Europejskie i krajowe media rozpisują się na temat korupcji, w którą według francuskiej gazety „Libération” mają być zamieszani wysoko postawieni politycy Europejskiej Partii Ludowej (EPL) oraz sędziowie Trybunału Sprawiedliwości UE i urzędnicy Komisji Europejskiej. Tymczasem politycy związani z Platformą Obywatelską z którymi udało nam się w tej sprawie porozmawiać, twierdzą, że... nie wiedzą, o co chodzi.
O możliwej korupcji poinformował w ubiegłym tygodniu lewicowy francuski dziennik „Libération”, oskarżając przewodniczącego Europejskiego Trybunału Obrachunkowego Klausa-Heinera Lehna o defraudację środków publicznych.
Padły też zarzuty pod adresem sędziów Trybunału Sprawiedliwości UE, dotyczące konfliktu interesów i handlu wpływami. Mieli oni uczestniczyć w spotkaniach nielegalnie opłacanych z publicznych funduszy. Dziennik wskazał w tym kontekście m.in. na przewodniczącego Trybunału, sędziego Koena Lenaertsa. Podobne zarzuty skierowano pod adresem unijnych urzędników wysokiego szczebla związanych z Europejską Partią Ludową (EPL). Przypomnijmy: w skład EPL, której szefem jest Donald Tusk, wchodzi Platforma Obywatelska.
Według „Libération”, Komisja Europejska oraz władze kilku państw naciskały na Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych, aby nie prowadził śledztwa w tej sprawie.
O komentarz dotyczący publikacji we francuskiej gazecie prosiliśmy kilku polityków związanych z Platformą Obywatelską (w tym europosłów), jednak nasi rozmówcy konsekwentnie odmawiali wypowiedzi w tej sprawie, zasłaniając się niewiedzą. Niektórzy – jak Janusz Lewandowski – stwierdzili wprost, że nie chcą na ten temat rozmawiać. Polityk PO przekonywał w rozmowie z naszym portalem, że „nic takiego” nie widział, „nic” nie wie, w związku z tym woli się w tej materii „w ogóle” nie wypowiadać - Musiałbym się zorientować, o co chodzi - tłumaczył.
Na pytanie, czy po zapoznaniu się z publikacjami odniesie się do problemu, Lewandowski odparł, że „tak”, jednak mimo, iż wysłaliśmy eurodeputowanemu linki do źródłowych francuskich materiałów, ostatecznie stwierdził, że „niestety nie” udzieli nam komentarza.
Były premier (obecnie eurodeputowany, który startował do Parlamentu Europejskiego z list Koalicji Europejskiej) Leszek Miller także przyznał, że nie zna doniesień w tej sprawie, więc "nie może pomóc".
Kolejni nasi rozmówcy związani z polską opozycję również nie chcieli podejmować kłopotliwego (być może) dla nich tematu. Wyjątkiem okazał się były już europoseł PO, a obecnie poseł do Sejmu tego ugrupowania Dariusz Rosati, choć także zastrzegł, że nie zna problemu opisywanego przez lewicowy francuski dziennik. – Nie słyszałem o tym, więc nie jestem w stanie tego komentować – powiedział nam polityk.
Pytany o mechanizmy w UE, które mogłyby przeciwdziałać korupcji na najwyższych politycznych szczeblach Wspólnoty, Rosati zaznaczył, że takie mechanizmy są, ale – jak stwierdził – „są kraje, które sobie radzą z tym doskonale, ale są też kraje, które są pod tym względem mało skuteczne”. – Tak czy owak, jeżeli doszło do przypadków korupcji, to oczywiście trzeba na to stanowczo reagować. To są zachowania niedopuszczalne i muszą być wyciągnięte konsekwencje, dyscyplinarne co najmniej, a być może i karne – powiedział.
Odnosząc się do możliwości i roli w przeciwdziałaniu korupcji ze strony Parlamentu Europejskiego, który tak ochoczo tropi rzekomą niepraworządność w niektórych państwach członkowskich, poseł Rosati przyznał, że wobec słabości niektórych ludzi, którzy „są ułomni, ulegają pokusom i grzeszą”, najważniejsze jest istnienie systemów i przepisów, „które powodują, że państwa, czy instytucje reagują na ten problem w sposób stanowczy”, przeciwdziałając tego typu praktykom.
- Parlament Europejski ma w takich przypadkach swoją rolę do spełnienia; pełni razem z Radą Europejską rolę współtwórczą prawa. Z całą pewnością jest tutaj przestrzeń do działań dla PE jeżeli dochodzi do przypadków korupcji. Natomiast cały czas nie wiem, o czym rozmawiamy, bo po pierwsze nie czytałem tego tekstu, po drugie nie wiem, czy to są informacje wiarygodne
- wyjaśniał nasz rozmówca.
- Uważam, że jeżeli dziennikarze „Libération” odkryli przypadki korupcji, mają dowody i wpadli na jakieś ślady, powinni to zgłosić do odpowiednich instancji, instytucji, do prokuratury, do OLAF-u [Europejski urząd ds. Zwalczania nadużyć finansowych-red.], czyli do służb finansowych UE (…) Wtedy z całą pewnością jest przestrzeń dla PE, dla Rady Europejskiej, aby podjąć jakieś działania mające na celu ograniczenie możliwości popełniania tego typu przestępstw
- podkreślił, dodając po raz kolejny, że może na ten temat mówić jedynie w „sposób bardzo ogólny”, ponieważ nie zna szczegółów sprawy.
Na uwagę, że być może dziennikarze nie mieli zaufania do instytucji unijnych, bo – jak twierdzą – korupcyjny proceder sięgał szczytów brukselskich elit, Dariusz Rosati przyznał, że tego typu sprawy „trzeba nagłaśniać, a nie trzymać w tajemnicy i czekać na wyjaśnienie”, bo taka jest rola dziennikarzy, sygnalistów. – Natomiast równolegle powinno być podjęte dochodzenie, czy śledztwo, czy postępowanie wyjaśniające przez instytucje do tego powołane. Przecież dziennikarze nie są śledczymi. Chwała im za to, że tropią i piętnują rozmaite przypadki, które nie powinny mieć miejsca, ale zadanie wyjaśnienia całej tej sprawy spoczywa na prokuraturach poszczególnych państw członkowskich, albo na prokuraturze europejskiej – podsumował polityk.
W PE Rosati pełnił m.in. funkcję koordynatora i rzecznika EPL w komisji śledczej badającej naruszenia prawa UE dotyczące prania pieniędzy, unikania i uchylania się od opodatkowania, a także był członkiem komisji specjalnej ds. przestępstw finansowych, uchylania się od opodatkowania i unikania opodatkowania.