Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Nie pomogły helikoptery i psy tropiące. Prawdę o zniknięciu studentek z Poznania ujawniła plotka

W marcu 1993 roku dwie studentki z Poznania pojechały na weekend do Puszczy Noteckiej, gdzie zniknęły bez śladu. Śledztwo mające ustalić miejsce ich pobytu trwało miesiącami i było - zdaniem prasy - największym i najdroższym w historii istniejącego wówczas województwa gorzowskiego. Wykorzystano zaawansowany sprzęt i setki osób. Jednak to rozsiana po wsi plotka pomogła odkryć prawdę. A ta okazała się bardziej szokująca, niż śledczy mogli zakładać.

Główny sprawca został skazany na 25 lat więzienia
Główny sprawca został skazany na 25 lat więzienia

 

Jak co sobotę, portal Niezalezna.pl wraca do kolejnej głośnej sprawy kryminalnej, która w przeszłości wstrząsnęła Polską.

Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę

Hanna od dziecka mieszkała w Poznaniu i od najmłodszych lat kochała konie. Przez lata pomagała w stajni i uczyła się jeździectwa. Swoją pasję kontynuowała nawet na studiach. Jako 20-latka często weekendy spędzała w szkółce jeździeckiej w wiosce pod Międzychodem. Tam też postanowiła się udać w piątek 12 marca 1993 roku. Tym razem nie wybrała się jednak sama.

Zaprosiła na wypad koleżankę ze studiów, Iwonę. Dziewczyna była równolatką Hanny. Do Poznania przyjechała z Lęborku w 1992 roku, żeby się uczyć w studium pielęgniarskim. Relacja koleżanek znacznie wychodziła poza mury uczelni. Były ze sobą na tyle blisko, że Hanna często zapraszała Iwonę na rodzinny obiad. Rodzice dziewczyn wiedzieli, że te na sobie polegają, więc byli nieco spokojniejsi, gdy usłyszeli, że na "weekend w siodle" jadą razem. Nawet mimo mogącego budzić niepokój celu podróży.

Weekend z pasją w zacisznym miejscu

Zwierzyniec to mała wioska na skraju Puszczy Noteckiej. W 1993 roku z pewnością można było nazwać ją "odludziem". Miejsce w głębi gęstego lasu nie było oznaczone na ogólnodostępnych mapach. Jakby tego było mało, dotarcie z wioski do najbliższego przystanku autobusowego wymagało pokonania kilku kilometrów. Hanna znała jednak te tereny i miała sprawdzony tam nocleg. Przeważnie nocowała u Marysia - tak nazywano we wsi 23-letniego drwala, Mariana. Mężczyzna wynajmował turystom pokoje.

Studentki na miejsce dotarły w piątek, późną porą. Następny dzień spędziły w szkółce, a wieczorem wzięły udział w popijawie Mariana. Mężczyzna zaprosił do siebie o trzy lata młodszego brata Józefa, 42-letniego wujka Henryka i 22-letniego kolegę Piotra. Gospodarz zaproponował, by dziewczyny dołączyły do towarzystwa. Następnego dnia miały już wracać do Poznania. Studentki się zgodziły i dosiadły się do stołu w sporym pokoju z kominkiem. Niedługo później zakrapiane wódką rozmowy przerodziły się w kłótnię.

Zaginięcie studentek

W niedzielę rodzice Hanny zaczęli się martwić. Był już wieczór a dziewczyny nadal nie było w domu. Tłumaczyli jednak sobie, że studentki mogły spóźnić się na autobus, lub specjalnie zostały w Zwierzyńcu na przykład z powodu fatalnej pogody. Niestety w poniedziałek okazało się, że ani ich córka, ani jej koleżanka Iwona nie pojawiły się na uczelni. To wywołało już duży niepokój, ponieważ obie podchodziły do nauki bardzo sumiennie i nigdy wcześniej nie opuściły zajęć.

Ojciec Hanny pojechał śladem studentek. Sprawdzał okolicę, pytał mieszkańców mimo to, niczego nie ustalił. Zgłosił zaginięcie córki policji w Międzychodzie. Dwa dni później mundurowi otrzymali podobne zgłoszenie od rodziców Iwony.  

Poszukiwania

W trakcie poszukiwań policjanci nie omieszkali odwiedzić Mariana. Jego dom wskazali rodzice zaginionych, którzy wiedzieli, że tam ich córki miały nocować. Na miejscu mundurowi znaleźli podejrzane ślady - rozpryski brunatnej cieczy na ścianach i większą plamę w jednym miejscu na podłodze. 

Marian potwierdził, że dziewczyny u niego nocowały. Oznajmił jednak, że w sobotni wieczór doszło do kłótni między nim a studentkami i kazał im opuścić dom. Co do plam, to przyznał, że to krew jednak pochodzić miała z kaczki, którą w domu zabił. Jego zeznania były spójne z wersją przedstawioną przez pozostałych mężczyzn obecnych na popijawie.

Poszukiwania zaginionych studentek trwały miesiącami. Udział w nich brało ponad dwieście osób - mieszkańcy wsi, policja, wojsko i służby leśne. Do przeczesywania Puszczy wykorzystano psy tropiące, helikoptery, kamery termowizyjne. Nurkowie tygodniami sprawdzali pobliskie stawy i jeziora. Pojawiła się nawet nagroda dla osoby, która wskazałaby miejsce pobytu dziewczyn, lub ukrycia ich ciał. Na ten cel komendant wojewódzki policji chciał przeznaczyć 20 milionów złotych. Kolejne 10 oferowali rodzice Iwony. W międzyczasie pojawiła się wersja, że studentki w Zwierzyńcu poznały przystojnych Niemców, z którymi pojechały do Berlina. Nie potwierdziła się. Tak, jak i kilka innych.

