Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

W CDU nie płaczą po Annegret

Przez ostatni tydzień polityka niemiecka przeżyła istne trzęsienie ziemi. Zaczęło się od Turyngii i wyboru Thomasa Kemmericha (FDP) na premiera landu głosami AFD, CDU i FDP. Ta cicha komitywa chadeków i liberałów z uważaną za czarnego luda Alternatywą dla Niemiec uruchomiła lawinę dymisji i rezygnacji. Kemmerich pod presją najważniejszych osób w państwie zaledwie po dobie urzędowania zrezygnował, CDU odnotowała spadek poparcia i liczne przypadki wystąpień z partii, FDP z dnia na dzień z partii liberałów stała się dla lewicujących aktywistów „partią faszystów”. Oberwali wszyscy. Poza Alternatywą dla Niemiec.

Przez te kilka ostatnich dni poleciało w Niemczech kilka głów, a ci, którym udało się ocalić stołek (vide – Christian Lindner, lider FDP), będą teraz musieli jeszcze bardziej zważać na słowa. Mike Mohring, szef turyngeńskiej CDU, który popierając Thomasa Kemmericha, odważył się na rebelię wobec berlińskiej centrali, pozostanie na stanowisku tylko do maja. O jego karierze w CDU mówi się od piątku w czasie przeszłym. Ze stanowiskiem pożegnał się też pełnomocnik rządu federalnego ds. landów wschodnich Christian Hirte. Zawinił wpisem w mediach społecznościowych z gratulacjami dla Thomasa Kemmericha i komentarzem, że „wygrały partie środka”. SPD było zbulwersowane tym postem i zażądało wyciagnięcia konsekwencji wobec polityka. Hirte podał się do dymisji po rozmowie z Angelą Merkel, która miała nalegać na jego odejście, a we wtorek miejsce niepokornego pełnomocnika zajął pochodzący z Chemnitz Marco Wanderwitz.

Trudny czas dla AKK

Najmocniej jednak turyngeńskim rykoszetem dostała Annegret Kramp-Karrenbauer. Przewodząca od grudnia 2018 r chadekom AKK rezygnuje z kandydowania na kanclerza Niemiec i pozostanie szefową partii tylko do czasu wyboru nowego kandydata. Teoretycznie głosowanie powinno się odbyć na najbliższym zjeździe partii zaplanowanym na grudzień 2020 r., ale nie jest powiedziane, czy sytuacja kryzysowa, w której znalazło się CDU, nie wymusi wcześniejszych działań. Wizja osłabionej AKK, pozbawionej autorytetu i mocy decyzyjnej, która przez kilka miesięcy będzie musiała stać na czele partii jako szefowa wydmuszka, raczej nie podniesie morale jej członków. Według sondażu Instytutu Forsa dla telewizji RTL/NTV, 77 proc. ankietowanych Niemców z zadowoleniem przyjęło rezygnację AKK, wynik ten pokrywa się całkowicie z reakcją ankietowanych zwolenników CDU. Co do ewentualnego następcy AKK, największym poparciem cieszy się były szef frakcji CDU w Bundestagu Friedrich Merz (27 proc.), chadecki premier Nadrenii – Północnej Westfalii Armin Laschert (18 proc.), przewodniczący CSU Markus Söder (11 proc) i urzędujący minister zdrowia Jens Spahn (11 proc.).

36 proc. ankietowanych nie popiera żadnego kandydata. Nieco inaczej przedstawia się rozkład poparcia wśród samych członków CDU i CSU. Według strony internetowej www.wahlkreisprognose.de, która zleciła przepytanie 713 członków obu siostrzanych partii chadeckich w dniu ogłoszenia rezygnacji przez AKK, na pytanie, kto powinien zostać kandydatem na kanclerza CDU/CSU, 26 proc. odpowiedziało, ze Armin Laschert, 25 proc., że Markus Söder, a 24 proc, że Friedrich Merz. Jens Spahn może w tej grupie liczyć na 11 proc. Wyścig Lascherta, Merza i Södera może być bardzo wyrównany, a sama walka frakcyjna w chadeckiej rodzinie zapowiada się krwiożerczo. Tym razem wśród kandydatów zabrakło kobiet, jedyną polityk CDU uznawaną za członkinię „stajni Merkel”, czyli Julię Klöckner, poparłoby zaledwie 4 proc. członków obu partii. Zakulisowo mówi się o „kresie rządu kobiet”.

