20 tys. nowych urzędników przybyło w administracji rządowej w ostatnich latach. To armia porównywalna z liczbą mieszkańców Wieliczki lub Pułtuska. Biurokratów w rządzie wciąż przybywa. Szef resortu finansów zatrudnił niedawno ósmego wiceministra. Przy rządzie działa też 15 pełnomocników, ale efektów ich pracy specjalnie nie widać - informuje "Gazeta Polska Codziennie".
Mimo że maleje produkcja i sprzedaż, rosną za to ceny i bezrobocie, rząd lekką ręką wydaje publiczne pieniądze na kolejne posady w administracji. Minister finansów Jacek Rostowski zatrudnił właśnie swojego ósmego zastępcę – posła PO Janusza Cichonia. „Póki co będę łatał dziury, a potem zobaczymy” – tak nowy wiceminister odpowiedział na pytanie o zakres swoich obowiązków. Za owo „łatanie dziur” Cichoń będzie dostawał – podobnie jak pozostałych siedmiu wiceministrów w resorcie finansów – ponad 10 tys. zł miesięcznie.
W latach 2008–2012 zatrudnienie w administracji rządowej wzrosło o 20 tys. urzędników. To mniej więcej tyle, ilu mieszkańców liczą Pułtusk czy Wieliczka. Rozrost biurokracji oczywiście oznacza wzrost kosztów. Od 2007 r. wydatki na administrację rządową wzrosły o 10,6 mld zł. Przeciętny podatnik płaci na utrzymanie rządu średnio 1034 zł rocznie.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Marek Michałowski