak i prezydenta Joego Bidena. Efektem tego jest sytuacja, w której wojska amerykańskie na stałe stacjonują w Polsce. Do tego wprowadziliśmy do polskiej armii czołgi Abrams, HIMARSY, samoloty F-35 i inne najnowocześniejsze uzbrojenie. To dużo, ale nadal niewystarczająco. Przekazując kierowanie nad MON koalicji 13 grudnia, pozostawiliśmy wiele innych kontraktów, których finalizacja była na końcowym etapie. Niestety, zamiast skupić się na tej misji, nowa władza wolała zająć się audytami, kwestionowaniem zakupów i osłabianiem naszej dotychczasowej pozycji na arenie międzynarodowej. To jest niezwykle niebezpieczne. Polskę stać na to, aby mieć pięćset wyrzutni HIMARS, musimy być ambitni. Tej skali kontrakt daje nam silny argument jeżeli chodzi o współpracę w zakresie produkcji tego uzbrojenia. Możemy stać się hubem na całą Europę Wschodnią w tym obszarze. Co do współpracy z Koreańczykami, to zamówionych musi zostać tysiąc czołgów K2, z czego pięćset powinno być produkowanych w naszym kraju.
Ostatnio media obiegła informacja, że czołgi Leopard zostały przesunięte ze wschodniej części kraju do Żagania, blisko niemieckiej granicy. Czy to dobra decyzja zważywszy, że za naszą wschodnią granicą toczy się wojna?
Rozbrajanie wschodniej części naszego kraju nie jest nowym pomysłem w środowisku Donalda Tuska. Przypominam, że za czasów rządów PO-PSL zlikwidowano blisko sześćset jednostek organizacyjnych Wojska Polskiego, a także ustanowiono linię obrony na Wiśle. To nasz rząd zmienił te decyzje i odbudował potencjał wojskowy. Broniony musi być każdy skrawek polskiej ziemi. Stąd też całkowicie niezrozumiała jest decyzja o przesunięciu czołgów Leopard na zachód kraju. Ten sprzęt powinien odstraszać potencjalnych agresorów na wschodniej granicy. Słyszymy, że w to miejsce mają się pojawić nowoczesne Abramsy, ale nie mamy ich jeszcze na tyle dużo, aby pozwolić sobie na przerzucanie tak kluczowego uzbrojenia. Absolutnie nieodpowiedzialna decyzja, która, mam wrażenie, że zapadła za plecami ministra Kosiniaka-Kamysza.
Dopytajmy zatem o kontrakty, gdyż niedawno słyszeliśmy, że MON do końca roku planuje podpisać jeszcze około pięćdziesięciu strategicznych kontraktów. Odliczając święta i weekendy, wychodzi mniej więcej jeden duży kontrakt dziennie.
To tylko utwierdza, jak koalicja 13 grudnia jest niewiarygodna, i to nawet w tak kluczowej kwestii jak bezpieczeństwo całego państwa. MON nieustannie podkreśla, że budżet na obronność w przyszłym roku będzie wyższy. Ale już nie dodaje, że tylko na papierze. Budżet MON składa się z dwóch podstawowych filarów – puli bezpośredniego finansowania z budżetu państwa oraz Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych. Zdecydowano, że modernizacja armii będzie finansowana z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych. Natomiast żeby móc zawierać kontrakty w oparciu o ten Fundusz, to w nim muszą po prostu znajdować się jakieś pieniądze. Są na to różne sposoby, chociażby emisja obligacji. Na pierwsze półrocze 2024 roku Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych był wypełniony jedynie w dwóch proc. To jest katastrofa. W związku z tym jeszcze raz powtórzę, że zapowiedzi koalicji 13 grudnia bardzo ładnie wyglądają na papierze, jednak niewiele ma to wspólnego z rzeczywistością.
O tym, jak istotne jest inwestowanie w modernizację armii, mówił też m.in. Donald Trump w ostatnim wywiadzie dla Telewizji Republika.
