Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Nacjonaliści – główny towar eksportowy Putina. Front Narodowy i Jobbik pod urokiem Kremla

Przez właściwie cały okres istnienia imperium rosyjskiego jednym z podstawowych elementów jego polityki było utrzymywanie w europejskich państwach nie tylko siatki agentów wpływu, lecz także i

Ian Langsdon/PAP/EPA
Ian Langsdon/PAP/EPA
Przez właściwie cały okres istnienia imperium rosyjskiego jednym z podstawowych elementów jego polityki było utrzymywanie w europejskich państwach nie tylko siatki agentów wpływu, lecz także intensywnych relacji z całymi grupami politycznymi, które reprezentowały i lobbowały za moskiewskimi interesami, w zamian często uzyskując różnego typu gratyfikacje biznesowe. Przez okres trwania ZSRS głównym partnerem i lobbystą Moskwy była oczywiście europejska lewica. Dziś jednak widzimy reorientację Rosji. Już nie skrajną lewicą, lecz grupami politycznymi określającymi siebie mianem „nacjonalistów” bądź „narodowców” najbardziej interesuje się Kreml. A te grupy z chęcią na to zainteresowanie odpowiadają - pisze „Gazeta Polska”.

„Gazeta Polska” przygląda się relacji Moskwy z dwiema najsilniejszymi partiami skrajnej prawicy w Europie – z węgierskim Jobbikiem i francuskim Frontem Narodowym. Oczywiście skrajnie proputinowskie sympatie nie ograniczają się do tych dwóch ugrupowań nacjonalistycznych. Ale zarówno Front, jak i Jobbik są realnymi siłami politycznymi w swoich państwach. Marine Le Pen (przywódczyni FN) zdobyła w wyborach prezydenckich w 2012 r. prawie 18 proc. głosów, a jej partia odniosła ostatnio znaczny sukces w wyborach lokalnych. Jobbik zaś w ostatnich wyborach parlamentarnych zdobył aż 20 proc. głosów. W tym kontekście proputinowscy politycy, np. z Wielkiej Brytanii (jak Nick Griffin z Brytyjskiej Partii Narodowej), są marginesem w swoich państwach.

Francja

Miłość Frontu Narodowego do Moskwy jest wyrażana explicite. Widać tu prostą kontynuację zachwytów prokomunistycznej lewicy francuskiej nad Rosją. Tylko tym razem obiekt adoracji okazał się inny. Już nie dygnitarze partii komunistycznych, tacy jak Stalin czy Breżniew, ale Putin. Chociaż jest dość wyraźny wspólny element tej miłości – nadal jej obiektem są ludzie związani z KGB.

Marine Le Pen od kilku lat oczekuje, by Francja „zrezygnowała z wspierania USA i zwróciła się w stronę Rosji”. Sama odwiedziła rosyjską Dumę w czerwcu 2013 r. W kolejnych swoich wypowiedziach przywódczyni Frontu opisuje Putina, używając słów stosowanych do określania męskiej atrakcyjności. Jest to więc mężczyzna „silny”, „stanowczy”, którego ona „podziwia”. Projekt geopolityczny Frontu Narodowego? Sojusz francusko-rosyjski oparty na jak najgłębszym partnerstwie militarnym i energetycznym. Le Pen proponuje też, by zamiast Unii Europejskiej powstała unia paneuropejska, której ważnym członkiem byłaby putinowska Rosja.

Ten proputinowski kierunek Frontu ujawnił się w pełni podczas konfliktu na Ukrainie.

Ojciec ideologiczny Frontu Narodowego zachwycał się faktem, że Rosja Putina odzyskała Krym. – „Krym zawsze należał do Rosji” – stwierdził Jean-Marie Le Pen, dziś prezydent honorowy tej partii. Sama Marine Le Pen najpierw uznała, że sposób przeprowadzenia referendum na Krymie był bez zarzutu (przypomnijmy – w Sewastopolu frekwencja wyniosła… 123 proc.), a następnie poparła putinowską ideę federalizacji Ukrainy.

Relacje Frontu z Rosją są nie tylko polityczne. We wrześniu 2012 r. powstał kanał Pro Russia TV, będący kolejną odsłoną kremlowskiej tuby, Głosu Rosji. Mimo ponawianych pytań dziennikarzy, medium to nie ujawniło wysokości finansów, jakimi operuje. Wiadomo jednak, że analogiczny twór w Niemczech nie miał problemu, by od ręki wyłożyć ponad 3 mln euro na sfinansowanie swoich pierwszych audycji. Co istotne, we francuskim Pro Russia TV pracują dziennikarze związani z Frontem Narodowym czy wręcz ludzie tej partii (m.in. Sylvie Collet czy Gilles Arnaud). Telewizja ta w całości jest zdominowana przez najbardziej ordynarny typ propagandy putinowskiej (w tym ten atakujący Polskę). Ludzie z FN są też zaangażowani w wielu instytucjiach mających rozwijać biznes francusko-rosyjski.