Merz: nadzieja na odzyskanie rozczarowanych

Friedrich Merz już w ubiegłym tygodniu ogłosił, że rezygnuje z dalszej kariery w Funduszu Inwestycyjnym Black Rock, gdzie przez ostatnie trzy lata był szefem rady nadzorczej. Wielki „wieczny następca tronu” (Merz przejął pałeczkę w tej dyscyplinie od Wolfganga Schäublego) zamierza się teraz poświęcić się pracy na rzecz odnowy CDU. Po rezygnacji Kramp-Karrenbauer ta decyzja jawi się w nowym świetle. Friedrich Merz w grudniu 2018 r. przegrał z nią wybory na przewodniczącego CDU, po tej porażce nieco się wycofał z polityki, na ostatnim zjeździe CDU w Lipsku w grudniu 2019 r. działał zastanawiająco powściągliwie i zapewniał szefową partii o swoim wsparciu. Kolejny come back Merza jest teraz fetowany przez przedstawicieli niemieckiej gospodarki, którzy upatrują w nim obrońcy przedsiębiorców i firm rodzinnych, oraz przez konserwatywne skrzydło CDU działające w ramach Werte Union (Unia Wartości), grupki, którą pośrednio skrytykowała na lipskim zjeździe AKK. Merz może liczyć ponadto na sympatię 39 proc. wyborców FDP i, co szczególnie istotne, 39 proc. AFD, co daje nadzieję na odzyskanie przez chadecję części elektoratu, który sfrustrowany polityką kanclerz Merkel, przepłynął do partii Alexandra Gaulanda i Jörga Meuthena. Co się tyczy Armina Lascherta i Markusa Södera, obaj politycy dali na zjeździe w Lipsku popis trzeźwego podejścia do najbardziej palących problemów bieżącej polityki Niemiec, zwłaszcza do kwestii związanych z klimatem, co bardzo spodobało się części najbardziej konserwatywnych chadeków i ich wyborców. Jens Spahn to najmłodszy polityk w tym gronie, ambitny i impulsywny, a w życiu osobistym – homoseksualista, czego nigdy zresztą nie ukrywał. Jego kandydatura trafi do młodego pokolenia w CDU, konserwatywno-liberalnego skrzydła, pewnej hybrydy w łonie partii, która nie stanowi jednak liczebnej siły na tyle mocnej, by zagrozić skrzydłu popierającego chociażby Friedricha Merza.

Gdyby w Turyngii mieli zagłosować jeszcze raz

Straty wywołane histerią turyngeńską są ogromne. Dla wielkich liderów w Berlinie to oczywiście szansa, by zarządzić nowe rozdanie w partii i przewietrzyć jej szeregi, ale na poziomie lokalnym, zwłaszcza w Ostach, chadecja doszła do ściany.

Gdyby wybory do landtagu Turyngii (który z każdą godziną topniał) faktycznie powtórzono (zgodnie z pierwotnym planem centrali), CDU mogłaby liczyć już nie na 21,7 proc. poparcia, które uzyskała w październiku 2019 r., ale na 12 proc., FDP zaś nie przekroczyłaby pięcioprocentowego progu wyborczego. Na nowych wyborach zyskaliby za to przedstawiciele postkomunistycznej Linke (+6 proc.), Zieloni (+1,8 proc.), SPD (0,8 proc.) i AFD (0,6 proc.). Według tych prognoz koalicja SPD-Linke i Zielonych, czyli układ, który przez pięć ostatnich lat pod przywództwem premiera Bodo Ramelowa rządził w Turyngii, mogłaby liczyć łącznie na 53 proc. poparcia i tym samym uzyskałaby mocny mandat społeczny do utworzenia większościowego rządu. Ten scenariusz oznaczałby dla chadeków dalszą marginalizację, ale i zachowanie względnego status quo na poziomie kadrowym kolejnej koalicji. W Berlinie zdecydowanie bardziej podoba się rząd współtworzony w dalszym ciągu przez postkomunistów niż taki, który zostałby wyłoniony przy współudziale AFD. Alternatywa jest wciąż największym zagrożeniem dla chadeków i jeżeli CDU na serio chce odzyskać choć część elektoratu utraconego na rzecz Alternatywnych, powinna na serio rozważyć kandydaturę Friedricha Merza. Jego nominacja jest na dziś dzień jedynym, co mogłoby zepsuć humor coraz silniejszym strukturom AFD skupionym wokół Björna Höckego.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#CDU #Niemcy

Olga Doleśniak-Harczuk