Na wniosek pierwszej prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf trzy „stare” Izby tego sądu na posiedzeniu niejawnym mają rozstrzygnąć, czy sędziowie „nowych” izb: Dyscyplinarnej i Kontroli Nadzwyczajnej, są sędziami, co w sytuacji gdy sprawa zawisła przed Trybunałem Konstytucyjnym, jest już jawnym pogwałceniem porządku prawnego.
W rzeczywistości jednak samo rozstrzyganie takiego wniosku prowadzi do zakwestionowania fundamentów konstytucyjnych państwa polskiego, a w tym uprawnień Sejmu do tworzenia prawa, prerogatyw prezydenta RP do mianowania sędziów i wyłączności Trybunału Konstytucyjnego do orzekania w materii konstytucyjnej. Uwzględnienie postulatu sędziowskich rebeliantów prowadziłoby do sytuacji, w której faktycznie to sędziowie wybieraliby parlament i prezydenta, samą zaś panią prezes należałoby koronować jako założycielkę dynastii Gersdorfów. Żarty żartami, ale skala uzurpacji ubranej w pseudoprawniczą grypserę dawno już przekroczyła granice groteski i już przesądza o szpetnym miejscu rokoszan w historii. Na dodatek pani prezes, zamiast na sutej emeryturze robić dla wnuków sweterki, ciężko pracuje na własną odpowiedzialność przed prawem za rażące nadużycie swoich uprawnień.