Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Bezprawne działania policji. Czy powstaje polski Berkut?

Rozbieranie w lesie, bicie pałką i użycie paralizatora. Lider manifestacji katowany przez tajniaków w kominiarkach.

Małgorzata Armo/Gazeta Polska
Małgorzata Armo/Gazeta Polska
Rozbieranie w lesie, bicie pałką i użycie paralizatora. Lider manifestacji katowany przez tajniaków w kominiarkach. To nie opisy działań ukraińskiego Berkutu, lecz polskiej policji wobec piłkarskich kibiców. Przyszli mordercy z Berkutu zaczynali identycznie – bijąc kibiców kijowskiego Dynama. Doświadczenie wtedy nabyte wykorzystali na Majdanie - pisze „Gazeta Polska”.

Jeszcze kilka lat temu ukraiński Berkut, powstały z sowieckiego OMON, kojarzył się w świadomości przeciętnego Ukraińca głównie ze starciami z kibicami piłkarskimi. W internecie zobaczyć można filmiki z 2010 r., gdzie berkutowcy, ku zadowoleniu spokojnych obywateli, rozprawiają się z „chuliganami”.

Gdy przyjrzymy się wielu nowym przepisom, ułatwiającym stosowanie przez policję przemocy, które weszły w życie za rządów Tuska, oraz eskalacji bezprawnych działań wobec piłkarskich kibiców, ogłoszonych wrogiem publicznym numer jeden, nie sposób nie dostrzec bardzo niepokojących analogii.

Czy wojna z „kibolami” to poligon, mający przygotować policyjne oddziały prewencji, następcę dawnego ZOMO, do przeprowadzenia przez prorosyjskie siły w Polsce wariantu siłowego?

Rozebrać się do naga i robić przysiady!

– Napadli nas w lesie. Bili, poniżali, kilkunastoletnim chłopakom kazali rozebrać się do naga – tak brutalną akcję policji z września 2013 r. opisują kibice Hutnika Warszawa. Gdy jeden z nich zapytał, za co są zatrzymani, otrzymał pierwszy cios, później w ruch poszły paralizator, pałki policyjne i teleskopowe. Bito ich przy akompaniamencie wulgarnych odzywek. Dwóm chłopcom kazano rozebrać się do naga – jak opozycjoniście z Majdanu – i robić przysiady.

Obdukcja jednego z kibiców wykazała m.in. „okularowe zasinienie obu oczu barwy sinawej”, „zmasowane zasinienie na obu pośladkach i udach barwy ciemno-sinawej”, a nawet „podejrzenie złamania stawu łokciowego”. Reprezentująca go mecenas Dominika Daniluk nie ma wątpliwości. – Mój klient ma obrażenia twarzy, podbite oczy, siniaki na całym ciele. To nie są ślady po próbach obezwładnienia przez policjantów. Ten mężczyzna był bity. Także po twarzy, a tego już nie da się wytłumaczyć rzekomym stawianiem oporu – mówi w rozmowie z „GP”.

Rozerwana twarz, naderwane ucho, krwawe wybroczyny

3 kwietnia 2011 r. Kibice Avii Świdnik zbierają się na pl. Konstytucji 3 Maja. Tego dnia ma się odbyć mecz Avii z Chełmianką Chełm. Atmosfera jest wyśmienita. Około 100 osób rozmawia, żartuje, bawi się. Z miejsca zbiórki kibice udają się na oddalony o 100 m od placu dworzec.

Z policją ustalili, że pojadą na mecz pociągiem. Zostawili swoje dane osobowe. Policja zrobiła im zdjęcia i poinformowała, że jest dla nich przygotowany specjalny wagon. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wchodząc na dworzec, zdziwieni kibice zobaczyli, że na górce tuż obok dworca stoją uzbrojone po zęby zwarte oddziały prewencji. Nie byli to jednak znani im lokalni funkcjonariusze, tylko specjalna grupa przywieziona z Lublina. Bo w tym samym pociągu mają jechać kibice Motoru.

W momencie, kiedy pociąg wjeżdżał na stację, kibice zaczęli iść w stronę przygotowanego dla nich wagonu. Nagle drogę zagrodziły im oddziały prewencji. Lubelska policja bez opamiętania zaczęła strzelać do nich gumowymi kulami. Bez ostrzeżenia, bez pierwszego strzału w powietrze, z kilku metrów. Funkcjonariusze celowali nie tylko w nogi, lecz także w brzuch, klatkę piersiową i głowę. Kilka zakrwawionych osób padło na bruk. Niektórym kibicom puściły nerwy i w stronę policji poleciało kilka kamieni.

Jednemu z chłopaków kula rozerwała pół twarzy. Poraniona twarz, opuchnięta krtań, naderwane ucho, krwawe wybroczyny – to niektóre z obrażeń doznanych przez kibiców.

Tak w sprawie kibiców Hutnika Warszawa, jak i Avii Świdnik, policja wszystkiemu zaprzecza, a „dociekliwe” media przestają interesować się sprawą, to przecież tylko „kibole”, a więc bandyci.

Piotra Staruchowicza dane wrażliwe

Czy powyższe opisy to jednostkowe przypadki niewłaściwego zachowania lokalnych funkcjonariuszy? Sprawa pobicia Piotra Staruchowicza dowodzi, że te decyzje podjęto na centralnym szczeblu. Po zatrzymaniu przez policję w 2011 r. został on skatowany przez funkcjonariuszy.

Jak relacjonował w rozmowie z „Gazetą Polską”, bicie go rozpoczął ówczesny szef wydziału ds. walki z przestępczością pseudokibiców Jerzy Pamuła. Stanął nad nim i z odległości 30 cm zaczął mu ubliżać. Gdy „Staruch” zapytał go, czy skończył jakąś wiejską szkołę teatralną, uderzył go kilka razy i obiecał: „Tak? To zobaczymy!”. Po ponad godzinie przyjechało kilku policjantów w pełnym umundurowaniu i kominiarkach. „Sie masz, Staruch, sorry, że musiałeś tyle na nas czekać!” – powiedzieli. Bili go po twarzy, żebrach i plecach. Potem zaciągnęli go do busa, wrzucili twarzą do ziemi z rękami skutymi z tyłu i bili przez całą drogę do szpitala na Solcu. Nie przestali nawet przed drzwiami gabinetu lekarza, gdzie dostał parę ciosów kolanem w żebra.

Gdy „Staruch” trafił do aresztu, „Gazeta Polska” postanowiła dowiedzieć się, czy prawdą są docierające do „GP” informacje o pobiciu. „Gazeta Polska” usłyszała kuriozalną odpowiedź. – Nie mogę powiedzieć, czy osadzony ma obrażenia. To dane wrażliwe dotyczące jego zdrowia – powiedziała „Gazecie Polskiej” rzecznik więziennictwa Luiza Sałapa.

Zmarły ostatnio senator Zbigniew Romaszewski z PiS, wybitny obrońca praw człowieka z czasów PRL, który odwiedził „Starucha” w areszcie i ujawnił fakt pobicia, padł wówczas ofiarą nagonki mediów nazywających polityka obrońcą bandyty.

Całość artykułu w najnowszym tygodniku „Gazeta Polska”

W tym numerze „Gazety Polskiej” także nowa płyta „Niewygodna prawda 2 / Burza 2014” rapera Tadka. "W cenie dostępnej dla zwykłego słuchacza rapu, o równowartości 2–3 piw – za 6,90 zł" - pisze Piotr Lisiewicz.

 



Źródło: Gazeta Polska

Piotr Lisiewicz