U podstaw długofalowej agresji skierowanej przeciw Warszawie tkwi nienawiść Putina do Polaków, nieustępująca w intensywności nienawiści Stalina do naszego narodu. W swoich kalkulacjach opierał się on na przekonaniu, że istnieje w RP wpływowa grupa społeczna posiadająca potencjał zdrady narodowej, identyfikowana z tą częścią elit, które uległy głębokiej sowietyzacji w czasie rządów Moskwy w Warszawie. Skalę zjawiska duchowego rabstwa (od ros. rab – niewolnik) wobec Rosji ujawnił zamach smoleński - pisze Piotr Grochmalski w "Gazecie Polskiej".
Niebezpiecznym sygnałem, który ukazał destrukcyjny charakter owej społeczności, była agresja, z jaką środowisko to zareagowało na budowę zapory na granicy polsko-białoruskiej w momencie eskalacji przez Putina wojny hybrydowej wymierzonej w nasze państwo.
„Washington Post” ujawnił 18 sierpnia, że polskie służby udaremniły rosyjską operację, która „stanowiła najpoważniejsze rosyjskie zagrożenie na terytorium NATO od czasu rozpoczęcia przez Moskwę inwazji na Ukrainę w zeszłym roku”. Agenturalna siatka miała m.in. wysadzać pociągi z transportami broni. Ta najstarsza i największa gazeta w Waszyngtonie stwierdza, iż „celem Rosji było zakłócenie korytarza transportowego (…), którym dostarczane jest ponad 80 proc. sprzętu wojskowego przewożonego na Ukrainę”.
Tymczasem zanim jeszcze Putin zaatakował Ukrainę 24 lutego 2022 roku, Rosja już prowadziła pełnoskalową wojnę hybrydową z Polską (jej początki sięgają 2004 roku, gdy Warszawa entuzjastycznie wsparła pomarańczową rewolucję w Kijowie). Pozornie jest to mniej niebezpieczna forma agresji od pełnoskalowego konfliktu militarnego.
Ale w wojskowej doktrynie Federacji Rosyjskiej tego rodzaju działania mają charakter fundamentalny. Chodzi o stopniowe, skuteczne zniszczenie woli oporu narodu oraz doprowadzenie do jego dezintegracji i anarchizacji. U podstaw owej długofalowej agresji skierowanej przeciw Warszawie tkwi nienawiść Putina do Polaków, nieustępująca intensywności nienawiści Stalina do naszego narodu.
W swoich kalkulacjach opierał się on na przekonaniu, że istnieje w RP wpływowa grupa społeczna zachowująca potencjał zdrady narodowej, identyfikowana z tą częścią elit, które uległy głębokiej sowietyzacji w czasie rządów Moskwy w Warszawie. Skalę tego zjawiska duchowego rabstwa (od ros. rab – niewolnik) wobec Rosji ujawnił zamach smoleński. Niebezpiecznym sygnałem, który ukazał destrukcyjny charakter owej społeczności, była agresja, z jaką środowisko to zareagowało na budowę zapory na granicy polsko-białoruskiej w momencie eskalacji przez Putina wojny hybrydowej wymierzonej w nasze państwo.
Maciej Wąsik, wiceszef MSWiA, na Twitterze dokonał porównania postawy polskich, litewskich i łotewskich parlamentarzystów w sprawie postawienia na granicy z Białorusią muru. Głosy przeciw: na Łotwie – zero, na Litwie – 1, a w Polsce 174. Jak stwierdził: „To się samo komentuje”.
Jednak sprawa wygląda jeszcze dramatyczniej – bo nawet wszystkie ugrupowania w fińskim parlamencie, mimo dziesięcioleci polityki zginania karków wobec Rosji, jednogłośnie wsparły budowę muru na granicy z FR. A w przypadku Finlandii decyzja o budowie zapory zapadła już w 2016 roku.
