W związku z brakiem sprawozdań finansowych ULC wysyłał wezwania do przewoźnika. Przedstawiciele przewoźnika od czasu do czasu pojawiali się w Urzędzie. Był taki okres, że pojawiali się częściej
– mówił Grzegorz Gaweł.
Członkowie komisji śledczej dopytywali, w jaki sposób urzędnicy ULC próbowali wyegzekwować dokumenty finansowe od tego przewoźnika.– mówił.Z tego co pamiętam, była taka bajka, że biegły rewident w połowie badania ich zostawił i teraz muszą szukać od nowa i dlatego to wszystko się opóźnia. Dla mnie coś takiego kwalifikowało do tego, aby się sprawą zająć na poważnie; skłaniałem się do tego, aby koncesję zawiesić
– tłumaczył świadek.Tutaj problem był szerszy, ponieważ ja, jako naczelnik wydziału, mogę bardzo niewiele, nade mną jest dyrekcja, są kolejne szczeble
- pytała Małgorzata Wassermann.Czy pan zaprezentował, i w którym momencie, pani dyrektor Kolmas, że to są tylko opowieści, a miesiąc za miesiącem nie ma sprawozdań?
– mówił Gaweł.To było w toku rozmów. Jest gdzieś tam nawet (...) w systemie obiegu informacji elektronicznej pytanie o potwierdzenie wprost, że dyrekcja chce, abyśmy nie przestrzegali przepisów prawa w stosunku do Jet Air, tylko byśmy opierali się na jakichś kolejnych bajkach
– wtrąciła przewodnicząca, dopytując, jaki był efekt tego zapytania i do kogo było ono adresowane.Ten dokument prawdopodobnie uległ zniszczeniu, ponieważ komisja nim nie dysponuje
- odparł świadek. Nie potrafił jednak doprecyzować, kiedy miała ona miejsce, ani czym miała się skończyć.Dostałem polecenie, aby nadal czekać. Z tego co pamiętam, była to korespondencja z dyrektor Kolmas
– mówił.Nie pamiętam, czym się to miało skończyć, czego ja oczekiwałem, ale wiem, że było to podłoże konfliktu
– wskazał. Gaweł zaznaczył jednocześnie, że w tamtym czasie wielu przewoźników było w trudnej sytuacji finansowej, łącznie z LOT-em.Tutaj była argumentacja dyrekcji, że byłoby to zakończenie działalności podmiotu gospodarczego, który ma szansę się rozwinąć; dyrekcja nie podzielała mojego zdania"
– mówił świadek. Podkreślił jednocześnie, że nie można wiązać takich spotkań z korupcją.Bardzo często wyglądało to tak, że jeśli jakiś przedsiębiorca miał jakieś problemy, nie mógł przeskoczyć jakichś barier formalnych do uzyskania zezwoleń, koncesji, to umawiał się na spotkanie. To była praktyka bardzo często spotykana. Na tych spotkaniach, mam wrażenie, dyrekcja była znacznie bardziej uległa, zgodna. Po prostu więcej dało się załatwić takim podmiotom, jeśli przychodziły na spotkania
– stwierdziła przewodnicząca speckomisji.Urząd nie wykonał swojego obowiązku, choć miał je jasno określone. Musicie państwo przyznać, bo to jest wrażenie nas wszystkich po kilku miesiącach przesłuchaniach, iż te urzędy były tak teoretyczne i w żaden sposób nie funkcjonowały. To chyba coś najbardziej zaskakującego dla nas wszystkich. Wydawało nam się, że mamy ileś potężnych instytucji w Polsce, które zatrudniają szereg specjalistów, a okazuje się, że to wszystko pozór