3 lutego 2016 roku. Dla mającej 30 lat Katarzyny był to dzień długo wyczekiwany. Właśnie wtedy miała polecieć do ukochanego, Manuela. Przed podróżą do Bolonii lektorka języka włoskiego chciała jednak jeszcze dodatkowo zarobić. Zdecydowała się na poranną lekcję z nowym uczniem. 27-letni wówczas Kajetan ogłoszenie o korepetycjach znalazł w sieci. Nie interesowała go jednak nauka. Cel miał zupełnie inny, a do jego realizacji skrupulatnie się przygotował. Tak doszło do morderstwa, które wstrząsnęło Polską.
Kajetan pracował w Bibliotece Publicznej na Dzielnicy Woli. Część zarobionych pieniędzy przeznaczał na opłatę wynajmowanego pokoju w mieszkaniu w bloku przy ul. Potockiej na Żoliborzu. Był oszczędny. Decydując się na lekcje włoskiego, wybrał tańszą opcję – u korepetytorki.
Przed wizytą u kobiety mężczyzna w sieci zakupił paralizator, a w sklepie budowlanym piłę od metalu. Zaopatrzył się także w telefon z nowym numerem, przez który kontaktował się z lektorką. Dzień przed odwiedzeniem Katarzyny pojechał na podany przez nią adres, gdzie dokładnie zbadał okolicę zamieszkiwanego przez kobietę bloku przy ul. Skierniewickiej na Woli.
Nastał 3 lutego. Rano Kajetan, jak zwykle poszedł do pracy. Po godzinie 10 wyszedł jednak z biblioteki. Twierdził, że musi wykonać obowiązki służbowe poza placówką. Wówczas - z dwiema torbami, piłą oraz nożami - pojechał na Skierniewicką.
Około 11 30-latka otworzyła drzwi mieszkania. W progu stał - jak myślała - jej nowy uczeń, który przedstawiła się jako Antoni Słomiński. Lektorka ciepło przyjęła gościa. Zasiedli przy stole, a żeby nauka przebiegła w miłej atmosferze, zaproponowała mężczyźnie herbatę. Wówczas 27-latek poszedł na korytarz pod pretekstem odwieszenia kurtki. Kobieta powiedziała, że mu pomoże i były to jej ostanie słowa.
Kajetan wyciągnął nóż i dźgnął nim Katarzynę w szyję. Kobieta padła na ziemię. Jej ciało morderca zaciągnął do sypialni. Tam przy użyciu piły oddzielił głowę od tułowia i rozczłonkował zwłoki. Fragmenty ciała zapakował do przyniesionych toreb. Według późniejszych ustaleń śledczych po powrocie do siebie planował również zjeść nerkę lub wątrobę kobiety. Nie doszło jednak do tego, ponieważ jego plan zaczął się "sypać".
Około 12:40 mężczyzna wezwał taksówkę. Do samochodu wsiadł z dwiema torbami, pokrytymi brunatnymi plamami. Kierowca był zaskoczony pakunkiem, jak i rękawiczkami ochronnymi pasażera. W odpowiedzi na pytania usłyszał jednak, że Słomiński - jak znów przedstawił się Kajetan - przewozi dziczyznę.
Z Woli pojechali na Bielany. Tam morderca kazał zatrzymać samochód. Wysiadł z auta i zabrał ze sobą torby. Następnie poszedł na skrzyżowanie ulic Nałkowskiej i Makuszyńskiego. Według ustaleń śledczych, mężczyzna, trzymając torby ze zwłokami, stał tam co najmniej kilkadziesiąt minut. Po tym czasie wezwał kolejną taryfę i wrócił do siebie.
Możliwa trasa
Nie wszystko szło po jego myśli. Mężczyznę zauważyła sąsiadka, która zwróciła też uwagę na jego nietypowy bagaż. Jak później w trakcie śledztwa stwierdził morderca, wtedy właśnie "wszystko się posypało". Mężczyzna zostawił torby w swoim pokoju, polał je rozpałką do grilla, wzniecił ogień i wyszedł z mieszkania.
Na miejsce pożaru strażacy przyjechali wczesnym popołudniem. W trakcie walki z ogniem znaleźli w jednym z pokoi dwie torby, a w nich zwłoki. Wezwano policję.
Niedługo później przed mieszkaniem Katarzyny pojawił się jej współlokator. Drzwi były otwarte. Już po przekroczeniu progu mężczyzna dostrzegł na ścianach i podłodze korytarzu brunatne plamy. Ich ślad prowadził do sypialni jego znajomej. Wówczas mógł jedynie podejrzewać, że była to krew kobiety. Przejęty zadzwonił do wujka Katarzyny i powiadomił policję.
W obydwu miejscach pracowali prokuratorzy i policyjni technicy. Dzięki wymianie informacji obie sprawy błyskawicznie udało się połączyć. Śledczy mieli tylko jednego podejrzanego - Kajetana.
