Pamiętacie państwo działaczkę na rzecz środowiska, Carole Rackete? Pani Rackete dowodziła statkiem Sea-Watch 3, należącym do niezależnej organizacji pozarządowej, który w 2019 roku brał udział w przerzucaniu do Włoch nielegalnych imigrantów – Rackete została wtedy nawet aresztowana przez służby podległe Salviniemu. Teraz Rackete znowu się znalazła na czołówkach gazet. Przebrała się za pingwina i w tymże stroju wlazła na jakieś drzewo rosnące w lesie Dannenroeder Forst w Niemczech, tuż przy placu budowy nowego odcinka autostrady. Na drzewie tym zbudowała domek, w którym zamierzała trwać i zachęcać wszystkich do zablokowania rozbudowy autostrady A49 - pisze dla niezalezna.pl Tomasz Łysiak.
Ja też kocham drzewa, ale obawiam się, że widok pingwina na wysokości mógł zaburzyć spokój normalnie tam bytującego ptactwa. Przecież takie pustułki, sikory czy dudki, mogły się naprawdę wystraszyć inwazji pingwinów i wynieść gdzieś daleko.
Jednak to, co mnie zainteresowało, to widoczny gdzieś w obozowisku ekologów pusty baniak (po wodzie?). Myślę, że „pusty baniak” jest naczelnym problem, z którym zmaga się ludzkość. Nie koronawirus, nie globalne ocieplenie, tylko właśnie choroba „pustych baniaków”.
Czyż bowiem zamiast głowy nie noszą na korpusach „pustego baniaka” ci, co w proteście na orzeczenie trybunału biegną złość wyładować na pobliskim kościele? Czy „pustego baniaka” nie mają ci, co gromadzą się tłumnie na ulicy, by pokrzyczeć „wy……ć”, a jednocześnie sprowadzają nieszczęście na bliskich, przyczyniając się do gwałtownego wzrostu zakażeń chińskim bakcylem? A gdy uważniej się przyjrzeć merytorycznej treści ich protestów, która sprowadza się do hasła „wyp.....ć” zastosowanego do wszystkiego i wszystkich, to czy tym bardziej diagnoza „pustego baniaka” nie wydaje się trafna?
A wreszcie z drugiej strony... Czy nie ma pod kominiarką totalnie „pustego baniaka” jakiś idiota, który ciska racą specjalnie tak, by ta wpadła do czyjegoś mieszkania, podpala je (tu nie ma przypadku – kto rzuca racę w okno może podpalić dom, tak jak pijak za kółkiem tylko przez to, że za nie wsiadł, już z premedytacją popełnia przestępstwo) i w efekcie powoduje, że każdy z tych, którzy rodzinami, w samochodach, bezpiecznie przyjechali świętować Dzień Niepodległości, będzie potem zgrzytać zębami i wściekać się, że święto mamy zabrukane?
I czy wreszcie nie ma „pustego baniaka” pod policyjnym hełmem funkcjonariusz, który widzi starszego faceta, fotoreportera z aparatem na szyi, i wali mu w twarz z gumowej kuli?
Przyznam się w sekrecie, że jak to wszystko widzę, te stada „pustych baniaków” po różnych zakątkach Polski, to mam czasem ochotę, jak ta Rackete, przebrać się za pingwina, jechać do puszczy i zbudować dom na drzewie.