Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Za złą sytuację w służbie zdrowia odpowiada rząd. Tę patologię trudno wyleczyć

- Władza szuka winnego chaosu w służbie zdrowia. Znaną od dawna metodą złodziejską jest krzyczeć: „łapaj złodzieja”. To jeden z najlepszych sposobów, by odwrócić od siebie uwagę.

Tomasz Gzell/PAP
Tomasz Gzell/PAP
- Władza szuka winnego chaosu w służbie zdrowia. Znaną od dawna metodą złodziejską jest krzyczeć: „łapaj złodzieja”. To jeden z najlepszych sposobów, by odwrócić od siebie uwagę. Część mediów, które sprzyjają władzy, podejmuje to zadanie. Stąd obecna akcja, która ma znamiona nagonki na środowisko lekarskie – mówi Konstanty Radziwiłł, lekarz, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, w rozmowie z Joanną Lichocką („Gazeta Polska”).

Pana środowisko zawodowe nie ma dobrej passy. Niemal co dzień słyszymy, że ktoś umarł, bo lekarz nie udzielił pomocy.

Liczba zarzutów stawianych lekarzom jest sztucznie nakręcana. Bardzo łatwo jest rozpętać histerię przeciw nim. To jak stóg siana ‒ można podejść z zapałką i od razu cały zapłonie. Zdrowie i życie to najważniejsze wartości, rozdmuchanie wokół nich emocji jest proste. Pacjenci często przychodzą do lekarza, oczekując na cud, a gdy go nie ma, trudno im przyjąć do wiadomości, że mimo iż zrobiło się wszystko, co było możliwe, są powikłania, niemożność wyleczenia choroby, czasem śmierć. Pytają: dlaczego? Szukają przyczyny. Jeśli znajdzie się ktoś, kto umyślnie podkręca ich wątpliwości, mówi: to na pewno czyjaś wina, ktoś niedbale podszedł do swoich obowiązków ‒ są skłonni w to wierzyć. Zapominają, że jeśli na przykład szczycimy się jedną z najniższych w świecie śmiertelnością okołoporodową noworodków, to nie znaczy, że tej śmiertelności w ogóle nie ma.

Ale przykład z Włocławka, gdzie umarło dwoje zdrowych dzieci, bo na czas nie przeprowadzono cesarskiego cięcia, pokazuje, że jest strasznie.
Nie chciałbym koncentrować się na tym przykładzie, bo przecież toczy się w tej sprawie śledztwo i dochodzenia różnych instytucji, więc trzeba poczekać na ich wynik. Nikt nie twierdzi, że lekarze powinni być objęci jakimś immunitetem w zakresie swoich zadań zawodowych. Śledztwo trzeba przeprowadzić, także dochodzenie prowadzone przez samorząd lekarski w zakresie odpowiedzialności zawodowej. Bo to kwestia ustalenia, czy ktoś popełnił błąd, i wyciągnięcia wniosków na przyszłość, aby tego typu zdarzenia nie miały miejsca. Ale nie wolno generalizować na przykładzie jednej tragedii.

Media mówią o wielu podobnych zdarzeniach. Mamy do czynienia z nagonką na lekarzy?
Bez wątpienia budowana jest atmosfera histerii wokół służby zdrowia i wokół lekarzy, którzy jakoby są niedbali, nieoduczeni, leniwi, zdemoralizowani i gonią tylko za kasą.

Czemu akurat teraz?
Nie mam na to bezpośrednich dowodów, ale wydaje mi się, że czas, w którym histeria jest wzniecana, nie jest przypadkowy. Powszechna opinia o systemie ochrony zdrowia jest bardzo zła, nie dlatego jednak, że pracują w nim źli lekarze, lecz że źle go zaplanowano. Jest niedofinansowany i źle zorganizowany. Nikt o zdrowych zmysłach nie oskarża lekarzy o to, że są do nich długie kolejki. To po prostu wina polityków.

Ba, Ewa Kopacz, gdy była jeszcze ministrem zdrowia, mówiła, że kolejki to dowód, iż lekarze są dobrzy, a służba zdrowia świetna, skoro jest tylu chętnych na wizyty…
Większość osób, które obserwują system ochrony zdrowia lub mają z nim do czynienia, wie, że on po prostu źle działa. Widać również wyraźnie, że kierownictwo Ministerstwa Zdrowia nie umie sobie z tym poradzić. Już nawet nie chodzi o to, że premier nakazuje ministrowi skrócić kolejki w trzy miesiące, bo to brzmi jak żart, nawet trochę w złym guście. Z dnia na dzień niczego naprawić się nie da. Ale, co gorsza, nie ma żadnej wizji, żeby dokonać jakichś pozytywnych zmian w systemie ochrony zdrowia.