W wywiadzie udzielonym Telewizji Republika Donald Trump podkreślał także swoje krytyczne zdanie na temat relacji niemiecko-rosyjskich. Wprost też powiedział, że to on zatrzymał Nord Stream. Pan prezydent Trump doskonale rozumie, jakie są też strategiczne interesy naszego państwa. Jednym z nich jest niedopuszczenie, aby ponad naszymi głowami doszło do porozumienia między Berlinem a Moskwą, bo taka sytuacja zawsze kończyła się tragedią. Tego typu porozumienie istniało w XVIII wieku i przyczyniło się do rozbiorów Polski i w 1939 roku, kiedy to ojczyzna znalazła się najpierw pod niemiecką, a następnie sowiecką okupacją. My nie możemy płynąć w głównym nurcie polityki europejskiej, bo jest on kreowany przez Berlin. Prędzej czy później głównym partnerem dla tych sił i tak będzie Moskwa. My natomiast musimy inwestować w relacje z Waszyngtonem, poprzednia prezydentura Donalda Trumpa podzielała tę wizję. Wierzę, że po ewentualnej wygranej kandydata Republikanów dla Polski ponownie otworzy się szereg możliwości zacieśniania współpracy z Amerykanami. Natomiast do finalizacji tej wizji potrzebna jest także odpowiedzialna administracja po polskiej stronie.
Z zapowiedzi 45. prezydenta i kandydata na 47. prezydenta USA wynika również, że jeżeli to on obejmie urząd, to drastycznie zmieni się polityka energetyczna Stanów Zjednoczonych. Jak Pan reaguje na te zapowiedzi?
Widzimy w Europie, czym kończy się najpierw próba uzależnienia kontynentu od surowców ze Wschodu, a następnie uległość wobec wyznawców religii klimatycznej, bo inaczej tego już nie można nazwać. Skutkiem tych błędów są, po pierwsze, ogromne rachunki za energię, a po drugie, obniżanie naszego bezpieczeństwa energetycznego. Nasz obóz potrafił się skutecznie opierać tym wpływom, natomiast obecna władza działa zupełnie inaczej. Prawo i Sprawiedliwość przygotowało nawet ustawę zapewniającą tarczę finansową i ochronę obywateli przez ogromnymi podwyżkami cen energii, jednak utknęła ona w zamrażarce specjalnej podkomisji, na czele której stanął polityk KO. Projekt został złożony w czerwcu i od tamtej pory koalicja rządząca nie jest zainteresowana pracą nad nim. Jeżeli w ten sposób będziemy kreowali rzeczywistość i obciążali polskich przedsiębiorców, to nasza gospodarka przestanie być konkurencyjna i Polska stanie się w Europie dostarczycielem taniej siły roboczej.
Wróćmy do sytuacji w Europie. Portal Politico poinformował niedawno, że Komisja Europejska planuje rozszerzyć mechanizm warunkowości tak, aby obejmował on m.in. kwestie moralne i ekologiczne. Mówiąc krótko: jeśli kraj nie będzie realizował polityki Brukseli na przykład w zakresie gender, wówczas będą mu blokowane wszelkie fundusze. Jak Pan ocenia te zapędy?
Tak wygląda komuna. Unia Europejska była tworzona jako platforma współpracy gospodarczej, która ma przynosić korzyści wszystkim partnerom, a nie jako twór regulujący niemal każdy obszar życia Europejczyków, w tym kwestie moralne. Takie wizje mieli wyłącznie komuniści, jak Altiero Spinelli, tak hołubiony teraz przez lewicowo-liberalne siły w europarlamencie. Natomiast ojcowie założyciele UE, jak Alcide de Gasperi czy Robert Schuman, sprzeciwiali się takiej koncepcji. Niestety, siły rządzące dzisiaj wspólnotą i ich współpracownicy w polskim rządzie mają apetyty na nieograniczoną władzę i tym samym dążą do zmiany ustroju UE. Chcą ją zmienić w komunę podporządkowaną Berlinowi, Brukseli i Paryżowi. Musimy mieć świadomość, że scentralizowane państwo europejskie oznacza niebezpieczeństwo na polskich ulicach wynikające z paktu migracyjnego, brak możliwości samostanowienia o swoim państwie w wielu obszarach, wstrzymanie inwestycji konkurencyjnych dla firm zachodnich oraz nakaz wykonywania rozkazów Brukseli pod szantażem finansowym. Tego typu elementy były obecne w naszym państwie podczas okupacji.
Po raz pierwszy w historii powołany został unijny komisarz ds. obrony, którym został Litwin Andrius Kubilius. Jakie Pana zdaniem zadania zostaną postawione przed tym urzędnikiem?
