Chiny nie mogą i nie wycofają się ze swoich roszczeń dotyczących Morza Południowochińskiego, pisze w komentarzu na swoim blogu Wu’er Kaixi, chiński dysydent, jeden z przywódców studenckiego protestu na Placu Tiananamen w 1989 r., dziś mieszkający na Tajwanie. Jak twierdzi Wu’er Kaixi nie chodzi tu tylko o geopolitykę –Morze Południowochińskie to dla Pekinu wrota do Pacyfiku.
Partia komunistyczna wykorzystuje spór także na potrzeby wewnętrzne - uderza w tony nacjonalistyczne. Do tej pory KPChL zapewniała, że tylko ona jest gwarantem rozwoju gospodarczego kraju. Jednak chińska gospodarka zwalnia, a brak zaufania obywateli Państwa Środka do rządzących rośnie. Prezydent Xi Jinping celowo wykorzystuje spór na Morzu Południowochińskim i rzuca hasła o potrzebie odbudowy dumy narodowej. T
o może okazać się kartą, która odwróci uwagę od problemów takich jak rosnący w szybkim tempie dług publiczny, coraz więcej zwolnień z pracy, protestów, ogromne zanieczyszczenie środowiska czy odpływ kapitału. Potrzeba zjednoczenia przed wrogiem z zewnątrz - pod tym sztandarem KPChL chce utrzymać władzę.
Wu’er Kaixi zaznacza, że za poprzedników Xi Jinpinga: Deng Xiaopinga, Jiang Zemina i Hu Jintao, doszło do pewnej decentralizacji władzy i mieliśmy raczej do czynienia ze zbiorowym przywództwa. Tymczasem Xi wraca do modelu Mao Zedong.
„Stał się dyktatorem najbardziej zaludnionego kraju na świecie (…) i prowokacyjnie dąży do odzyskania "utraconych terytoriów". Stąd budowa wysp na Morzu Południowochińskim, i nadzieje na odzyskanie Tajwanu”, pisze Kaixi, nazywając Xi Jinpinga zagrożeniem dla globalnej stabilizacji.
CZYTAJ WIĘCEJ: Niebezpieczny sojusz Chiny-Rosja
Źródło: niezalezna.pl
#Xi Jinping
#Morze Południowochińskie
#Chiny
Hanna Shen