Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Fotyga o ochronie granic za PiS: Frontex nas chwalił, a ówczesna opozycja torpedowała nasze działania

W rozmowie z naszym portalem europoseł PiS Anna Fotyga stwierdziła, iż nie jest zwolenniczką przenoszenia kompetencji obrony granic na poziom Unii Europejskiej. Dlatego że – jak dodała - najlepiej radzą sobie ci, którzy mobilizują się w ramach własnego państwa.

Anna Fotyga
Anna Fotyga
fot. Konrad Falecki - Gazeta Polska

W kończącej się już kadencji Parlamentu Europejskiego mówiono o tak zwanej Unii Obronnej. Chciałem Panią prosić o przybliżenie tego pomysłu.

O „Unii Obronnej” rozmowa rozpoczęła się już bardzo dawno. Od wielu lat promotorem tej idei są wszystkie rządy Francji i kolejni prezydenci tego kraju.

Niezależnie od opcji politycznej. Ale ta koncepcja cieszy się ogromnym poparciem w bardzo wielu krajach. Przede wszystkim w Niemczech. Emanacją tego poparcia jest wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony Unii Europejskiej. Owa polityka nie przybrała jednak form regularnej unijnej polityki w tym sensie, że nie stała się kompetencją wspólnotową. Pozostając kompetencją w przeważającej mierze poszczególnych państw członkowskich.

Jednak przegłosowany już w mijającej kadencji wniosek o zmianę traktatów, czyli przejście do głosowania większościowego w wielu obszarach, to znaczący krok w kierunku Unii Obronnej.

Dodam tu, że od zawsze jestem przeciwniczką przejęcia przez Unię Europejską (UE) kompetencji obronnych państw członkowskich. To się kłóci chociażby z indywidualnym członkostwem w NATO. Tymczasem, jak słyszymy o tym, że NATO powinno wzmocnić filar europejski, to bardzo wielu polityków rozumie owe słowa w taki sposób, że Unia Europejska powinna większością głosów decydować o tym, co Europa będzie robiła w ramach NATO. Co na razie jest niemożliwe. Bo wciąż obowiązuje Traktat Waszyngtoński. Zgodnie z ni, każde państwo indywidualnie jest członkiem NATO. I my dbamy o to, żeby Unia Europejska nie starała się być konkurencją w stosunku do NATO - najważniejszego światowego sojuszu obronnego. Z całą pewnością zaś najważniejszego dla nas: dla Polski i dla całego regionu.

Czy w przyszłej kadencji możliwym jest, aby jednak – mimo wszystko – ta wspólna polityka unijna przybrała już pewien zdecydowany kształt, np. armii europejskiej? Zdaje się, że pan minister Sikorski wspominał coś na ten temat!

Musimy zrobić wszystko, żeby to nie doszło do skutku. Jestem osobą, która należy do grona tych posłów do Parlamentu Europejskiego, którzy są uważani za zaangażowanych przede wszystkim w sprawy bezpieczeństwa. I wyrażam daleko idący sceptycyzm wobec koncepcji armii europejskiej.

Głównie z tego powodu, że nawet obecnie, gdy trzeba wysyłać wspólne misje natowskie, nie ma na to chętnych. Trudno skompletować owe misje.

Chociaż jest to całkowicie dobrowolne. Przykładem: niezrealizowana misja mająca monitorować granicę ukraińsko-rosyjską. Chociaż już wiele lat temu Ukraina coś takiego postulowała, apelując do Unii Europejskiej. A ta misja nie powstała dlatego, że wiele państw członkowskich po prostu nie chciało drażnić Rosji.

Biorąc to wszystko pod uwagę, nie widzę możliwości realizacji prób nawet doraźnych działań i współpracy międzyrządowej. Nie mówiąc już o tym, aby szansę realizacji miała inna, niż natowska, konstrukcja międzynarodowej obrony.

A jak obecnie wygląda sprawa ochrony unijnych granic przed emigrantami? Za tę ochronę odpowiada Unia Europejska mająca Frontex – Europejską Agencję Straży Granicznej i Przybrzeżnej. Agencję obdarzoną jednak dość małymi kompetencjami.

Frontex dysponuje niewielkimi siłami. Unia Europejska chciałaby je wzmocnić. Ale my dawaliśmy sobie radę niezależnie od Fronteksu. Szybko stwierdziliśmy, że na naszej granicy z Białorusią są podejmowane działania hybrydowe wymagające natychmiastowej reakcji. W efekcie czego rząd podjął błyskawiczne decyzje. I w naszym gronie nikt ich nie podważał. Tymczasem wewnątrz Unii Europejskiej słyszałam bardzo różne głosy. A ze strony obecnie rządzącego obozu, a wówczas opozycji, były działania wręcz torpedujące. Podczas gdy Frontex – po przeanalizowaniu polskich działań – polskiemu rządowi wystawił de facto „laurkę”: bezmiernie chwalił jego działania.

Dodam tu, że w poprzednich latach Polska mocno angażowała się w pomoc międzyrządową. To znaczy, niezależnie od sił, którymi dysponował Frontex, wysyłaliśmy własne siły po to, aby wspomóc inne państwa członkowskie Unii Europejskiej (takie jak Grecja, Włochy czy Węgry) w ich działaniach chroniących własne terytoria przed nielegalną migracją. I te działania cieszyły się olbrzymim uznaniem.

