Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

„Tusk ministrów uważa za idiotów i stawia na służby”. Platforma się chwieje

Upadek Jacka Protasiewicza, który nie wytrzymał psychicznie faktu, że wbił nóż w plecy Grzegorzowi Schetynie, to część degrengolady Platformy.

Tomasz Adamowicz
Tomasz Adamowicz
Upadek Jacka Protasiewicza, który nie wytrzymał psychicznie faktu, że wbił nóż w plecy Grzegorzowi Schetynie, to część degrengolady Platformy. Skompromitowani posłowie wiedzą, że Tusk nie może już ich wyrzucić, samorządowcy przed wyborami uciekają spod szyldu PO, a walki wewnętrzne przyczyniają się do lokalnych zwycięstw PiS. Tymczasem premier coraz mocniej stara się opierać na służbach specjalnych, stając się ich zakładnikiem - pisze "Gazeta Polska".
 

Grzegorz Schetyna nawet nie próbował udawać, że martwi go upadek Jacka Protasiewicza, który niedawno odsunął go od kierowania śląską PO. Zachowanie Protasiewicza nazwał kompromitującym Polskę, a pytany przez radio RMF, czy trzeba usunąć go sprzed oczu wyborców, stwierdził: – Jeżeli ktoś daje pretekst, to nie może liczyć na litość.

Tyle że w tej chwili niemal żadne kompromitacje posłów PO nie mogą im zaszkodzić. Słabnący Tusk, balansujący na granicy parlamentarnej większości, ministrem sportu zrobił przecież niedawno również znanego z alkoholowych ekscesów Biernata, bo stoi za nim pozwalająca mu trwać „spółdzielnia”.

„Tusk ministrów uważa za idiotów i stawia na służby”

Tusk zdaje sobie sprawę z własnej bezradności w ratowaniu wizerunku w podobnych sprawach, dlatego – zdaniem naszych rozmówców – stara się bronić zupełnie innymi metodami. Typowe dla okresu schyłkowego wielu rządów jest wzmocnienie znaczenia ludzi służb specjalnych w otoczeniu premiera. – Swoich ministrów Tusk uważa za idiotów i ma absolutnie dosyć bicia piany. Prywatnie cygara pali z Pawłem Grasiem i Bartkiem Sienkiewiczem. W ministerstwach trzyma zderzaki, które może dowolnie wymieniać i jeszcze chwalić się, że słucha opinii narodu, bo usuwa złych ministrów. Naprawdę obecnie zaś wszystko załatwia się z ludźmi ze służb. Tu nie ma bicia piany, jest wojskowy dryl. To na nich Tusk opiera swą słabnącą władzę – mówi nasz informator.

Przypomnijmy, iż Tusk nie ufał służbom choćby w czasie afery związanej z jego synem, który przyznał, że ojciec nie chce wielu rzeczy mówić, bo boi się podsłuchu. Potem jednak nastąpiły zmiany w kierownictwie ABW i SKW, które zwiększyły zaufanie premiera do służb.

To może jeszcze przez jakiś czas działać jako straszak w najważniejszych dla premiera sprawach, na dowód czego nasi rozmówcy wymieniają infoaferę z udziałem byłych współpracowników Schetyny. Pozostaje jednak nieskuteczne, gdy chodzi wspomniane tolerowanie zachowań kompromitujących i erozję partyjnych struktur.

Pies, ciul i łapówkarz

Psem, ciulem i łapówkarzem został nazwany w internetowych komentarzach Andrzej Piecha, niezależny wójt Ślemienia na Żywiecczyźnie. Jak ustaliła prokuratura, komentarze wpisane zostały z dwóch komputerów posłanki PO Małgorzaty Pępek. Dawniej takie zachowanie spowodowałoby zawieszenie posłanki, a już z całą pewnością odsunięcie jej w cień.

Tymczasem Pępek 19 lutego w imieniu klubu PO (!) referowała stanowisko w sprawie projektów ustawy o funduszu sołeckim. A potem pojawiła się publicznie w otoczeniu wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej. Do uratowania Pępek przyczyniła się też szybko prokuratura, która umorzyła sprawę ze względu na niską szkodliwość czynu.

Także wcześniejsze wybryki Protasiewicza, który stał się dla Tuska ważny jako narzędzie walki ze Schetyną, były wyciszane. Działacze PO wspominali anonimowo w mediach jego wybuch złości wobec europosłanki Elżbiety Łukacijewskiej, której zachowanie w jednym z głosowań nie spodobało się Protasiewiczowi. – Rozumiem, że jesteś tępa i zajmujesz się głównie decydowaniem, czy założyć buty płaskie czy na obcasie, ale dlaczego nie zagłosowałaś tak jak reszta? – miał zwrócić się do Łukacijewskiej poseł. Następnego dnia na przeprosiny przyniósł jej kwiaty.

Jak przyznają nasi rozmówcy, tolerancja dla wszelkich wybryków i niesubordynacji przypomina czasy końcówki rządów SLD po aferze Rywina. Wówczas przed upadkiem ratował go klub Romana Jagielińskiego, złożony z posłów, którzy z powodu skandali czy spraw prokuratorskich ze względów wizerunkowych musieli odejść ze swoich macierzystych klubów.

Wszystko to osłabia wolę uczestniczenia w kampanii wyborczej wielu działaczy i szeregowych członków. Lepiej, żeby PO wyraźnie przegrała eurowybory, bo to zmusi Tuska do rezygnacji z przywództwa i stworzy szansę na awans w partii dla nowych ludzi – tak myśli coraz większa część działaczy PO.

Poseł z Big Brothera gra na nosie Tuskowi

Jeszcze niedawno w PO niemal wszyscy bledli na myśl, że można okazać nieposłuszeństwo Tuskowi. Dziś władzom partii mogą grać na nosie nawet kompletnie nieznaczący posłowie. Odejście z PO, ale pozostanie w jej klubie parlamentarnym ogłosił znany z programu Big Brother Janusz Dzięcioł. Nie ukrywa on, że zamierza kandydować na prezydenta Grudziądza. Chce pozbawić tej funkcji miejscowego… szefa struktur PO Roberta Malinowskiego, prezydenta tego miasta od 12 lat. I w klubie partii rządzącej tak jawne wystąpienie przeciwko jej interesom jest tolerowane.

Do identycznej sytuacji doszło w Iławie, gdzie z członkostwa w PO zrezygnował poseł Adam  Żyliński. „To mój sprzeciw wobec tego, co działacze Platformy robią w samorządzie” – ogłosił otwarcie. Także on postanowił pozostać w parlamentarnym klubie PO, ale jednocześnie ogłosił, że zamierza wystartować na burmistrza Iławy „przeciwko lokalnym strukturom Platformy”. Co na to sama PO? „To świadczy o jego odpowiedzialności” – pochwaliła jego pozostanie w klubie Małgorzata Kidawa-Błońska.

Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika "Gazety Polska"

 



Źródło: Gazeta Polska

Piotr Lisiewicz,Magdalena Michalska