Ten już wdrażał plan ucieczki z Polski. Najpierw udał się do banku, gdzie wziął na "zniknięcie" 25 tysięcy złotych kredytu. Następnie ze stacji Warszawy Centralnej pojechał pociągiem do Poznania. Tam, jak gdyby nigdy nic, poszedł na zakupy do znajdującego się przy dworcu centrum handlowego.
Morderca, przechadzając się po galerii, kupował różne rzeczy. Nabył kurtkę zimową, okulary korekcyjne - bo swoje zostawił w domu - i tablet. Kupił także jedzenie. W jednym ze sklepów został szczególnie zapamiętany, ponieważ rozpętał z kasjerką kłótnię o niewydany z reszty jeden grosz.
Tak zaopatrzony z Poznania udał się do Frankfurtu nad Odrą. Z Niemiec wyruszył do Włoch, by ostatecznie z Sycylii przepłynąć promem na Maltę. Ostatnim etapem podróży miała być Afryka. W trakcie ucieczki, korzystając z tabletu, przeglądał informacje na temat zbrodni, którą popełnił w Polsce. I to był jego błąd.
Nie tylko polskie służby pracowały nad ustaleniem pobytu mężczyzny. Był on poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania i wystawiono nawet za nim czerwoną notę Interpolu. Na jego trop wpadli właśnie przez urządzenie, które zakupił w poznańskiej galerii. Ustalono, że logował się na nim m.in. we Florencji. Podążając tropem mordercy, mundurowi zatrzymali go w końcu dwa tygodnie po makabrycznej zbrodni. W ręce służb wpadł, gdy na Malcie, w centrum miasta wsiadał do autobusu, skąd chciał się dostać do Tunezji.
Mężczyzna w trakcie zatrzymania był spokojny. Oporu początkowo nie stawiał także w trakcie konwoju do Polski 26 lutego. Dopiero w momencie, gdy przewożący go samolot był nad Warszawą, coś się zmieniło. Morderca wpadł w szał. Zaatakował siedzącego obok niego funkcjonariusza i nie reagował na próby uspokojenia. Został przez mundurowych obezwładnionych. Dzień później rozpoczęło się przesłuchanie okrzykniętego przez media "Hannibalem z Żoliborza" mężczyzny, którego zeznania zszokowały nawet doświadczonych prokuratorów.
Kajetan nie korzystał z obrońców, których zapewnili mu rodzice. W trakcie przesłuchania swobodnie opowiadał o swoich motywach. - Chciałem pozbyć się ludzkich słabości. Czułem, że one mnie upokarzały. Chodzi o takie proste rzeczy, jak sentymentalizm wobec kobiet - mówił w trakcie przesłuchania morderca Katarzyny. Osoba, która widziała nagranie z zeznań, oceniła w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że mężczyzna "mówił bardzo powoli i staranie, jakby chciał, żeby każde jego słowo dobrze wybrzmiało". - Prosił, żeby nie pytać, jak zabił, ale dlaczego - dodała.
"Rozważałem przed zabójstwem, by stąd odejść. Wsiąść w samolot. Ale drugi głos mówił, że muszę zabić; że nie mogę stchórzyć; że może zaszyję się w jakimś zakątku świata i będzie mi dobrze, ale nie do końca będę miał świadomość, że tego nie zrobiłem"
Z jego zeznań wynikło także, że w całej zbrodni nie chodziło o Katarzynę. Mężczyzna nigdy wcześniej nie spotkał ofiary, a ponadto, na początku planował zabić swojego współlokatora. - Zabić w swoim mieszkaniu to wygodna opcja - oznajmił. Dodał jednak, że za równie "wygodne" uznał "zabić kogoś w jego mieszkaniu". - Trudno o zbrodnię doskonałą (...) chciałem zminimalizować możliwość popełnienia błędu - powiedział. W jego opinii życie ludzkie było warte tyle, co komara.
Trzy miesiące po zatrzymaniu mężczyzna ponownie zaatakował. Jego celem stała się biegła psycholog, na którą rzucił się w areszcie śledczym. Jedną ręką zaczął ją dusić, a w drugiej trzymał nieznany przedmiot. Po obezwładnieniu przez ochroniarzy okazało się, że był to kawałek szkła.
Porec mordercy, ze względu na brutalność zbrodni, odbywał się z wyłączeniem jawności. W czerwcu 2023 roku Kajetan za zabójstwo Katarzyny został prawomocnie skazany na dożywocie. Trzy miesiące później dostał drugi wyrok, za napaść na psycholog - pół roku pozbawienia wolności. Morderca karę odbywa w systemie terapeutycznym. Pytany w trakcie wspomnianego przesłuchania o to, czy żałuje popełnienia zbrodni, odparł: "A jak pani prokurator myśli? Nie, nie żałuję". Dodał, że gdyby nie został złapany, zabiłby ponownie.
Więcej kryminalnych tekstów portalu Niezalezna.pl poniżej: