- Niestety uważam, że wszystko się może wydarzyć, bo nie wiemy na ile ta determinacja, jeżeli chodzi o opór w stosunku do żądań rosyjskich, jest trwała - powiedział w rozmowie z Niezalezna.pl były wykładowca Akademii Obrony Narodowej i Akademii Sztuki Wojennej oraz były szef MON prof. Romuald Szeremietiew, odnosząc się do możliwych scenariuszy rozmów Rosja-NATO, do których ma dojść już w styczniu w Brukseli.
Przemysław Obłuski: Od wielu miesięcy Rosja eskaluje napięcie wokół Ukrainy, co jak oceniają eksperci, może w konsekwencji doprowadzić do bezpośredniego konfliktu zbrojnego. Tymczasem to właśnie Rosja twierdzi, że czuje się zagrożona i domaga się gwarancji bezpieczeństwa od Zachodu. Kreml swoje postulaty w tym zakresie zawarł w projekcie „traktatu pomiędzy Federacją Rosyjską i Stanami Zjednoczonymi o gwarancjach bezpieczeństwa” oraz projekcie umowy Rosja-NATO. Zdaniem komentatorów, obydwa te dokumenty noszą znamiona ultimatum. Jak pan to ocenia?
Romuald Szeremietiew: Wygląda to tak, jakby Rosja (czy prezydent Putin) doszła do wniosku, że Zachód jest bardzo osłabiony, ma słabe przywództwo i stąd takie awanturnicze w gruncie rzeczy żądania. Rosjanom chodzi nie tylko oto, żeby NATO oświadczyło, że nie przyjmie Ukrainy i innych państw do NATO, ale żeby przywrócono sytuację, jaka była zanim Europa środkowa (w tym Polska) przystąpiły do Sojuszu.
Może Putin celowo licytuje wysoko, żeby potem mógł pokazać „dobrą wolę” i złagodzić niektóre żądania?
Można na to patrzeć dwojako. Albo Rosja celowo stawia takie wysokie żądania, licząc na to, że Zachód w czymś ustąpi, czyli na jakiś „zgniły kompromis”. Może jednak dojść do innego rozwiązania, mianowicie, że Rosja nie otrzyma tego co chce. Deklaracje, które w ostatnich dniach składają politycy natowscy i amerykańscy wskazują, że nie będzie zgody, aby Rosja mieszała się w wewnętrzne sprawy Sojuszu i decydowała kto może do niego przystąpić, a kto nie.
W styczniu rozpoczną się w Brukseli rozmowy Rosja-NATO na temat bezpieczeństwa w Europie. Czy po postawieniu przez Rosjan ultimatum takie negocjacje mają sens?
Ja się dziwię, że nad takimi projektami będzie dyskutować NATO. To jest bardzo niepokojące.
Czy wrzucenie na agendę Komitetu Wojskowego NATO żądań Putina można uznać wobec tego za zwycięską dla Rosji potyczkę?
Oczywiście, to jest mały sukces Rosji. Jeżeli jednak to będzie spotkanie, w którym będą uczestniczyli wszyscy członkowie NATO, w tym Polska, to można być nieco spokojniejszym. Praktyka tego typu spotkań (w których osobiście uczestniczyłem) jest taka, że zanim się podejmie jakąś decyzję wspólnie, to się ją przygotowuje, konsultuje w trakcie nieformalnych rozmów pomiędzy członkami NATO, aby wypracować wspólne stanowisko. Tu główną rolę odgrywają Stany Zjednoczone.
Można jednak odnieść wrażenie, że zarówno administracja Joe Bidena, jak i niektóre państwa UE nie są już tak dogmatycznie przywiązane do tej jednomyślności. Rosjanie to zauważają, czego wyrazem może być złożenie Sojuszowi „propozycji nie do odrzucenia”, zmierzających w gruncie rzeczy do rozbicia NATO. Wiceprezydent USA Kamala Harris ostrzegła Rosjan przed poważnymi sankcjami, czy wobec tego możemy być pewni, że w Brukseli nie dojdzie do nieoczekiwanego zwrotu akcji?
Niestety uważam, że wszystko się może wydarzyć, bo nie wiemy na ile ta determinacja, jeżeli chodzi o opór w stosunku do żądań rosyjskich, jest trwała. Na razie przywódcy państw NATO prezentują twarde stanowisko, więc jeżeli to się potwierdzi, to Putinowi nie uda się osiągnąć celu. Ale – jak to mówią – „na dwoje babka wróżyła”.
Żądania Putina nakładają się na wykreowany (zapewne z jego udziałem) kryzys migracyjny, a za tym idzie propaganda; „przyprawianie” Polakom, Litwinom i Łotyszom „gęby faszysty”. I w końcu komunikat: patrzcie, macie tu na wschodniej flance NATO nieodpowiedzialnych awanturników, więc zabierzcie swoje wojska z tych państw, bo my (Rosja) czujemy się zagrożeni.
Polska zdaje sobie sprawę z tej gry i dlatego tak się zachowujemy na granicy z Białorusią. Przecież nie stosujemy bardzo stanowczych i ostrych środków do których mamy prawo. No bo kiedy łamią granicę, to się strzela po prostu, tymczasem nic takiego się nie dzieje. Wydaje mi się, że polskie władze tak odczytują te intencje i nie chcą dać argumentów stronie przeciwnej, żeby nie wyjść na jakichś awanturników, którzy zmontują konflikt wojenny.
Dzisiejsze agresywne działania Rosji mają swoje źródło w czasie prezydentury Baracka Obamy. To wtedy Putin zaczął dostawać różne „koncesje”, były różne resety itd. Teraz też w USA rządzą Demokraci i można odnieść wrażenie, że nie wyciągają wniosków z historii.
To wtedy zapadły decyzje, żeby skierować wojska amerykańskie m.in. do Polski. Prezydent Trump to rozwijał i umacniał, ale początek tych działań miał miejsce na szczycie NATO w Warszawie (w 2016 r.), a wcześniej w Newport (w Walii w 2014 r.). To, że ludzie, którzy mają tego typu doświadczenia - mówię o administracji wywodzącej się z partii demokratycznej - wracają w te same koleiny, w których nie udało się im niczego osiągnąć, to trochę dziwi.
Wrócę do postulatu Rosji dot. wycofania wojsk NATO ze wschodniej flanki. Czy nie sądzi pan, że może to być „cios wyprzedzający” ew. decyzje o kolejnym wzmocnieniu państw Europy środkowo-wschodniej?
Tak, to jest taki mechanizm - powiedziałbym - praktyki rosyjskiej, bo oni ciągle chcą się rozpychać. W związku z tym każdego, kto nie pozwala im się rozpychać traktują jako wroga. To jest stara metoda działań władz rosyjskich i Rosji. Kiedy moskale zdobywają jakieś tereny, to w tyle głowy pojawia im się myśl, że ten ktoś, który te tereny utracił, będzie chciał je odbić. W związku z tym trzeba jakieś następne tereny podbić, żeby te, które się podbiło wcześniej już były na pewno rosyjskie i uruchamia się tu takie „perpetuum mobile”.
Jeśli spełni się czarny scenariusz i Rosjanie jednak odniosą sukces w tej ofensywie militarno-dyplomatycznej, jeśli uda im się podzielić państwa NATO, to co to może oznaczać dla Polski i całego regionu Europy środkowo-wschodniej?
Dla nas to jest poważne zagrożenie. Niemniej jednak powiedziałbym tak: nasze położenie nie jest tak beznadziejne, jak to różni czarnowidze opowiadają. Na zachodzie nie mamy zdeklarowanego wroga, jak w 1939 roku; Niemcy się wahają, jednak są z Polską w układach i gospodarczych i sojuszniczych i militarnych. Rosja nie może więc liczyć nawet na coś takiego, jak w 1920 roku, kiedy Niemcy (niekomunistyczne) bardzo wspierały Rosję, blokując transport amunicji i uzbrojenia do Polski itd. Dziś nie mamy do czynienia z taką sytuacją. Poza tym Polska dysponuje jednak poważnym potencjałem militarnym. Ja mam dużo uwag krytycznych pod adresem naszych możliwości wojskowych i tego w jakim stanie jest armia, ale wydaje mi się, że jednak zrobiliśmy spory postęp przez te ostatnie lata i to nie jest zła armia. To widać dziś na granicy, ze to jest siła, która radzi sobie z kłopotami.
Sytuacja jest trudna, zagrożenia są poważne, ale moim zdaniem, mamy duże szanse, żeby się przed tym obronić.