Dwa lata temu, 30 października 2012 r., Cezary Gmyz na łamach „Rzeczpospolitej” ujawnił, że polscy biegli wykryli w Smoleńsku ślady materiałów wybuchowych na szczątkach rządowego Tu-154M.
Przez dwa lata prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy Wojskowa Prokuratura Okręgowa usiłuje zrobić wszystko, by przekonać Polaków, że na wraku tupolewa nie było żadnych materiałów wybuchowych. Że związki chemiczne znalezione na wraku występują m.in. w paście do butów i kiełbasie. Wojskowi śledczy idą w zaparte, mimo że niezależni naukowcy potwierdzili badaniami obecność materiałów wybuchowych na szczątkach samolotu. Kolejna bełkotliwa opinia, którą właśnie na swojej stronie opublikowała Naczelna Prokuratura Wojskowa, jest dowodem na to, że wojskowi prokuratorzy w kluczowych kwestiach mówią głosem gen. Tatiany Anodiny i MAK‑u. A w istocie głosem kagebisty Władimira Putina, który od momentu tragedii narzucił narrację ws. katastrofy, skwapliwie podjął ją premier Donald Tusk i cała PO – w tym ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz. Trudno więc się spodziewać, że teraz wojskowi śledczy zrobią w tył zwrot i zaprzeczą pani premier, która, jak pamiętamy, zapewniała o przekopaniu smoleńskiej ziemi na metr w głąb.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Dorota Kania