A te wszystkie pakiety ustaw, reformy, „mapa drogowa”?
Ostatnia poważna debata na temat wizji zmian w służbie zdrowia odbyła się sześć lat temu, kiedy doszło do tzw. białego szczytu. Brali w nim udział przedstawiciele wszystkich zawodów medycznych, zarządzających placówkami opieki zdrowotnej, pacjentów, samorządów, przemysłu medycznego oraz polityków. Kilka tygodni spotkań, podczas których ogromna grupa ludzi wiedzących dużo na temat zdrowia wypracowała wiele dezyderatów. Byłem jednym z tych, którzy formułowali ostateczne wnioski. Opracowaliśmy długą listę spraw, które powinny być załatwione, ale także propozycje, jak to zrobić. Ze strony rządzących była zgoda, że trzeba opracować sposób wzrastania składki na ubezpieczenie zdrowotne i że należy poszukiwać także innych źródeł finansowania, jak dodatkowe ubezpieczenia czy opłaty wnoszone przez pacjentów. Były różne odważne propozycje. Na zakończenie konferencji premier obiecał realizację tych ustaleń – w tym stopniowy wzrost składki zdrowotnej. I od tamtego czasu nie zdarzyło się nic. Ogromny wysiłek dziesiątek osób właściwie poszedł na marne.

Bo to był PR, panie doktorze. Biały szczyt i zatroskany premier ‒ to nieźle wyglądało w telewizji.
Z naszej strony, społecznej, to nie był PR. Naprawdę ciężko pracowaliśmy, żeby stworzyć wspólny, możliwy do przyjęcia przez różne strony realistyczny projekt rozłożonych w czasie zmian w ochronie zdrowia. Tymczasem nie dość, że nie zrealizowano niczego z tych ustaleń, to weszło w życie wiele kontrowersyjnych rozwiązań, takich jak ustawa o działalności leczniczej, która w znacznej mierze wymusza komercjalizację i otwiera drogę do prywatyzacji publicznych placówek opieki zdrowotnej. Albo ustawa o refundacji leków, która zmusza lekarzy, aby leki przepisywać nie według wskazań medycznych, lecz według zupełnie innych, niezrozumiałych, czasem wręcz niezgodnych z wiedzą medyczną przepisów administracyjnych.

Na przykład?
Decydować mają kryteria refundacyjne. Jeśli lek jest przez urzędnika zapisany na liście refundacyjnej w danym schorzeniu, to mogę go przepisać. Jeśli mimo wskazań medycznych na liście akurat w kontekście tej choroby leku nie ma, NFZ nie zrefunduje leczenia. Nie ma to nic wspólnego ze skutecznością kuracji. To tylko jedna ze spraw będących przykładem chaosu, który szkodzi chorym. Wydaje się, że władza szuka winnego tego stanu rzeczy. Znaną od dawna metodą złodziejską jest krzyczeć: „łapaj złodzieja!”. To jeden z najlepszych sposobów, by odwrócić od siebie uwagę. Wydaje się, że część mediów, które sprzyjają władzy, niestety podejmuje to zadanie. Stąd obecna akcja medialna, która ma znamiona nagonki na środowisko lekarskie. Zresztą, poza tymi celami politycznymi są i inne, bardzo proste – zwiększenie sprzedaży czy większa oglądalność.

Jakie są trzy najważniejsze sprawy, które trzeba zmienić od razu?
System powinien być lepiej finansowany i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Polacy muszą mieć świadomość, że dobra opieka zdrowotna po prostu kosztuje. Nie dlatego, że lekarze chcą wciąż więcej zarabiać, tylko dlatego, że kosztują leki, wyposażenie, sprzęt, utrzymanie szpitali itd., a także odpowiedni personel niezbędny do udzielania fachowej pomocy.

Ale lekarze zarabiają więcej niż kiedyś.
Rzeczywiście, w tej chwili wielu lekarzy zarabia całkiem nieźle, ale trzeba mieć świadomość, że w związku z tym przestali wyjeżdżać z Polski. Był przecież czas (lata 2004‒2007), kiedy wyjeżdżało 2,5 tys. lekarzy rocznie. A dzisiaj mniej niż dwustu. To zasadnicza różnica, a musimy pamiętać, że w Polsce jest za mało lekarzy. Ale, wracając do pani pytania o drogi do naprawy systemu, główny postulat, to więcej odpowiedzialności państwa za ochronę zdrowia.

Idea rządzących jest odwrotna – państwa jak najmniej.
Trzeba opracować sieć potrzeb i tego, co funkcjonuje w obszarze ochrony zdrowia na danym terenie. W niektórych miejscach jest kilka konkurujących ze sobą placówek, starych i nowych, w innych na mapie są białe plamy. Trzeba także poprawić koordynację opieki zdrowotnej. Dziś pacjent z podejrzeniem nowotworu dostaje skierowanie na badania, czeka na nie, w końcu udaje mu się je zrobić, wreszcie wyniki potwierdzają podejrzenie. I koniec. Pacjent wraca do swojego lekarza, teraz ten kieruje go na leczenie. I zaczyna się wędrówka od początku. Znów trzeba czekać, bo okazuje się, że leczenie prowadzi inna placówka niż ta, która przeprowadziła badania. Ta patologia jest wpisana w system.

Całość wywiadu w tygodniku „Gazeta Polska”

 



Źródło: Gazeta Polska

Joanna Lichocka