Problem więc nie leży w kompetencjach instytucji. Tkwi natomiast w sile woli obrony przed realnymi zagrożeniami. I też w wynikającej z doświadczeń historycznych umiejętności szybkiej diagnozy tych zagrożeń. Bardzo wątpię, żeby urzędnicza instytucja – zwłaszcza zlokalizowana w Brukseli – potrafiła „zza biurka” takie zagrożenia identyfikować szybciej niż ci, których zagrożenie bezpieczeństwa bezpośrednio dotyczy.

Z tym, o czym do tej pory rozmawialiśmy, łączy się problem Paktu Migracyjnego i w ogóle postawy wobec emigrantów spoza UE. Co powinno się zrobić w tych sprawach?

Nie ma wątpliwości, że wielkie przemieszczenia ogromnej liczby ludności po prostu następują. I to w skali świata. Na wszystkich kontynentach. Więc ten problem będzie stale występował. Ale z całą pewnością jego rozwiązanie nie polega na tym, żeby wszystkich przemieszczających się przyjmować na terytorium państw członkowskich Unii Europejskiej. Na pewno też nie polega na tym, żeby karać wielkimi kwotami tych, którzy takiemu przyjmowaniu się przeciwstawiają. Natomiast należy wzmocnić ochronę granic. Trzeba również wspomagać państwa będące naszymi partnerami. A więc państwa pochodzenia migrantów. Miejsca, w których występują kryzysy. I liczba tych kryzysów jest ogromna. Więc nie mamy się co się łudzić: ten problem będzie istniał. I będziemy musieli sobie z nim radzić. Tylko pamiętajmy, że najlepiej radzą sobie ci, którzy mobilizują się w ramach własnego państwa. I dlatego nie jestem zwolenniczką przenoszenia kompetencji obrony granic na poziom Unii Europejskiej. A tak zwana przymusowa solidarność to już w ogóle skandal! Od zawsze jesteśmy temu przeciwni! I przypomnę tu, że w Unii Europejskiej nie było żadnego postulatu, aby wyrażać solidarność wobec Polski wtedy, gdy przyjmowała olbrzymią falę uchodźców z Ukrainy. Ta solidarność – powiedziałabym – rodziła się w wielkich bólach. I raczej bez zrozumienia dla ciężarów, które ponosiła Polska jako państwo.

A jakie ma Pani plany na następną kadencję w Europarlamencie? Co chciałaby Pani tam osiągnąć? Zrealizować? 

Nie ma wątpliwości, że będę się przeciwstawiała wszystkim tym rzeczom, które od zawsze są przedmiotem mojego zainteresowania. Jestem też oczywiście przeciwniczką zmian traktatów. Uważam, że obecny poziom integracji europejskiej odpowiada poziomowi dostosowania państw członkowskich do współpracy. Głębsza integracja wyraża raczej wolę dominacji niż większej współpracy państw. A przeciwstawiająca się tej głębszej integracji Polska w wielu sytuacjach była przedmiotem wręcz pewnego ostracyzmu. Zupełnie nieuzasadnionego. I niesłusznego. Wspomniany ostracyzm stanowił efekt braku docenienia naszych wysiłków na rzecz współpracy. Mimo tego zawsze będę pogłębiała współpracę w regionie Europy Wschodniej. Bo to jest przedmiot mojego szczególnego zainteresowania. Także jeżeli chodzi o przeciwstawianie się agresywnej postawie Federacji Rosyjskiej. Co robię już od lat.

A jeżeli chodzi o nowe postanowienie, to chociaż zawsze angażowałam się w rozwiązywanie problemów mojego regionu: Pomorza, to wciąż dostrzegam tam wiele takich spraw, które wymagałyby znacznie poważniejszego zaangażowania.Chcę też kontynuować wsparcie dla czystości Bałtyku. Bo to była jedna z takich moich „flagowych” spraw.

Wykorzystuję też forum Parlamentu Europejskiego do przedstawiania polskiej historii. I myślę, że robię to w skali, która może być konkurencyjna wobec wysiłków bardzo wielu instytucji. I biorąc pod uwagę fakt, że spowodowałam wypromowanie postaci rotmistrza Pileckiego na poziomie Parlamentu Europejskiego, chcę tą świetlaną postać niejako -  przepraszam za to nieadekwatne słowo – dalej „wykorzystywać”. Bo uważam, że przykład rotmistrza Pileckiego jest unikalnym sposobem prezentacji tych strasznych tendencji w historii, które nie powinny pojawiać się we współczesnym świecie. Nawet w postaci jakoś zmodyfikowanej!

Dodam jeszcze, że bardzo blisko współpracowałam z Instytutem Pileckiego. Z panią minister Magdaleną Gawin, która już nie kieruje tym Instytutem. A moim zdaniem, kierowała bardzo dobrze! Na poziomie Parlamentu Europejskiego organizowałam więc wiele historycznych przedsięwzięć i nadal będę to robiła. Współdziałając z różnymi instytucjami. Przede wszystkim z Instytutem Pamięci Narodowej!

               

 



Źródło: niezalezna.pl

Eryk Łażewski