Oczywiście totalna opozycja w naszym państwie oficjalnie potępia agresję Putina na Ukrainę, ale takie fakty jak wynik owego głosowania ujawniają radykalnie inny obraz – spójny z postawą ich lidera, Donalda Tuska. Jest jedynym wpływowym, czynnym politykiem europejskim, który nie był dotąd w Kijowie, aby na miejscu rozpoznać kwestie kluczowe dla bezpieczeństwa Polski. Przeraża jego brak jasnej koncepcji bezpieczeństwa narodu i państwa wobec tego największego zagrożenia ze strony Rosji od czasu upadku sowieckiego imperium.
Jest to zrozumiałe. Bo przecież putinowska piąta kolumna w Polsce stała za potężnym programem rozbrajania polskiej armii, który z radością przyjmowany był na Kremlu.
Donald Tusk, jako premier, złamał fundamenty naszego bezpieczeństwa, a także brutalnie potraktował konstytucję, która stwierdza w art. 5, iż RP „strzeże niepodległości i nienaruszalności swego terytorium”. Dzieło to, zgodnie z art. 26 Konstytucji, wykonują Siły Zbrojne, które „służą ochronie niepodległości państwa i niepodzielności jego terytorium oraz zapewnieniu bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic”, ale pod cywilną i demokratyczną kontrolą.
Tusk, za swoich rządów radykalnie redukując ich potencjał i akceptując rozwiązanie jednej z czterech polskich dywizji, musiał wiedzieć, że pozbawia nasze Siły Zbrojne zdolności do wypełnienia ich konstytucyjnego obowiązku. Tym samym rozbraja naród. W przypadku agresji Putina na Polskę jej armia pancerna nie napotkałaby na swojej drodze żadnej polskiej dywizji aż do rogatek Poznania. Sama Wisła nie powstrzymałaby tego najpotężniejszego wówczas na świecie pancernego związku operacyjnego, który Ukraińcy rozbili potem pod Charkowem.
Sam fakt, iż człowiek, który wystawił Polskę na śmiertelne niebezpieczeństwo, może dziś walczyć o przejęcie władzy nad RP, jest porażający. Bo jesteśmy jedynym państwem na świecie, które jest ofiarą i jednocześnie graniczy z agresorem, a od decyzji i determinacji rządu zależy nie tylko los Ukrainy, lecz także Polski i europejskiego bezpieczeństwa. W Zawichoście, położonym nad Wisłą, wicepremier Jarosław Kaczyński powiedział rzecz oczywistą, a przecież wstrząsającą, jeśli się zważy cenę, jaką zapłaciliśmy jako naród za utratę i wywalczenie własnej państwowości:
„W Polsce jest rzeczywiście potężny obóz zdrady narodowej, który dzisiaj zabiega o władzę”.
Putin uwzględnia to w swojej strategii wojny hybrydowej wymierzonej w nasze państwo. Tak jak kiedyś Katarzyna II, wspiera tych, którzy gwarantują śmiertelne osłabienie Polski. Wraca koszmar owych zdjęć ze Smoleńska utrwalających moment, gdy Putin i Tusk zrobili sobie żółwiki. Minie zaledwie kilka dni od tej zbrodni, a ekipa Tuska postanowi wykorzystać tą hekatombę do przyspieszenia zbliżenia z Kremlem.
Ale pozostały zapisane słowa, które miał wypowiedzieć w Katyniu tamtego dnia, 10 kwietnia 2010 roku, prezydent Kaczyński:
Te słowa, zderzone z aktywnością „obozu zdrady narodowej”, pokazują skalę dokonanej w tym samym nieomal miejscu zbrodni na Rzeczypospolitej. Smoleński mord łączy ludobójcę Stalina z Putinem, ściganym dziś za zbrodnie przeciwko ludzkości. Ale wówczas, w 2010 roku, ten sam człowiek witany był na salonach przez kanclerz Merkel, która równocześnie nie znalazła możliwości, aby pojawić się na pogrzebie człowieka, który ostrzegał ją i świat przed imperializmem Rosji i Putinem.
