PiS – ponieważ ma najwięcej posłów i najmniej szans na dalsze rządzenie. KO – bo jest najsilniejszą partią, która zapewne utworzy rząd, ale kolejny raz ma mniej posłów niż PiS. Trzecia Droga, ponieważ odniosła największy i niespodziewany sukces w stosunku do sondaży, lecz kilka ważnych dla PSL spraw stoi w poprzek programów reszty potencjalnych partnerów. Lewica, ponieważ po 18 latach wraca do rządu, ale wraca osłabiona. Wreszcie mamy Konfederację, która poprawiła stan posiadania, ale nie spełniła wygórowanych oczekiwań jej liderów.
Wśród części prawicowych komentatorów pojawiają się pomysły, by próbować stworzyć koalicję z ludowcami, z którymi faktycznie można znaleźć dużo punktów wspólnych. Niestety rachuby te wydają mi się niezbyt realistyczne z co najmniej dwóch powodów. Pierwsza przyczyna prawdopodobnej porażki takich negocjacji leży w dużym stopniu po stronie samego PiS. Choć w partii Jarosława Kaczyńskiego nie brakuje ważnych polityków mających korzenie w PSL (przede wszystkim mowa tu o Zbigniewie Kuźmiuku i Januszu Wojciechowskim), to po 2015 r. PiS nie szukało z PSL porozumienia, traktując terytorium ludowców jak tereny łowcze. Sprawdzało się to, jeśli chodzi o elektorat, równocześnie jednak budziło niechęć nawet tych działaczy, którzy byliby skłonni myśleć o współpracy.
W 2019 r., również na tych łamach, postulowałem, by wykorzystać fakt obecności w sejmie partii opozycyjnych, lecz nieprzywiązanych do idei „opozycji totalnej” (PSL, Lewica, Konfederacja), by tworzyć z nimi okazyjne sojusze przy konkretnych sprawach i ustawach nawet wtedy, gdy nie wymaga tego sejmowa arytmetyka. Ułatwiałoby to pracę w Senacie, lecz przede wszystkim wyciągało te siły polityczne z orbity KO. Ale do takich prób nie doszło – w efekcie dziś, gdy jest to potrzebne do ewentualnego zachowania władzy, nie ma z kim rozmawiać o koalicjach.
Z drugiej jednak strony PSL jest partią III RP ze wszystkimi wadami, partią, której słynna polityczna obrotowość dotąd sprowadzała się do establishmentowej lewicy lub takich też liberałów – zdarzył się jednak zapomniany wyjątek w postaci poparcia Lecha Kaczyńskiego w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2005 r., za którym nic już później nie poszło. To wszystko sprawia, że pomimo deklaracji konserwatywnych to PO i Lewica są dla nich naturalnymi, choć trudnymi partnerami.
Koalicja rządowa PiS z PSL pozwoliłaby zapewne uratować wiele spraw dla Polski ważnych, lecz zdolności naprawy państwa miałaby zapewne ograniczone bardziej niż koalicja AWS-UW. Czy więc taka gra jest w ogóle warta świeczki? Zapewne tak, ponieważ do stracenia jest szalenie dużo. Od szeregu inwestycji infrastrukturalnych i energetycznych, poprzez kwestie imigracyjne i geopolityczne, aż do świadczeń socjalnych – tyle że choćby w przypadku tych ostatnich to PSL wraz z Hołownią najgłośniej mówi o „końcu rozdawnictwa”, a ruch Polski 2050 jest najsilniej nasycony przedstawicielami struktur siłowych z czasu apogeum „resetu”.
Co prawda Trzecia Droga miała być z założenia drogą dwupasmową i rozjechać się po wyborach do dwóch klubów, ale trudno liczyć na rozbicie tego sojuszu. Do tego z samymi ludowcami może brakować „szabel” do większości. Nie oszukujmy się: rozważania o podbieraniu i przekonywaniu posłów miały dużo większą rację bytu, gdy zakładaliśmy, że w partyjnych i parlamentarnych układankach potrzeby Zjednoczonej Prawicy sprowadzać będą się do kilkunastu, a nie 37 posłów, jak okazało się po ogłoszeniu ostatecznych wyników.
Prawie wszystko wskazuje więc na to, że PiS nie będzie miał, z kim wejść w koalicję, większość stworzy skłócona pod względem kwestii socjalnych i światopoglądowych, lecz mająca stabilną przewagę opozycja z lat 2015–2023. Na początku tego tekstu wskazałem już, dlaczego każda partia z obecnych w nowym Sejmie znajduje się w sytuacji dla siebie kłopotliwej – nawet jeśli oficjalnie świętuje sukces.
Potencjalna przyszła koalicja rządząca bije już rekordy tempa rezygnacji z obietnic. Wyprawa Donalda Tuska po KPO zapowiedziana na dzień po wyborach w złożonej uroczyście w Sopocie obietnicy okazała się więc „przenośnią”, a obecny w hasłach najpierw PSL, a potem całej Trzeciej Drogi dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców błyskawicznie zmienił się w czasowe i warunkowane trudną sytuacją zawieszenie składki. Niejasne są losy świadczeń socjalnych, choć jakaś forma ich ograniczenia jest właściwie pewna. Wraca też temat paktu migracyjnego – politycy między wierszami sugerują, że problem nielegalnych imigrantów rozwiązać może ich legalizacja.
Ponadto mamy tlący się już mocno konflikt na linii PSL–Lewica, dotyczący kwestii obyczajowych. Władysław Kosiniak-Kamysz w niespełna trzy dni znów stał się dla części sympatyków opozycji „tygryskiem”, gdy zapowiedział, że nie pozwoli na wpisanie aborcji i kilku innych spraw do umowy koalicyjnej. Spowodowało to publiczne starcie w internecie między ludowcami.
To właśnie te spory i napięcia będą w najbliższym czasie najciekawsze. Jest oczywiste, że ich trwanie i nagłaśnianie jest w interesie PiS. Nie tylko jednak tej partii, ale też całej Polski. W arcyciekawym wpisie w mediach społecznościowych redaktor Wojciech Mucha przedstawił teorię, w myśl której Donald Tusk zgodnie ze swoimi zapowiedziami planuje w ciągu 400 dni „sprzątać Polskę żelazną miotłą”. Dokładnej zaś łamać opór wobec interesów niemieckich, by po tym czasie wyznaczyć w kraju następcę, a samemu stanąć na czele dalszej unijnej integracji pod dyktando Berlina, zastępując na stanowisku Ursulę von der Leyen.
Kto w tego typu koncepcję nie wierzy, ten i w tę nie uwierzy. Za rok z kawałkiem będziemy ją mogli zweryfikować, oczywiście jeśli Tusk zostanie premierem. Na razie sprawy trochę się komplikują – obietnice upadają, KO i Trzecia Droga ponoć już kombinują, jak pozbyć się Lewicy, która chyba jako jedyna mogłaby mocno się stawiać przy ich realizacji. Pojawiają się wreszcie komentarze wyborców, którzy po pierwszej euforii zaczynają odkrywać, że wybór przynosi konsekwencje, a w perspektywie pojawiają się praca w niedzielę, większe bezrobocie, zmiana retoryki wobec migrantów – a przecież nowa większość sejmowa nie zdążyła jeszcze nawet wypuścić w świat zbyt wielu kandydatów do giełdy nazwisk.