Po tym jak Zbigniew Konwiński, poseł KO, zaatakował Jarosława Kaczyńskiego, prezes PiS skierował się do mównicy. Tam pojawił się Roman Giertych.
- Zostałem nazwany sadystą przez pana Kaczyńskiego sadystą - mówił Giertych.
- Tak - odparł mu stojący obok prezes PiS.
- Jarku siadaj, spokojnie, uspokój się - powiedział Giertych.
- Nie jestem z tobą po imieniu, łobuzie - odparł Jarosław Kaczyński. - Złaź, morderco - zakrzyknęła posłanka Iwona Arent. Politycy PiS zbliżyli się do mównicy.
W Sejmie zaczęto skandować: "morderca, morderca". Wicemarszałek Sejmu, prowadzący obrady Piotr Zgorzelski, ogłosił wówczas 10-minutową przerwę.
Wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski w środę w rozmowie z dziennikarzami odniósł się do tych wydarzeń.
"Uważam, że powinniśmy zastosować bardzo surowe konsekwencje. Dlatego, że zostały przekroczone granice, nie tylko werbalne; gdybym nie zarządził przerwy, to z pewnością mogłoby dojść do przekroczenia granicy przestrzeni osobistej"
- mówił Zgorzelski.
Wicemarszałek Sejmu zaznaczył, że obserwując z bliska całą sytuację odczuł, że "atmosfera dochodziła do apogeum". Jak dodał, gdyby nie zarządził przerwy "mogłoby dojść do rękoczynów".
Ewa Schädler (Polska 2050-TD) z komisji etyki poselskiej powiedziała, że wnioski po awanturze Kaczyński-Giertych prawdopodobnie wpłyną w przerwie między posiedzeniami Sejmu i jeśli tak się stanie, to komisja etyki zajmie się tą sprawą na kolejnym posiedzeniu izby.