Ta prognoza prezydenta Lecha Kaczyńskiego z 12 sierpnia 2008 roku nadal zachowuje swoją groźną aktualność:
„I my też wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!”.
Potwierdziły ją twarde fakty. A to oznacza, iż prezydent Kaczyński trafnie odczytał putinowski plan. Półtora roku później Rosja zamordowała Prezydenta i elitę RP. A sześć lat później, w 2014 roku, rozpoczęła wojnę z Ukrainą. Nie wolno zapominać, iż Putin otrzymał wówczas od rosyjskiego parlamentu zgodę na pełnoskalową agresję (!).
Ostatecznie dokonał jej 24 lutego 2022 roku.
Jednego dnia staliśmy się państwem przyfrontowym. Przyjęliśmy największą w nowożytnej historii Europy falę ludzi uciekających przed wojną. Nigdy w swoich dziejach NATO nie stanęło przed takim wyzwaniem. Polska pokazała zszokowanym sztabistom Sojuszu Północnoatlantyckiego zdumiewającą sprawność organizacyjną połączoną z ogromnym, bez precedensu w świecie, moralnym i humanitarnym wsparciem naszej wspólnoty dla Ukraińców.
Wysłaliśmy też do Kijowa, w momencie krytycznym, wielkie dostawy broni dla armii. Wiedzieliśmy bowiem, że każdy zniszczony w Ukrainie rosyjski czołg to jeden mniej z tych, które mogłyby być użyte do agresji na Polskę. Ale zanim jeszcze doszło do wybuchu tego największego od zakończenia II wojny światowej konfliktu militarnego, polski rząd radykalnie zwiększył i przyspieszył skalę realizowanej modernizacji polskich sił.
Defilada 15 sierpnia, w 103. rocznicę Bitwy Warszawskiej, była jasnym sygnałem wysłanym przez Polskę barbarzyńskiej Rosji – jeśli spróbujecie uderzyć na nas, czeka was los bolszewickiej armii, która w 1920 roku została zmasakrowana przez polskie wojska.
Tempo, w jakim budujemy najnowocześniejsze i najsilniejsze siły lądowe w UE, wzbudza szacunek wolnego świata. Holenderski dziennik „Algemeen Dagblad” stwierdził: „Podczas wielkiej defilady wojskowej zaprezentowano najbardziej zaawansowane systemy uzbrojenia”. A portal RTL News, wchodzący w skład największej komercyjnej stacji w Niemczech, stwierdził, iż „polski rząd pokazuje siłę armii, zwłaszcza teraz, gdy kraj stoi w obliczu rosnącego zagrożenia ze strony sąsiedniej Białorusi”.
Bodaj najcelniej jednak z mediów zachodnich istotę owego wydarzenia ukazał „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, który podkreślił, iż „Polacy wciąż mają świadomość, że istnienie narodu zależy od jego zdolności do samoobrony – tak jak w latach 1795 i 1939, kiedy Polskę okupowali i dzielili między siebie najpierw Rosjanie, Prusacy i Austriacy, potem Hitler i Stalin”.
Nawet bandyta w mundurze, Siergiej Szojgu, rosyjski minister resortu obrony, z nieukrywaną irytacją docenił rozmach wzmacniania naszej armii. W cytowanej wypowiedzi przez TASS, oficjalną agencję kremlowską, stwierdził, iż dla Moskwy „istniejące zagrożenia wiążą się z militaryzacją Polski, która stała się głównym instrumentem antyrosyjskiej polityki Stanów Zjednoczonych Ameryki”. Podkreślił, że mamy zamiar zbudowania „najpotężniejszej armii na kontynencie”. Dlatego Polacy rozpoczęli „na dużą skalę zakupy uzbrojenia ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Republiki Korei, w tym czołgów, systemów artyleryjskich, systemów obrony przeciwlotniczo-rakietowej oraz samolotów bojowych”.
