I czy aby na pewno ta dzisiejsza armia normalności w całym świecie Zachodu może oprzeć się na jego potencjalnym przywództwie. Bywało w historii, że jeden człowiek potrafił zdziałać więcej niż sztaby miernot wyposażone we wszystkie wynalazki. Ale dziwna debata z Kamalą Harris, w której były prezydent jakby nie był sobą i pozwolił błyszczeć przeciętniaczce, zmusza do rewizji tej optymistycznej prognozy. Co się za tym wydarzeniem kryje, zapewne się nie dowiemy. Jest to jednak ostrzeżenie. Są siły sprytniejsze, być może niż sam Donald Trump, i one dziś są w ofensywie. Jednak to nie one muszą stanowić podstawę góry lodowej, której wierzchołkiem są zwykli ludzie. Były prezydent USA wie coś o tym, bo potrafi bronić istot tak zupełnie bez znaczenia dla macherów od porządku światowego jak dzieci nienarodzone. Nadziei, także w polityce, nie można opierać na człowieku. On jest zawsze słaby i omylny, choćby wydawało mu się, że jest Bogiem. Donald Trump do tej „boskości” na szczęście nie aspiruje.