Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Jaruzelszczyzna-Komorowszczyzna. Spece od dezinformacji i smoleński pomnik

Pomnik smoleński ma być dla Komorowskiego tym, czym dla reżimu Jaruzelskiego było w 1983 r.

Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Pomnik smoleński ma być dla Komorowskiego tym, czym dla reżimu Jaruzelskiego było w 1983 r. organizowanie obchodów czterdziestolecia powstania w getcie, a rok później czterdziestolecia Powstania Warszawskiego. Porządni ludzie bojkotowali te inicjatywy, szpicle i koniunkturaliści firmowali je swoimi nazwiskami - pisze Krzysztof Wyszkowski w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.

Z pewnego punktu widzenia prezydent Bronisław Komorowski znajduje się w sytuacji przypominającej problem, przed jakim trzydzieści lat temu stał były I sekretarz PZPR Wojciech Jaruzelski. Notabene ten ostatni był miłym gościem Belwederu, zapraszanym na narady elity władzy III RP, czyli funkcjonariuszy polskiej wersji postkomunizmu.

Jaruzelski miał wielkie trudności w nawiązaniu kontaktu ze środowiskami patriotycznymi, wykluczającymi współpracę z powodu zamordowania Solidarności i restalinizacji „realnego socjalizmu”.

Komorowski ma podobne trudności z powodu roli, jaką przed 2010 r. odgrywał w obronie WSI, jako formacji spenetrowanej przez GRU, i z powodu tego, że po katastrofie smoleńskiej rzucił się z iście bolszewicką gwałtownością do przechwytywania prerogatyw prezydenckich. Szczególnie tej ich części, która umożliwiła mu zawładnięcie II częścią raportu z weryfikacji WSI. Prowadzone pod jego auspicjami ataki na krzyż na Krakowskim Przedmieściu pokazały wszystkim, którzy nie zamykali oczu na tę obrzydliwość, że oto na czele państwa stanął człowiek niegodny moralnie i pozbawiony odpowiednich kompetencji, ale mający najważniejszą dla Układu III RP cechę – wierność aliansowi Okrągłego Stołu.

W duchu Lenina – bez zmian

Ta sytuacja dowodzi niezmiennej skuteczności „nieśmiertelnych nauk” Lenina, że dla utrzymania władzy można zmienić wszystko, aby tylko w głównych strukturach państwa, a szczególnie służbach specjalnych, utrzymać kierowniczą rolę Układu (dawniej WKPb). To dlatego Komorowski publicznie i prywatnie (tajnie) przyjmował Jaruzelskiego w Belwederze, to dlatego inni funkcjonariusze Układu, tacy jak Adam Michnik, fraternizowali się z Czesławem Kiszczakiem, to dlatego prawo uczestnictwa w polskim życiu politycznym mają tacy „zaufani ludzie KGB” jak Leszek Miller czy Aleksander Kwaśniewski. Wszyscy oni korzystają z przechwyconego przez Komorowskiego urzędu prezydenta dla przedłużenia uzależnienia Polski od możnych sąsiadów i utrzymywania opozycyjnej wobec postsowietyzmu części społeczeństwa pod stałym ostrzałem propagandowym.

Psikusy cara

Ten układ sił wydawał się niezwyciężony (wygrali siedem ostatnich wyborów), gdy nagle ów święty postkomunistyczny spokój został zburzony, i to nie przez wrogie siły patriotyczne, ale przez najwyższego gwaranta status quo, dobrodzieja łaskawie patronującego Komorowskiemu – cara Władimira Putina.

I oto na gwałt trzeba było kraść koncepcje, programy i nawet dosłownie kalkować wypowiedzi człowieka, którego jeszcze niedawno usiłowano wykreślić z polskiej pamięci zbiorowej. Oto „Lechem Kaczyńskim” zaczęli mówić i Komorowski, i Tusk, i Sikorski, i gromady funkcjonariuszy informacji, starannie dbając tylko o jedno: żeby nie wspomnieć, iż jeszcze przed chwilą wszystkie te prawdy przedstawiali jako chore koncepty wariata, nieudacznika i zoologicznego rusofoba.

Okazuje się jednak, że nawet pełna mobilizacja koalicji wszystkich ośrodków systemowego kłamstwa nie daje rady zatrzeć w społeczeństwie poczucia, że w tych kręconych przez establishment postkomunistyczny piruetach coś nie trzyma się kupy.

Wypróbowane metody

Co wobec tego ma zrobić prezydent wraz z całą kancelarią i innymi biurami wyspecjalizowanymi w dezinformacji, dezintegracji, dezorganizacji społeczeństwa? Odpowiedź jest prosta jak teoria marksizmu-leninizmu: raz przeprowadzona udanie kombinacja operacyjna powinna być powtarzana w nowych warunkach! Co zrobił Jaruzelski, mogący nosić tytuł „zasłużonego antysemity” w 1983 r., gdy chciał – via Jerozolima – wpłynąć na elity rządzące USA, by zdjęły sankcje nałożone na PRL i Związek Sowiecki? Razem z innymi znanymi żydożercami nagle przeobraził się w filosemitę i zebrał całą agenturę ze środowisk żydowskich krajowych i zagranicznych, by urządzić uroczyste obchody czterdziestolecia powstania w getcie.

Podziemna Solidarność zorganizowała obchody z udziałem Marka Edelmana, byłego dowódcy ŻOB, ale działacze żydowscy z Zachodu zainteresowani biznesami, jakie można robić z reżimem, woleli towarzystwo członka Rady Krajowej PRON Szymona Szurmieja, według dokumentów IPN zarejestrowanego jako wieloletni tajny współpracownik.

Podobnie rok później, gdy przy obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego powstał kłopot ze znalezieniem kogoś mogącego udawać reprezentanta środowiska AK, najbardziej dotkniętego okrucieństwem represji komunistycznych, Jaruzelski z Kiszczakiem sięgnęli po Zbigniewa Ścibora-Rylskiego, zarejestrowanego według dokumentów IPN jako TW „Zdzisławski”. Wszyscy zainteresowani wiedzieli, że to szpicel, ale propaganda komunistyczna bezczelnie robiła z niego cichego bohatera oporu przeciw sowietyzmowi!

Ponieważ, jak wspomnieliśmy, leninizm pozostaje wiecznie żywy, metodą Jaruzelskiego z usług dywersantów jeszcze częściej korzystał Komorowski. Niby Polska odzyskała niepodległość, niby to już nie jest PRL, lecz RP, ale dobry agent czym starszy, tym lepszy, bo bolszewia może używać argumentu o... miłosierdziu chrześcijańskim.

W tej chwili Komorowski znowu używa metody Jaruzelskiego. Spośród rodzin ofiar katastrofy wyławia się osoby, które miały bezpośrednie lub rodzinne związki z SB, doprasza aktywistów walki z Kościołem i nazywa ich reprezentantami rodzin smoleńskich. Rozpoczęło się to, co świetnie określił Ryszard Makowski na portalu wPolityce.pl jako „Przedwyborczy taniec Platformy na pomnikach smoleńskich”, przypominając, jak „stara, dobra, sowiecka szkoła propagandy nakazywała przejmować symbole i hasła przeciwnika, a także podszywać się pod wszelkie ruchy narodowe podbijanych krajów”. Taki jest sens obecnej kampanii wokół pomnika smoleńskiego, bliźniaczo podobnej do wydarzeń z 1983 r. i 1984 r.

 



Źródło: Gazeta Polska

Krzysztof Wyszkowski