Dwaj najgorsi po 1989 roku ministrowie obrony – psychiatra Bogdan Klich i ekonomista Tomasz Siemoniak – w ramach polityki Donalda Tuska resetu z Moskwą zmasakrowali potencjał obronny RP. By oszczędzić na bezpieczeństwie, zlikwidowali 629 jednostek wojskowych, w tym 1. Warszawską Dywizję Zmechanizowaną, która miała bronić polskiej granicy na kierunku bramy brzeskiej. Klich i Siemoniak dokonali zbrodni na bezpieczeństwie narodu polskiego.
Dziś potencjał czterech dywizji został odbudowany. Budowana jest 1 Dywizja Legionów Józefa Piłsudskiego, a docelowo mamy posiadać sześć takich formacji. W obliczu narastającego zagrożenia ze strony Federacji Rosyjskiej realizujemy dzieło niemające precedensu w Europie – rząd, wsparty wolą narodu, rozbudowuje armię, która będzie dysponować najnowocześniejszym uzbrojeniem i ogromną siłą ognia. Samych tylko systemów rakietowych M142 HIMARS, sprawdzonych na ukraińskiej wojnie, będziemy posiadać 506 sztuk – a więc więcej, niż dotąd Amerykanie wyprodukowali. Uzupełni ten rodzaj uzbrojenia 218 wyrzutni K-239 Czunmu. Zapewnią one, niemającą precedensu na świecie, zaporę ogniową na polskiej granicy. Tworzymy armię, która ma skutecznie odstraszyć Putina.
W takim momencie były grabarz polskiej armii, Tomasz Siemoniak, wykorzystując fragment artykułu z niemiecko-szwajcarskiego portalu Onetu, zaatakował, w duchu rosyjskiej propagandy, polskie Siły Zbrojne. We wpisie na Twitterze zacytował fragment artykułu z Onetu, w którym stwierdzono, że parada jest „przedwyborczą defiladą Błaszczaka”, a w tle są „koreańskie pożyczki i konflikt z dowódcami”.
Jego zdaniem:
„Defilada z okazji święta Wojska Polskiego ma stworzyć wrażenie, że polska armia dysponuje supernowoczesnym sprzętem. Tylko że zobaczymy pojedyncze sztuki uzbrojenia, które dotarły do naszego kraju w ostatnich miesiącach. Zadłużając się, już musimy za ten sprzęt płacić miliardy złotych, a i tak jeszcze przez wiele lat nie będzie on tworzył systemu, który zapewni Polsce bezpieczeństwo”.
Mówi to człowiek, który twardą ręką realizował w armii reset z Rosją i masakrował jej potencjał. Likwidacja dywizji jest szybka, jej odbudowa od podstaw wymaga miliardowych nakładów i lat ciężkiej pracy. Jego wypowiedź została intensywnie wykorzystana przez propagandę putinowską.
To połączenie Siemoniak–Onet samo w sobie jest wymowne. Ten psuj polskiej armii z pewnością musi wiedzieć, że Onet „zasłynął” z artykułu, w którym zamordowaną przez Niemców Marię Brodacką, bohaterkę Armii Krajowej, ukazał jako niemiecką prostytutkę. Ta córka polskiego generała, Władysława Jaxy-Rożena, po ciężkim przesłuchaniu przez Gestapo, które jej nie złamało, została rozstrzelana w Palmirach 14 czerwca 1940 roku. Zdjęcie, na którym jest prowadzona przez niemieckich żołnierzy na egzekucję, Onet podpisał: „Romans z niemieckim żołnierzem był surowo zakazany, ale w Polsce żyją dzieci będące owocem takich związków”.
Niemiecko-szwajcarski portal Onet dokonał czegoś, co nie ma precedensu w dziejach dziennikarskiego bezwstydu i hańby. Wart Siemoniak Onetu, a Onet Siemoniaka.