Śledczy przez cały czas mieli pewne podejrzenia w stosunku do Mariana. To między innymi dlatego, że zbadano krew z jego domu. Okazało się, że nie należała do zwierzęcia, a człowieka. Nie mieli jednak wystarczająco dowodów, aby postawić mu jakieś zarzuty.

Pod koniec grudnia 1993 roku śledztwo umorzono. Rodzice zaginionych jednak nie odpuszczali. Na decyzję prokuratury wpłynęło zażalenie. Sprawę na przełomie lutego i marca 1994 roku przejęła Prokuratura Wojewódzka w Gorzowie. I w końcu coś ruszyło.

Wszystko zmieniła plotka

Historią zaginionych studentek w pewnym momencie żyła cała Polska, więc nie powinno dziwić, że była na ustach wszystkich mieszkańców Zwierzyńca. Dzięki temu przez wieś błyskawicznie rozpowszechniła się rzucona przez śledczych plotka. Mówiono, że służby dokonały przełomu w śledztwie, mają nowe dowody i niebawem do wsi przyjadą specjaliści. Na szczęście jedna z zamieszanych w sprawę osób połknęła haczyk.

Wujek Mariana, Henryk zareagował na tę informację. Poszedł do sąsiada i poprosił, aby ten załatwił mu alibi. Jakby policja o niego pytała, miał mówić, że akurat w czasie zniknięcia dziewczyn pomagał jednemu z mieszkańców wsi. Proszony sąsiad faktycznie rozmawiał po tym z mundurowymi. Przekazał im jednak, nie przygotowaną historię, a dokładną prośbę Henryka.

Decyzja o zatrzymaniu 43-latka zapadła natychmiastowo. Wobec mężczyzny zastosowano areszt tymczasowy i ponownie został przesłuchany. Szybko wyszło, że wiedział o sprawie więcej, niż twierdził na początku.

Przełomowe zeznania

Z zeznań Henryka wynikało, że popijawa w domu Mariana zakończyła się tragicznie. W pewnym momencie spotkania Hanna wyszła na zewnątrz. Wtedy gospodarz zaczął agresywnie zalecać się do Iwony. Ta w końcu miała dość. Wywiązała się awantura, doszło do rękoczynów. Dziewczyna upadła. Marian z bratem jej ciało zanieśli do innego pokoju. W te same miejsce zaciągnęli Hannę, która chwilę po zdarzeniu weszła do środka. Henryk opowiedział, że z pokoju słyszał krzyki. Ciał miał nie widzieć. Przekazał jednak, że podobno wyniesione zostały na pobliskie łąki.

Służby jeszcze raz sprawdziły teren niedaleko domu Mariana. Z pobliskiego stawu wypompowano wodę. To właśnie w nim doszło do szokującego odkrycia. Jeden z policjantów, sprawdzając dno zbiornika bosakiem zahaczył o... kawałek ludzkiej szczęki. Oprócz niego w stawie znaleziono jeszcze zaledwie kilka innych fragmentów zwłok. To, co stało się z resztą ciała zszokowało nawet prowadzących śledztwo.

Po znalezieniu fragmentów zwłok Marian i jego brat zostali zatrzymani. Mimo to nadal utrzymywali, że są niewinni. Z czasem jednak starszy z nich pękł. 25 maja 1994 doszło do wizji lokalnej z drwalem. Pozwoliło to śledczym poznać całą prawdę o zabójstwie w Zwierzyńcu.

Palił zwłoki przez kilka dni

Gdy dziewczyny wróciły ze szkółki jeździeckiej Marian i jego goście już pili. Studentki dosiadły się do mężczyzn. W trakcie rozmów doszło do kłótni. Hanna wyszła na zewnątrz. Wtedy Marian zaczął stanowczo dobierać się do Iwony. Dziewczyna potraktowała go gazem łzawiącym. Mężczyzna wstał i uderzył ją pięścią w twarz. 20-latka upadła na kominek, głową uderzyła o kant. Padła na podłogę. Z ust leciała jej krew, ciałem wstrząsały drgawki. Marian wraz z bratem Józefem zanieśli ją do innego pokoju. Położyli na łóżko i zamknęli drzwi.

Po chwili do domu wróciła Hanna. Ją również Marian zaatakował, a Józef pomógł mu w zaciągnięciu 20-latki do tego samego pokoju, w którym leżała Iwona. Tam obie studentki zostały dobite przez oprawców, a siedzący za ścianą Henryk i Piotr słyszeli rozdzierający krzyk jednej z nich. Trójka mężczyzn opuściła mieszkanie. Marian został sam ze zwłokami. I rozpalił w kominku.

Mężczyzna częściowo rozczłonkował ciała ofiar i po kolei wrzucał do ognia. Palił je w kominku całą noc. Fragmenty, które nie uległy całkowitemu spaleniu przeniósł za chlew i tam dopalał je jeszcze przez kilka dni. Pozostałości wrzucił do stawu i rowu melioracyjnego. Popiół rozsypał po polu.

W styczniu 1996 roku sąd skazał Mariana na 25 lat więzienia, Józefa na 15 lat, a Henryka na 3 lata. Wyrok usłyszał także ich znajomy Piotr. Za to, że nie powiadomił o zabójstwie, a później w zeznaniach krył sprawców został skazany na 1,5 roku.

Więcej kryminalnych historii poniżej:

 



Źródło: niezalezna.pl, Gazeta Lubuska, Magazyn Detektyw, Zbrodnie niedoskonałe - "Plotka"

#zaginięcie #Puszcza Notecka #morderstwo

Mateusz Święcicki