Nie jest potrzebny nam unijny komisarz do spraw obrony. Nam przede wszystkim potrzebne jest konsekwentne działanie polskich władz, zmierzające do wzmacniania armii. To wystarczy. Unia Europejska nie została powołana do tego, aby bronić terytorium poszczególnych państw. Do wspólnej obrony został stworzony Sojusz Północnoatlantycki.
Wspomniał Pan wcześniej o włoskim komuniście Spinellim. Tak się składa, że komisarz Andrius Kubilius należy do grupy Spinellego w Parlamencie Europejskim. Oczywiście jest też członkiem Europejskiej Partii Ludowej, w skład której wchodzi PO i PSL.
Tym bardziej nie spodziewam się po kadencji tego pana niczego dobrego. Od razu możemy założyć, że promowana będzie rywalizacja Unii ze Stanami Zjednoczonymi i NATO. Fatalny scenariusz. Natomiast Niemcy od dawna starają się wypchnąć USA z naszego kontynentu, aby znacząco zwiększyć swoje wpływy. Przypomnę chociażby wizytę prezydenta Trumpa w Europie w 2017 roku, kiedy to najpierw odwiedził Polskę i wygłosił bardzo dobre, mocne przemówienie na Placu Krasińskich w Warszawie, a następnie pojechał do Hamburga. Tam powitały go antyamerykańskie protesty.
Wypchnięcie USA z Europy oznacza zacieśnienie współpracy między Berlinem a Moskwą, co jest bardzo niebezpieczne dla naszej ojczyzny.
Przejdźmy do tematu wyborów prezydenckich w Polsce. W przyszłym miesiącu PiS ogłosi swojego kandydata. Jakie pomysły na kampanię wyborczą ma państwa ugrupowanie?
Przede wszystkim chcę podkreślić, że w tych wyborach walczymy o zwycięstwo, a nie o honorową porażkę. Plan jest prosty: dotarcie do jak największej liczby wyborców. Będziemy mieli utrudnione zadanie, gdyż koalicja rządząca zdecydowała się zaatakować opozycję i za wszelką cenę chcą pozbawić nas subwencji. Nawet jeżeli Ryszard Kalisz sygnalizuje, że te pieniądze być może nie zostaną odebrane, to jest to tylko próba demobilizacji elektoratu konserwatywnego. Nie jest tajemnicą, że każda pomyślna dla nas decyzja wywołałaby wściekłość Donalda Tuska, a ludzie, którzy zostali nominowani na pewne funkcje dzięki środowisku PO, nie mogą sobie pozwolić na tego typu drażnienie swojego lidera. Natomiast ograniczone możliwości w żadnym wypadku nie zwalniają nas z ciężkiej pracy i wierzę, że doprowadzi nas ona do zwycięstwa w wyborach prezydenckich.
Kończąc, musimy zapytać także o sytuację w służbie zdrowia. Do naszych redakcji docierają informacje o kolejnych wstrzymywanych zabiegach i wygaszanych oddziałach szpitalnych. Jak Pan patrzy na tę sytuację?
Kiedy Prawo i Sprawiedliwość oddawało władzę, na kontach NFZ-u było blisko 14 mld zł. Wystarczyło nieco ponad dziesięć miesięcy nieudolnych rządów koalicji 13 grudnia, żeby okazało się, że służba zdrowia ma ogromne kłopoty finansowe i jedynym pomysłem władzy jest redukcja oddziałów szpitalnych. To gigantyczny problem, ale niestety nie jedyny. Minister finansów Andrzej Domański poinformował niedawno, że w kolejnym roku będzie ponad 40 mld zł mniej wpływów do budżetu państwa. Każdemu od razu powinno nasunąć się pytanie: gdzie tak gigantyczna kwota wyparowała w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy? Służba zdrowia to bezpieczeństwo obywateli i władza powinna poświęcić szczególną uwagę temu obszarowi. Ale politycy obecnej koalicji najwyraźniej nie zdają sobie sprawy z tego, jaka odpowiedzialność na ich spoczywa. Niestety za nieudolność tych ludzi w pierwszej kolejności zapłacić będą musieli obywatele.
Kochani, ze względów zdrowotnych znikam na parę dni z X [mam nadzieję, że tylko na tyle].
— Sławomir Cenckiewicz (@Cenckiewicz) October 17, 2024
Bądźcie ze mną i czytajcie #Zgoda!
Kto nie ma książki to wiem gdzie jest, tu:https://t.co/p9F1smiSQz@michalrachon
To co? #Zgoda? pic.twitter.com/gljTCTW5X5