Węgry

Dla ludzi znających historię relacji Moskwy i Budapesztu zaskakujący może być fakt zauroczenia Kremlem, w jakie popadają węgierscy nacjonaliści z partii Jobbik. Ale obie strony łączy wiele. Począwszy od niechęci do Unii Europejskiej, po postulaty rewizjonistyczne. To kolejna radykalna partia polityczna, która zaczyna w Europie odgrywać rolę konia trojańskiego Moskwy.

Jak przypomina prestiżowy magazyn „Foregin Affairs”, w maju 2013 r. związani z Kremlem rosyjscy nacjonaliści zaprosili lidera Jobbiku Gabora Vonę na Uniwersytet Moskiewski. Vona spotkał się również z deputowanymi do rosyjskiej Dumy, a także z Iwanem Graczewem, przewodniczącym parlamentarnej komisji ds. energii, oraz Wasilijem Tarasikiem odpowiedzialnym za surowce naturalne. Po spotkaniu węgierscy nacjonaliści przechwalali się, że wizyta była przełomem, i nie ukrywali zadowolenia, że Rosjanie traktują ich jak potencjalnego partnera.

Najjaskrawiej jednak uwielbienie węgierskich nacjonalistów dla rosyjskich strategów politycznych widać na przykładzie kryzysu na Ukrainie. Tylko w ostatnim miesiącu Jobbik zdążył uznać nowy rząd ukraiński za „szowinistyczny i bezprawny”, a także piać z radości nad krymskim referendum, które przypieczętowało oderwanie półwyspu od Ukrainy.

I tak 3 marca w swoim oświadczeniu nacjonaliści wezwali węgierski rząd i tamtejsze ministerstwo spraw zagranicznych do podjęcia działań „w celu ochrony węgierskiej mniejszości etnicznej w regionie Niecki Karpackiej”. Co więcej, nacjonaliści oburzali się, że polityka Zachodu w stosunku do Ukrainy przypomina zimną wojnę i ma na celu rozwinięcie swojej strefy wpływów na wschód.

Zdaniem węgierskich radykałów, zaangażowanie Zachodu w kryzys jest „obłudne”. I choć Jobbik krytykuje reżim rządu Janukowycza oraz katastrofalną politykę Partii Regionów, dostrzegając ich odpowiedzialność za kryzys, to jednocześnie oskarża Zachód o „machinacje finansowe, polityczne i wywiadowcze”. Kryzys jest przez Jobbik postrzegany jako kolejny etap walki między Rosją a osią Waszyngton–Bruksela. Nacjonaliści nie ukrywają przy tym, że stoją po stronie Władimira Władimirowicza.

Márton Gyöngyösi, politolog i polityk Jobbiku znany z szowinistycznych i antysemickich wypowiedzi, powiedział, że w jego mniemaniu Zachód dąży do rozszerzenia strefy wpływów, sięgając poza Europę Środkowo-Wschodnią, którą „już kupił i wykorzystuje”. Zażądał przy tym pełnej autonomii dla Niecki Karpackiej oraz powiedział, że sprzeciwia się ewentualnemu ukraińskiemu poborowi wojskowemu w tym regionie. Biorąc przykład z Moskwy, wezwał także do „zapewnienia bezpieczeństwa mniejszości węgierskiej”. – Należy zagwarantować pełną autonomię węgierskiej i rosyjskiej mniejszości – powiedział.

Kolejnym dowodem na chemię między węgierskimi nacjonalistami a rosyjskim niedźwiedziem jest reakcja tych pierwszych na krymskie referendum. Jobbik uznał je za „triumf samostanowienia”. Zdaniem partii Gabora Vony referendum było „zgodne z prawem i prawomocne pomimo presji Rosji i rządu ukraińskiego”.

Jak ujawnił portal Niezależna.pl, na liście zagranicznych „obserwatorów” krymskiego referendum znajdują się członkowie węgierskiego Jobbiku. Jest nim np. eurodeputowany Béla Kovács. Przedstawicielem Austrii jest Johann Stadler, który twierdzi, że dziennikarka Anna Politkowska „zamówiła” swoje zamordowanie. Z kolei serbski przedstawiciel obserwatorów Zoran Radoncić ma zakaz wjazdu do Kanady z powodu negowania Holokaustu.

Zachwycony oderwaniem Krymu od Ukrainy Jobbik nie ukrywa, że chciałby przeprowadzenia podobnych referendów we wszystkich okręgach, które wchodziły w skład Węgier sprzed ustaleń traktatu w Trianon (1920 r.). Zaczynając oczywiście od osłabionej Ukrainy. Chętnie przywoływany jest także przykład miasta Sopron, „najbardziej lojalnego miasta Węgier”. Tam w 1921 r., pomimo ustaleń z Trianon wcielającym je do Austrii, przeprowadzono plebiscyt, w wyniku którego miasto pozostało na Węgrzech.

W ostatnich wyborach na Węgrzech narodowo-radykalny Jobbik zdobył 20,66 proc. głosów. Może liczyć na ok. 23 reprezentantów w parlamencie. Gabor Vona oznajmił, że jego ugrupowanie jest obecnie „najsilniejszym narodowo-radykalnym ugrupowaniem” w Unii Europejskiej.

Całość artykułu w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”

 



Źródło: Gazeta Polska

Wojciech Mucha,​Dawid Wildstein