Cassino to niewielkie miasto, z kilkoma knajpami i barami, które skupione są wokół głównych ulic. Zajechałem tu, by zwiedzać miejsca związane z bitwą z 1944 roku, wejść Drogą Saperów, pojechać do Piedimonte, gdzie walczył nasz 6 pułk im. Dzieci Lwowskich. Wieczorem, razem z żoną, jedliśmy kolację w małej knajpce. W pewnej chwili niedaleko pojawił się wysoki, umięśniony Murzyn obwieszony bransoletkami.
Chodził od stolika do stolika i „sprzedawał” ową biżuterię. W istocie jednak nie „sprzedawał”, tylko w bandycki, natrętny sposób wymuszał zakup. Zakładał np. kobietom bransoletki na rękę, pomimo sprzeciwu. Nikt nie reagował. Jakby to było „normalne”. Ci, którzy chcieli się go pozbyć po prostu dawali mu kasę do ręki. W końcu podszedł do nas. Najpierw dziękowaliśmy grzecznie i uprzejmie, tłumacząc że nie jesteśmy zainteresowani. Ale on nie ustępował. Kiedy chciał spróbować sztuczki z zakładaniem bransoletki, oboje podnieśliśmy głos, zdecydowanie protestując, by nam cokolwiek wciskał. Wówczas odszedł. Ale usłyszeliśmy kaskadę wyzwisk. Okazało się, że jestem rasistą, który tak potraktował sprzedawcę, bo jest „czarny”.
Kilka dni później inna scena, na ulicy, w innym mieście. Kilku czarnoskórych mija grupę młodych ludzi. Nagle jeden z imigrantów (nota bene ubranych w odjazdowe, kolorowe, markowe cuchy) zaczepia dziewczynę, czyniąc niewybredne gesty i rzucając zaczepne słowa. Zupełnie przy tym nie przejmował się, że dziewczyny były w towarzystwie. Młodzi mężczyźni z tej grupy nie zareagowali. Zatrzymałem się, by ewentualnie bronić kobiety, ale w tej chwili sytuacja sama się rozwiązała. Czarnoskórzy odeszli śmiejąc się głośno. Dziewczyna była zszokowana, poruszona.
To dwa drobne, bardzo drobne zdarzenia, takie uliczne „obrazki”. Nie nadające się do tego, by je zgłaszać, nawet jako wykroczenie. Czemu o nich piszę? Bo właśnie one pokazują na czym polega spadek poczucia bezpieczeństwa Włochów, związany z masowym napływem nielegalnych imigrantów. Oni, mówiąc wprost, czują się w Italii jak zdobywcy. I nie znają żadnych kulturowych granic. A te wszystkie „drobne”, bezczelne, chamskie zachowania to jedynie początek. Kiedyś znakomity eksperyment przeprowadził w Nowym Jorku Rudolf Giuliani. Okazało się, że póki w pozostawionym na ulicy aucie były wszystkie szyby, nikt go nie okradał. Gdy jedną szybę specjalnie wybito, w ciągu 24 godzin auto zostało okradzione ze wszystkiego, co się dało. Małe przestępstwo pociągnęło za sobą następne. Myślę, że tu działa podobny system – te kolejne małe wykroczenia, na które nikt nie reaguje, potem urastają do lawiny. To jeden z zasadniczych problemów nielegalnej imigracji i wpuszczania do Europy każdego, jak leci. Salvini ma rację nawołując rząd włoski do tego, by zamknął granice.