Minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska zrezygnowała z nadzoru nad cywilnymi służbami specjalnymi. Nieprzypadkowo właśnie teraz dochodzi do przetasowań w nadzorze nad służbami. Za miesiąc są wybory samorządowe i właśnie rozpoczyna się cicha kampania prezydencka Bronisława Komorowskiego - pisze „Gazeta Polska”.
Nominacja Teresy Piotrowskiej na ministra przez premier Ewę Kopacz była ogromnym zaskoczeniem. W latach 80. Piotrowska była działaczką Stowarzyszenia „PAX”, które skupiało katolików współpracujących z komunistami, a w stanie wojennym działała w Patriotycznym Ruchu Ocalenia Narodowego, wspierającym rządzącą juntę. Nikt nie spodziewał się, że tak ważne ministerstwo, w którego kompetencjach jest nadzór nad służbami specjalnymi, obejmie
była katechetka i posłanka, która przez całą parlamentarną karierę (została posłem z ramienia PO w 2001 r.) zajmowała się głównie równouprawnieniem kobiet i mężczyzn.
Jednym z pierwszych posunięć nowej minister była rezygnacja z nadzoru nad służbami specjalnymi.
To zadanie powierzono sprawdzonemu za czasów premiera Donalda Tuska ministrowi Jackowi Cichockiemu, dziś szefowi kancelarii Ewy Kopacz.
Fatalna nominacja
Co to oznacza? Wystarczy przypomnieć, jak wyglądał nadzór nad służbami w czasie, gdy zajmował się tym Cichocki – służby robiły, co chciały. Klasycznym tego przykładem jest informacja, jakiej udzielił on w sejmie po katastrofie smoleńskiej – było w niej wiele przekłamań i niedopowiedzeń.
Warto też pamiętać o roli Cichockiego, jaką odegrał podczas przygotowań wizyty prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, co zostało dokładnie opisane w drugim wydaniu „Raportu Smoleńskiego”. To właśnie Cichocki był przestrzegany przez pracowników Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego, że członkowie rządu Donalda Tuska mogą być użyci przez Rosjan do rozgrywek na polskiej scenie politycznej. Cichocki nic z tym nie zrobił, a czas pokazał, że Rosjanie wykorzystywali polski rząd do obniżenia rangi wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu.
Komentatorzy uważają, że
dotychczasowa postawa Cichockiego gwarantuje „spokój w służbach”, w których nic się nie zmieni i nadal będą rządziły w nich stare koterie.
– Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów ma tyle obowiązków, że nie znajdzie czasu na zajęcie się służbami. Planowana od trzech lat reforma nie dojdzie do skutku, a prace nad nią zostaną wrzucone do kosza. Ta nominacja jest po prostu fatalna – mówi „Gazecie Polskiej” Bogdan Święczkowski, szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w rządzie PiS.
Kłamstwa w sprawie Smoleńska
Odpowiedzialny w 2010 r. za nadzór nad służbami specjalnymi minister Jacek Cichocki
wprowadził opinię publiczną w błąd, twierdząc, że zaraz po katastrofie karty SIM telefonów ofiar zostały zablokowane. Mówił o tym 29 kwietnia 2010 r. na słynnym sejmowym posiedzeniu, podczas którego ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz stanowczo twierdziła, że ziemia w miejscu katastrofy została zbadana, wręcz przepokana, z najwyższą starannością.
„Służby ochrony państwa przeprowadziły również stosowne działania w celu zablokowania terminali BlackBerry, jeżeli chodzi o wojskowych, czy też kart SIM, zwracając się do operatorów kart SIM używanych w telefonach, żeby one nie mogły być w żaden sposób wykorzystane. To działo się w pierwszych godzinach po katastrofie” – zapewniał zgromadzonych na sali posłów minister Cichocki. Podkreślał jednocześnie, że
„nie ma podstaw, by twierdzić, że strona rosyjska podjęła jakiekolwiek działania, aby mieć samodzielny dostęp do tych materiałów" [chodziło nie tylko o sprzęt elektroniczny, ale także o wszystkie notatki pasażerów i załogi znajdujące się na pokładzie Tu-154M – przyp. red.].
Dziś już wiadomo, że było inaczej. Na zlecenie prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie ABW sporządziła opinię dotyczącą telefonów zabezpieczonych na miejscu katastrofy. Jest w niej wykaz kart SIM, które zalogowały się do rosyjskiej sieci i były aktywne po katastrofie. Biegły nie był w stanie określić czasu, kiedy telefony ofiar katastrofy smoleńskiej zostały ostatecznie wyłączone. Wiadomo natomiast, które karty SIM były aktywne jeszcze wiele godzin po katastrofie. Wśród nich była karta telefonu gen. Andrzeja Błasika. Po katastrofie działał także telefon gen. Bronisława Kwiatkowskiego, dowódcy operacyjnego Sił Zbrojnych RP. Na terenie Rosji była aktywna również karta SIM telefonu Zbigniewa Wassermanna.
Więcej w tygodniku „Gazeta Polska”
Źródło: Gazeta Polska
Dorota Kania