Putin zbudował pokolenia Rosjan wychowywane w duchu nienawiści do Polski i Polaków. Ukazuje on nasz naród jako kluczową przeszkodę w drodze do odbudowy imperialnej potęgi. Jej zniszczenie jest więc niezbędne dla przyszłości Federacji Rosyjskiej.
Takim typowym produktem Kremla jest Dmitrij Buniewicz, który w 2014 roku stanął na czele Instytutu Współpracy Rosyjsko-Polskiej, rozwiązanego w przededniu wojny, w styczniu 2022 roku. Dziś jest doradcą szefa Rosyjskiego Instytutu Studiów Strategicznych, Michała Fradkowa, byłego funkcjonariusza KGB, wieloletniego dyrektora Służby Wywiadu Zagranicznego FR. Na łamach bliskiemu Putinowi magazynu „Rossija w Globalnoj Politikie”, w artykule „Quo vadis, Polonia?”, stwierdza, iż obecnie ma miejsce „niemal maniakalna fiksacja sił rządzących w Polsce na problemach suwerenności i bezpieczeństwa narodowego”. Jego zdaniem należy postrzegać „Polaków i Polskę jako naród stosunkowo młody i niedoświadczony, mający niezwykle mały bagaż niezależnego życia politycznego i międzynarodowego”.
Jak na przedstawiciela państwa, które dokonało czterokrotnego rozbioru Polski, to zdumiewająca opinia. Ale jest w niej ów wielkoruski szowinizm, a także – zbieżna z forsowaną przez Berlin – opinia o sezonowości RP. Tak wykreowany obraz Rzeczypospolitej jest używany, aby przekonywać, iż jesteśmy zagrożeniem dla kontynentu:
„Jeszcze bardziej niebezpieczne jest to, że polityczna niedojrzałość nakłada się na obsesyjne pragnienie zdobycia pozycji regionalnej dominanty w Europie Wschodniej, do czego (z powodu tego samego braku doświadczenia) stosowane są najniebezpieczniejsze metody”.
Przypomnijmy, artykuł opublikowany został w lipcu 2023 roku, a więc w momencie, gdy od ponad półtora roku Rosja toczy ludobójczą wojnę przeciwko Ukrainie, a Siergiej Karaganow, doradca Putina, grozi prewencyjnym uderzeniem atomowym na Warszawę. Buniewicz zadaje kuriozalne w tym kontekście pytanie: „Jaki jest powód awanturnictwa?”. Ten bezmiar tupetu i arogancji, ale także prymitywnej propagandy, ma być dla nas upokarzający. W rosyjskiej barbarii nic nie ulega zmianie od czasu Mikołaja I. Ten doradca człowieka, który służył w jednej z najbardziej zbrodniczych organizacji w dziejach świata, odpowiada na swoje pytanie w duchu Putina:
„Czy nie jest bardziej logiczne, aby niedoświadczone państwo zachowało ostrożność i powściągliwość w kwestiach strategicznych, uznając prawo bardziej wyrafinowanych, a przez to bardziej odpowiedzialnych krajów do grania pierwszych skrzypiec?”.
Ten protekcjonalny ton wobec Polaków niesie kolejne ostrzeżenie – przypomina los II Rzeczypospolitej, która rzekomo „uwikłana we własne ambicje międzynarodowe i pretensje do dominacji w Europie Wschodniej, upadła wraz z pierwszymi strzałami II wojny światowej”.
Jedno jest pewne – Rosja nie odpuści Polsce, póki istnieć będzie w niej, wbudowany na trwałe przez stulecia, barbarzyński amok imperialnej agresji. Carska Rosja niszcząca Polaków, bolszewicka nawała idąca na II RP w 1920 roku i Rosja Putina – to ta sama barbaria.
„Gazeta Polska” NOWY NUMER: Jak #Wołoszański ujawniał SB homoseksualistów#GazetaPolskahttps://t.co/K8yVROkGTQ
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) August 22, 2023